Aktualności
22.10.2012
Nawet Barcelona by nie dała rady.
Bezpośrednio po meczu piłkarze i trener Arki mieli wielkie zastrzeżenia do pracy arbitra pojedynku z Olimpią Grudziądz, który żółto-niebiescy przegrali 0:1. Gdy opadły emocje, w gdyńskim klubie podjęto decyzję, że nie będą składane odwołania o anulowanie żadnej z pokazanych w sobotę kartek, a tym bardziej podejmowane inne kroki wobec sędziego tego spotkania, Artura Aluszyka ze Szczecina.
Piłkarze Arki dostali wolne do wtorku, do godziny 14.00. Mają dość czasu, aby ochłonąć po trzeciej już w tym sezonie porażce u siebie 0:1 i spadku na 9. miejsce w I-ligowej tabeli.
-Był dziś na boisku jeden człowiek przeciwny, abyśmy zdobyli punkt - mówił od razu po spotkaniu Petr Nemec, szkoleniowiec żółto-niebieskich (przeczytaj relację z soboty). Jeszcze mocniej o szkoleniowca arbitra atakowali gdyński piłkarze.
-To jest skandal i nieporozumienie, co było gwizdane. Wiele razy grałem w III lidze, ale nawet tam nigdy nie spotkałem się z takim sędziowaniem. Obojętnie kto by dzisiaj grał, to by mu takie prowadzenie meczu przeszkadzało. Nawet Barcelona by nie dała rady - przekonywał Marcus.
Brazylijski snajper Arki miał prawo być najbardziej rozżalony. Po jego wyjście do piłki sędzia uznał za zbyt wczesne i dlatego nakazał powtórzyć rzut wolny, po którym padł zwycięski gol dla gości. Ponadto Marcus otrzymał żółtą kartkę. Jako że jest to jego czwarte napomnienie tego typu, nie będzie mógł wystąpić w sobotnim meczu z GKS Katowice. To duże osłabienie dla Arki, gdyż piłkarz wypożyczony z Orkana Rumia strzelił w tym sezonie już pięć goli. -Nie rozumiem za to ta kartka. Przecież zbiegałem daleko od muru - narzeka Marcus.
Z kartkami nie mógł pogodzić się również Krzysztof Sobieraj. Pierwszą otrzymał krytykę sędziego po podyktowaniu wolnego stopera za faul na Marcinie Smolińskim. To z tego stałego fragmentu gry goście zdobyli gola. -W mojej ocenie faulu w ogóle nie było, a zatem nie było mowy o faulu - zapewnia Sobieraj.
Drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę obrońca dostał już po meczu. -Za co? Sędzia twierdzi, że wymachiwałem rękami. Tymczasem ja wówczas byłem kapitanem drużyny. Uznałem, że pełniąc tę rolę powinienem w imieniu drużyny pożegnać się z arbitrem. Powiedziałem: "dziękuję panie sędzio", bez żadnych przekleństw i skłoniłem się niemal do pasa - relacjonuje Sobieraj, który po cichu liczył, że przynajmniej od tej drugiej kartki klub będzie się odwoływać. Stoper jednak będzie mógł grać w następnej kolejce, bo po czerwonej kartce następującej po dwóch żółtych nie ma obowiązku zawieszenia gracza na jedno spotkanie.
-Z tego co mi przekazano, nie będziemy odwoływać się od kartek, które zostały pokazane w meczu przeciwko Olimpii - informuje Tomasz Rybiński, rzecznik prasowy Arki.
Oznacza to, że do grona piłkarzy zagrożonych pauzą w kolejnym spotkaniu, dołączył Marcin Rzuchowski, który w sobotę otrzymał trzecią żółtą kartkę. Z takim bagażem grają również: Radosław Pruchnik, Piotr Tomasik i Marcin Dettlaff.
Odwołania od decyzji arbitra nie będzie składać również Olimpia, ale to nie oznacza, że wszystkie orzeczenia zostaną podtrzymane. Komisja Dyscypliny PZPN może nałożyć kary dodatkowe według własnego uznania. Najwięcej kontrowersji budziła sytuacja z 56. minuty, gdy Adam Cieliński rozbił łokciem łuk brwiowy Tomaszowi Jarzębowskiemu. Na ranę gdyńskiego kapitana założono cztery szwy.
-Co trzeba zrobić, aby dostać czerwoną kartkę? Facet wali Jarzębowskiego bez piłki, na łokciu ma krew, a Tomek leży z rozciętym łukiem brwiowym... I za to jest tylko żółta kartka? Cóż, na usta się ciśnie jedno słowo. Ale lepiej milczeć, bo wiadomo, że są kary, a sędzia tak na boisku, jak i w sądzie ma zawsze rację. W sobotę był to teatr jednego aktora - dodaje Sobieraj.
Copyright Arka Gdynia |