Aktualności
12.04.2012
Petr Nemec: Arka to klub nastawiony na sukces.
Marcin Ziach: Po słabej jesieni, świetny start rundy wiosennej zaowocował tym, że Arka Gdynia znów jest w czołówce tabeli I ligi i bije się o awans.
Petr Nemec: Po stracie dwóch punktów z Grudziądzem, bo inaczej tego remisu nie można było nazwać, trochę podrażniłem ambicję swoich zawodników. Powiedziałem im, że już byliśmy blisko, ale przez ich opieszałość nasz cel znów się oddalił. Widać, że potrafili dobrze zareagować, bo w Radzionkowie dali z siebie wszystko i dwa stracone u siebie punkty nadrobiliśmy z nawiązką. Nie zagraliśmy może najlepszego meczu dla oka, ale postawiliśmy na efekt, a ten jest dla nas dobry. Znów jesteśmy w tym miejscu, które przed tygodniem straciliśmy. To cieszy i daje nadzieję na przyszłość.
Podobno w tej lidze awans zdobywa się nie w meczach z bezpośrednimi rywalami, a z zespołami z dolnych rejonów tabeli, które grają bez kompleksów.
- Te wyniki rzeczywiście na to wskazują. Nie ma w czołówce drużyny, która z zespołami z dołu miałaby świetny bilans, chociażby żadnego meczu nie przegrała. Każdej zdarzyło się potknięcie z teoretycznie słabszym rywalem i dlatego nas tak bardzo cieszy zwycięstwo nad Ruchem, który ostatnio odprawił z kwitkiem Zawiszę Bydgoszcz. My cieszymy się tym bardziej, bo trzy punkty dostajesz za zwycięstwo nad Piastem czy Termaliką, ale też trzy trafiają na twoje konto za triumf nad Olimpią Elbląg. Nikogo w tej lidze nie można lekceważyć, bo każdy zespół też ma tego świadomość i nie odpuszcza ani na krok.
Mecz w Radzionkowie kończył się wynikiem stykowym. Może on jednak być mylący, bo Ruch tylko momentami nawiązywał z wami równorzędną walkę.
- Wynik 3:2 jest stykowy, ale cały mecz mieliśmy pod kontrolą. Łatwo i szybko strzeliliśmy dwie bramki i to właściwie ustawiło mecz. Potem bramka kontaktowa dla Ruchu, ale my dokładając trzecie trafienie chyba pozbawiliśmy Radzionków złudzeń, że coś jeszcze w tym meczu będą w stanie ugrać. Szkoda bramki straconej w końcówce, bo sami zafundowaliśmy sobie dramat, ale wynik końcowy jest dla nas korzystny i z tego możemy się cieszyć.
Nie było w tym sezonie chwili zwątpienia, że coś jednak jest nie tak, że ten zespół do czołówki już dobić nie da rady?
- Były takie wątpliwości, zwłaszcza w rundzie jesiennej. Nie po to jednak ciężko pracowaliśmy przez 2,5 miesiąca, żeby na wiosnę tę farsę powtórzyć. Powiedzieliśmy sobie przed rundą wiosenną, że będziemy za ten klub walczyć od końca. Ciężko było o taką deklarację, bo strata do czołówki była ogromna i szanse były iluzoryczne. Dobrze wystartowaliśmy i znów złapaliśmy z czołówką kontakt. To bardzo ważne, bo w tym punkcie sezonu jeszcze wszystko może się zdarzyć i wszystko jest możliwe. Jedyne co nas martwi, to że musimy oczekiwać potknięcia innych drużyn i liczyć, że ci co są nad nami będą tracili punkty.
Jest pan zaskoczony, że na wiosnę tak łatwo idzie wam odrabianie jesiennych strat i pięcie się w górę tabeli?
- Myślę, że o zaskoczeniu z mojej strony nie może być mowy. Widziałem jak wiele wysiłku chłopaki wkładali w dobre przygotowanie do rundy wiosennej i dziś gra przynosi im radość. Na jesień wyglądało to dramatycznie. Teraz wynik zrobił w Gdyni fajny team, który gra dobrą piłkę. Widać, że zawodnicy cieszą się grą i chcą wygrywać dla tego klubu, naszych kibiców i dla samych siebie.
W kadrze Arki roi się od zawodników z przeszłością w T-Mobile Ekstraklasie. Tym graczom szczególnie zależy, żeby w przyszłym sezonie być w elicie.
- Doświadczenie w tej lidze jest na wagę złota. Wiele zespołów buduje bowiem swoje kadry na podstawie młodzieżowców i utalentowanych juniorów. Te drużyny dobrze grają w piłkę i potrafią walczyć z najlepszymi, ale potrzebują trochę czasu, żeby okrzepnąć i włączyć się do walki o czołówkę. My o awans walczymy już w tym sezonie, choć jak nam się nie uda, to też nikt nie będzie robił z tego tragedii. Podpisując kontrakt dostałem od zarządu wytyczne, by w dwa lata wprowadzić Arkę do T-Mobile Ekstraklasy i wiem, że to jest możliwe.
Brak awansu wywalczonego już w tym sezonie zatem nie byłby dramatem tego zespołu?
- Gra na wiosnę nam się poukładała i na pewno, gdybyśmy nie awansowali, to nikt z tego by się nie cieszył i pojawił się jakiś element załamania. Musimy jednak pamiętać, że początek sezonu był w naszym wykonaniu tragiczny i strata do czołówki wyglądała na praktycznie nie do odrobienia. Dziś jesteśmy znów blisko i apetyty też są większe, ale musimy twardo stąpać po ziemi i skupiać się na tym, żeby wygrywać mecze. Może być tak, że wygramy wszystko do końca sezonu, a i tak nie awansujemy, więc nie ma co się niepotrzebnie podpalać, tylko grać i z zaciekawieniem patrzeć na tabelę.
Rok temu w podobnym położeniu był pan z Flotą Świnoujście. Wtedy skończyło się dziwnym krachem formy i tylko miejscem w czubie.
- Sytuacja w tym sezonie jest lepsza od tej sprzed roku, bo Gdynia naprawdę zasługuje na ten awans. Tym stadionem, kibicami, ludźmi oddanymi temu klubowi. To nie jest Świnoujście, gdzie grali zawodnicy, którzy chcieli się dopiero w tej lidze pokazać i zrobili świetny wynik, chyba trochę ponad stan. W Arce nastroje są zupełnie inne. Ten klub jest nastawiony na sukces i jest powiedziane, że musi go osiągnąć w krótkim czasie.
Który mecz z końcówki sezonu na pierwszoligowym froncie uważa pan za kluczowy, który zaważy o być, albo nie być Arki w T-Mobile Ekstraklasie?
- Dla nas każdy mecz jest kluczowy, bo gramy pod ogromną presją. Nie możemy sobie pozwolić na żadną stratę punktów, a wygrywać mecz za meczem jest naprawdę ciężko. Tym bardziej w takiej lidze, gdzie na Arkę wszyscy spinają się podwójnie i chcą pokusić się o niespodziankę. Nie zawsze im się to udaje, ale ogrom sił, które musimy w takie spotkanie włożyć jest nie do wypowiedzenia.
autor: Marcin Ziach (sportowefakty.pl)
Copyright Arka Gdynia |