Aktualności
03.11.2012
Nie interesuje ich nawet remis.
Arka Gdynia w tym sezonie nie miała bić się o awans do ekstraklasy, ale mimo odmłodzenia drużyny, nikt nie spodziewał się, że żółto-niebiescy zwyciężą zaledwie w pięciu z czternastów meczów I ligi.
– Musimy zacząć znów wygrywać. Nie możemy zadowolić się jednym zwycięstwem, a spróbować triumfować w kilku spotkaniach z rzędu. Inaczej nasza sytuacja w tabeli będzie jeszcze trudniejsza. Nawet remis w Olsztynie może być dla nas katastrofą – ocenia Radosław Pruchnik.
26-latek od siódmej kolejki umiejętnie wystrzega się czwartego upomnienia sędziowskiego, które oznaczałoby dla niego przymusową pauzę. To on najczęściej jest przy piłce, gdy Arka Gdynia ma atakować.
– Nie wiem, jak nasza gra wygląda z trybun, ale z perspektywy boiska mogę powiedzieć, że nie mamy problemów z rozgrywaniem piłki w środkowych rejonach boiska. Pod tym względem przewyższamy wiele zespołów. Problem zaczyna się wówczas, gdy z piłką trzeba utrzymać się z przodu, pod presją obrońców rywali – dodaje Radosław ?Pruchnik.
Kto odpowiada za taki stan rzeczy? Czy to piłkarze drugiej linii nie potrafią dokładnymi podaniami wyprowadzić na pozycje napastników, czy też więcej należy wymagać od tych drugich, bo nie szukają gry?
– Zapewne ta odpowiedzialność leży pośrodku. Nie chcę wypowiadać się na ten temat, gdyż nie jestem trenerem, ani tym bardziej nie zamierzam nikogo oskarżać. Jednak nie może być tak, że to my rozgrywający cały czas jesteśmy w grze, bo piłka szybko do nas wraca. Też potrzebujemy czasu na chwilę odpoczynku – podkreśla Radosław ?Pruchnik.
Copyright Arka Gdynia |