Aktualności
05.04.2012
PP: Słabi goście pokonali osłabionych gospodarzy.
W pierwszym meczu półfinału Pucharu Polski pierwszoligowa Arka uległa 1:2 faworyzowanej Legii Warszawa. Prowadzenie gospodarzom zapewnił już w 12 minucie kapitan Sławomir Mazurkiewicz. Dla Legii, z problematycznego rzutu karnego wyrównał Ismael Blanco, a zwycięskiego gola na kwadrans przed końcem zdobył rezerwowy Daniel Ljuboja. Przez prawie godzinę gospodarze musieli grać w osłabieniu, po kontrowersyjnym wyrzuceniu z boiska Mazurkiewicza.
Na początku spotkania przewagę uzyskała Legia, dzięki agresywnej grze i wysokiemu pressingowi, ale niespodziewanie to Arka w 12 minucie wyszła na prowadzenie za sprawą swojego kapitana. Po centrze Jakuba Kowalskiego w pole karne Legii piłkę głową wybił Jakub Rzeźniczak, ale dobiegł do niej Sławomir Mazurkiewicz i mocnym wolejem z szesnastu metrów nie dał szans Duszanowi Kuciakowi. Po początkowym szoku, sytuacja wróciła do normy i w natarciu znowu byli Wojskowi. "Cuda" w wykonaniu dramatycznie słabego sędziego Pawła Pskita rozpoczęły się w 25 minucie, gdy łódzki rozjemca ukarał strzelca gola dla gospodarzy za faul na Michale Żyro, którego nie... było. Jak pokazały telewizyjne powtórki "Mazii" nawet nie dotknął napastnika Legii.
Kluczowym i przełomowym momentem tego spotkania była sytuacja z 32 minuty, gdy goniący Mazurkiewicz starł się z uciekającym Ismaelem Blanco. Argentyńczyk upadł w polu karnym, a sędzia Pskit nie tylko podyktował kontrowersyjną jedenastkę, ale w dodatku ukarał kapitana żółto-niebieskich drugim żółtkiem, a w konsekwencji - czerwoną kartką! Minutę później sam poszkodowany zamienił karnego na wyrównującego gola.
- Jeden sędzia widział inaczej niż siedem tysięcy kibiców obecnych na trybunach. Myślę, że jak jutro się obudzi, to nie będzie mógł spokojnie spojrzeć w swoją twarz w lustrze. Przy pierwszej kartce nie miałem żadnego kontaktu z rywalem. Przy drugiej, nawet jeśli faulowałem, a rywal był sam na sam z bramkarzem, to przecież powinienem dostać od razu czerwoną kartkę, a nie żółtą. Legia to wielka firma, lider ekstraklasy i najlepsza drużyna w Polsce. Są tak mocni, że naprawdę nie trzeba im pomagać. Przez cały mecz gwizdał jakieś dziwne faule, pokazywał kartki nie tym zawodnikom co trzeba. Albo jest niewidomy, albo jest coś nie tak. Ja o takim meczu marzyłem od urodzenia, ale nie pozwolono mi, abym go zakończył tak jak chciałem - nie kryje swojego rozgoryczenia i zarazem oburzenia kapitan Arki.
Od tego momentu gdynianie przez ponad godzinę musieli walczyć z wyżej notowanym rywalem w osłabieniu i wydawało się, że kolejne bramki dla stołecznej drużyny są tylko kwestią czasu. Tymczasem grający w nieco eksperymentalnym składzie goście, co było konsekwencją oszczędzania takich graczy jak: Jakub Wawrzyniak, Rafał Wolski czy Daniel Ljuboja na sobotnie, arcyważne spotkanie ligowe z Ruchem, nie radzili sobie z osłabionym pierwszoligowcem! Pomimo tylko remisu, stołeczni piłkarze grali, wolno, ospale bez pomysłu. Celem zmęczonych gdynian była zmasowana obrona własnej bramki i liczenie na kontrataki.
Dopiero na nieco ponad kwadrans przed końcem meczu, Wojskowi z Warszawy przełamali ambitnych gospodarzy. Po błędzie i niepotrzebnym faulu Piotra Tomasika, Legioniści wykonywali rzut wolny z prawej strony pola karnego, piłka trafiła na środek do rezerwowego Ljuboji, który sprytnie ubiegł obu stoperów Arki i głową skierował piłkę obok bezradnego i spóźnionego z interwencją Macieja Szlagi. Wcześniej, bo w 66 minucie mieliśmy kolejną kontrowersję w wykonaniu arbitra Pskita. Jeden z obrońców Legii zagrał ręka w swoim polu karnym, ale tym razem gwizdek arbitra milczał!
Z punktu widzenia gospodarzy, "wykartkowana" i przez to mocno zmęczona, ale ambitna Arka rozegrała dobry mecz przeciwko aktualnemu liderowi polskiej ekstraklasy, ale pomimo takiej postawy zeszła z boiska minimalnie pokonana. Kontrowersyjne decyzje sędziego Pskita spowodowały, że Arkowcy tylko przez 41 minut dzielnie stawiali opór gościom, grając w osłabieniu.
Copyright Arka Gdynia |