Aktualności

03.09.2007
Prokom Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 1:1 (Dziennik Bałtycki)
Mecze Arki Gdynia ze Śląskiem Wrocław to w obu miastach - dla organizatorów i służb porządkowych - spotkania podwyższonego ryzyka. Zawsze istnieje obawa, że może dojść do starć kibiców tych zespołów. Tymczasem wczoraj w Gdyni, był to mecz podwyższonego ryzyka, ale... sportowego dla zespołu gospodarzy. Potwierdził to remis 1:1, co w praktyce oznacza, że gdynianie po raz pierwszy w tym sezonie stracili na własnym stadionie dwa punkty.
Trener Wojciech Stawowy nie mógł skorzystać w tym meczu z usług kontuzjowanych Marcina Chmiesta i Tomasza Sokołowskiego. W zespole gości natomiast zadebiutował mający za sobą ponad 200 występów w ekstraklasie Wojciech Górski. Od pierwszego gwizdka sędziego gra była wyrównana. Niby aktywniejsi byli żółto-niebiescy, ale wrocławianie nękali ich szybkimi kontrami. W 10 min. dość niespodziewanie gorąco zrobiło się pod bramką gospodarzy. Po dośrodkowaniu Krzysztofa Wołczka, środkowy obrońca Arki Krzysztof Sobieraj omal nie strzelił samobójczego gola. Uderzona przez niego głową piłka przelobowała bowiem Andrzeja Bledzewskiego, ale na szczęście, także bramkę. Kolejna akcja wrocławian w 14 min. zaczęła się niewinnie od wrzutu piłki z autu. Futbolówka poszybowała w pole karne, tam dwukrotnie przebijali ja głową piłkarze gości, aż dopadł do niej Robert Rosiński i z 12 metrów posłał do siatki. Bierność defensorów Arki w tej sytuacji była zastraszająca.
Szansa na wyrównanie nadarzyła się w 21 min. spotkania. Po rzucie wolnym Bartosza Ławy z 7 metrów strzelał głową Marek Szyndrowski, ale prosto w bramkarza Śląska Radosława Janukiewicza. Gdynianie chcąc szybko odrobić minimalną stratę, zapomnieli, że ich atutem są akcje skrzydłami, budowane z większej ilości podań. Wczoraj chcieli długimi podaniami przenosić piłkę w pole karne Śląska, ale niewiele dobrego z tego wynikało. Tak było do 42 min. spotkania. Wówczas piłkę z rzutu rożnego posłał na przedpole bramki Śląska Bartosz Ława, tam strzelał głową Łukasz Kowalski, ale do odbitej przez Wołczka piłki doszedł Marcin Wachowicz i z bliska posłał futbolówkę do siatki. Kilka tysięcy gdyńskich kibiców odetchnęło z ulgą. Arka - Śląsk 1:1.
Po przerwie sympatycy gdynian liczyli na znacznie efektowniejszą i efektywniejszą grę swoich piłkarzy. Zamiast jednak składnych akcji na boisku obserwowaliśmy coraz więcej bałaganu, a gra się wyraźnie zaostrzyła. Przy znanym antagoniźmie kibiców obu drużyn mogło to grozić zupełnie niepotrzebnym podgrzaniem atmosfery na trybunach. Na szczęście piłkarze się opanowali, ale gry na wysokim poziomie nadal nie było. Mimo wszystko w 62 min. spotkania to gdynianie powinni objąć prowadzenie. Po sporym zamieszaniu pod bramką Śląska z 7-8 metrów strzelał Bartosz Karwan, ale posłał piłkę nad poprzeczką. Kilka minut później próbkę swoich strzeleckich możliwości dał debiutujący w zespole Śląska, a wprowadzony chwilę wcześniej, Przemysław Łudziński. Na szczęście czujny w bramce był Bledzewski.
Piłkarzom Arki trudno było odmówić ambicji i chęci wygrania tego meczu, ale nie szło to w parze z pomysłem na realizację tego celu. Gdynianie grali wyraźnie za nerwowo i można przypuszczać, że wbrew zaleceniom trenera Stawowego. Nie pomogło wprowadzenie na boisko Grzegorza Nicińskiego, nie pomogła też wymuszona zmiana Łukasza Kowalskiego na Piotra Weinara. Arka szarpała się głównie w środku pola, ale sytuacji bramkowych nie było z tego wcale. Śląsk próbował kontratakować, ale na długo przed końcem meczu widać było, że podział punktów w Gdyni wyraźnie zadawala zespół gości.
Warszawski arbiter Artur Radziszewski do czasu gry doliczył aż 5 minut, ale i tej szansy żółto-niebiescy nie wykorzystali. Mocny, ale nad poprzeczką, strzał Pawła Weinara to był jedyny moment tego okresu gry, dający nadzieję, że Arka może jeszcze zdobyć zwycięską bramkę. Zatem remis w Gdyni, który na pewno bardziej cieszy Ryszarda Tarasiewicza i jego podopiecznych. Dla gdynian natomiast to już trzeci remis w tych rozgrywkach, ale pierwszy w Gdyni. Arka straciła już w tym sezonie sześć punktów, co znacznie wydłuża jej drogę do drugoligowej czołówki.
Prokom Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 1:1 (1:1)
Bramki: 0:1 Robert Rosiński (14 min.), 1:1 Marcin Wachowicz (42)
Arka: Bledzewski - Kowalski (79 Weinar), Szyndrowski, Sobieraj, Kalousek - Mazurkiewicz, Ława, Moskalewicz (72 Niciński) - Karwan (90 Łabędzki), Wachowicz, Bazler
Śląsk: Janukiewicz - Wołczek, Wójcik, Pokorny, Ćap - Rosiński (65 Wan), Sztylka, Górski, Klofik (84 Ostrowski) - Imeh, Ulatowski (63 Łudziński)
Żółte kartki: Bartosz Karwan, Marek Szyndrowski, Bartosz Ława (Arka) oraz Benjamin Imeh, Dariusz Sztylka, Krzysztof Wołczek, Vladimir Ćap, Przemysław Łudziński (Śląsk)
Sędziował: Artur Radziszewski (Warszawa). Widzów ok. 7 tys.
Po meczu obaj trenerzy powiedzieli
Wojciech Stawowy
trener Arki
- Jestem zły, bo znowu straciliśmy dwa punkty. Pierwszą połowę meczu przespaliśmy. Druga była może nieco lepsza, ale jak w takim meczu walki ma się jedną lub dwie sytuacje podbramkowe to trzeba umieć je wykorzystać. Goście wybijali nas z uderzenia. Nastawieni byli na destrukcje i swój cel osiągnęli.
Ryszard Tarasiewicz
trener Śląska
- Remis jest naszym sukcesem. Przez pierwsze 30 minut graliśmy tak jak sobie założyliśmy i mogliśmy strzelić nawet drugą bramkę. Później było już gorzej. Po przerwie zrobiło się nerwowo kiedy z trybun wybiegł jeden z gdyńskich kibiców i ukradł powieszony w bramce klubowy szalik Janukiewicza. Takie incydenty nie powinny się na boisku zdarzać, a moi piłkarze potraktowali to zdarzenie emocjonalnie.
Janusz Woźniak
Trener Wojciech Stawowy nie mógł skorzystać w tym meczu z usług kontuzjowanych Marcina Chmiesta i Tomasza Sokołowskiego. W zespole gości natomiast zadebiutował mający za sobą ponad 200 występów w ekstraklasie Wojciech Górski. Od pierwszego gwizdka sędziego gra była wyrównana. Niby aktywniejsi byli żółto-niebiescy, ale wrocławianie nękali ich szybkimi kontrami. W 10 min. dość niespodziewanie gorąco zrobiło się pod bramką gospodarzy. Po dośrodkowaniu Krzysztofa Wołczka, środkowy obrońca Arki Krzysztof Sobieraj omal nie strzelił samobójczego gola. Uderzona przez niego głową piłka przelobowała bowiem Andrzeja Bledzewskiego, ale na szczęście, także bramkę. Kolejna akcja wrocławian w 14 min. zaczęła się niewinnie od wrzutu piłki z autu. Futbolówka poszybowała w pole karne, tam dwukrotnie przebijali ja głową piłkarze gości, aż dopadł do niej Robert Rosiński i z 12 metrów posłał do siatki. Bierność defensorów Arki w tej sytuacji była zastraszająca.
Szansa na wyrównanie nadarzyła się w 21 min. spotkania. Po rzucie wolnym Bartosza Ławy z 7 metrów strzelał głową Marek Szyndrowski, ale prosto w bramkarza Śląska Radosława Janukiewicza. Gdynianie chcąc szybko odrobić minimalną stratę, zapomnieli, że ich atutem są akcje skrzydłami, budowane z większej ilości podań. Wczoraj chcieli długimi podaniami przenosić piłkę w pole karne Śląska, ale niewiele dobrego z tego wynikało. Tak było do 42 min. spotkania. Wówczas piłkę z rzutu rożnego posłał na przedpole bramki Śląska Bartosz Ława, tam strzelał głową Łukasz Kowalski, ale do odbitej przez Wołczka piłki doszedł Marcin Wachowicz i z bliska posłał futbolówkę do siatki. Kilka tysięcy gdyńskich kibiców odetchnęło z ulgą. Arka - Śląsk 1:1.
Po przerwie sympatycy gdynian liczyli na znacznie efektowniejszą i efektywniejszą grę swoich piłkarzy. Zamiast jednak składnych akcji na boisku obserwowaliśmy coraz więcej bałaganu, a gra się wyraźnie zaostrzyła. Przy znanym antagoniźmie kibiców obu drużyn mogło to grozić zupełnie niepotrzebnym podgrzaniem atmosfery na trybunach. Na szczęście piłkarze się opanowali, ale gry na wysokim poziomie nadal nie było. Mimo wszystko w 62 min. spotkania to gdynianie powinni objąć prowadzenie. Po sporym zamieszaniu pod bramką Śląska z 7-8 metrów strzelał Bartosz Karwan, ale posłał piłkę nad poprzeczką. Kilka minut później próbkę swoich strzeleckich możliwości dał debiutujący w zespole Śląska, a wprowadzony chwilę wcześniej, Przemysław Łudziński. Na szczęście czujny w bramce był Bledzewski.
Piłkarzom Arki trudno było odmówić ambicji i chęci wygrania tego meczu, ale nie szło to w parze z pomysłem na realizację tego celu. Gdynianie grali wyraźnie za nerwowo i można przypuszczać, że wbrew zaleceniom trenera Stawowego. Nie pomogło wprowadzenie na boisko Grzegorza Nicińskiego, nie pomogła też wymuszona zmiana Łukasza Kowalskiego na Piotra Weinara. Arka szarpała się głównie w środku pola, ale sytuacji bramkowych nie było z tego wcale. Śląsk próbował kontratakować, ale na długo przed końcem meczu widać było, że podział punktów w Gdyni wyraźnie zadawala zespół gości.
Warszawski arbiter Artur Radziszewski do czasu gry doliczył aż 5 minut, ale i tej szansy żółto-niebiescy nie wykorzystali. Mocny, ale nad poprzeczką, strzał Pawła Weinara to był jedyny moment tego okresu gry, dający nadzieję, że Arka może jeszcze zdobyć zwycięską bramkę. Zatem remis w Gdyni, który na pewno bardziej cieszy Ryszarda Tarasiewicza i jego podopiecznych. Dla gdynian natomiast to już trzeci remis w tych rozgrywkach, ale pierwszy w Gdyni. Arka straciła już w tym sezonie sześć punktów, co znacznie wydłuża jej drogę do drugoligowej czołówki.
Prokom Arka Gdynia - Śląsk Wrocław 1:1 (1:1)
Bramki: 0:1 Robert Rosiński (14 min.), 1:1 Marcin Wachowicz (42)
Arka: Bledzewski - Kowalski (79 Weinar), Szyndrowski, Sobieraj, Kalousek - Mazurkiewicz, Ława, Moskalewicz (72 Niciński) - Karwan (90 Łabędzki), Wachowicz, Bazler
Śląsk: Janukiewicz - Wołczek, Wójcik, Pokorny, Ćap - Rosiński (65 Wan), Sztylka, Górski, Klofik (84 Ostrowski) - Imeh, Ulatowski (63 Łudziński)
Żółte kartki: Bartosz Karwan, Marek Szyndrowski, Bartosz Ława (Arka) oraz Benjamin Imeh, Dariusz Sztylka, Krzysztof Wołczek, Vladimir Ćap, Przemysław Łudziński (Śląsk)
Sędziował: Artur Radziszewski (Warszawa). Widzów ok. 7 tys.
Po meczu obaj trenerzy powiedzieli
Wojciech Stawowy
trener Arki
- Jestem zły, bo znowu straciliśmy dwa punkty. Pierwszą połowę meczu przespaliśmy. Druga była może nieco lepsza, ale jak w takim meczu walki ma się jedną lub dwie sytuacje podbramkowe to trzeba umieć je wykorzystać. Goście wybijali nas z uderzenia. Nastawieni byli na destrukcje i swój cel osiągnęli.
Ryszard Tarasiewicz
trener Śląska
- Remis jest naszym sukcesem. Przez pierwsze 30 minut graliśmy tak jak sobie założyliśmy i mogliśmy strzelić nawet drugą bramkę. Później było już gorzej. Po przerwie zrobiło się nerwowo kiedy z trybun wybiegł jeden z gdyńskich kibiców i ukradł powieszony w bramce klubowy szalik Janukiewicza. Takie incydenty nie powinny się na boisku zdarzać, a moi piłkarze potraktowali to zdarzenie emocjonalnie.
Janusz Woźniak
|