Aktualności
12.05.2011
Napięta sytuacja w Arce Gdynia. (Dziennik Bałtycki)
Moretto nie zagra w Kielcach. Piłkarze Arki muszą wygrać z Koroną.
Los dał Arce szansę. Wystarczyło w środę wygrać na własnym boisku z Ruchem Chorzów, aby awansować na 14, pierwsze bezpieczne miejsce w tabeli. A później tej lokaty bronić jak niepodległości. I co? Arka przegrała 0:2. Czy los będzie jeszcze w tym sezonie równie łaskawy dla żółto-niebieskich, czy da im jeszcze jedną szansę?
Do historii przeszedł "cud na Wisłą". Czy taki - bo coraz bliżej jest tego, aby w kategoriach cudu rozpatrywać uratowanie ekstraklasy w Gdyni - może się też w najbliższych tygodniach zdarzyć nad Bałtykiem? Podobno nadzieja umiera ostatnia i trzymajmy się jeszcze tej maksymy...
Kibice Arki wobec gry swojej drużyny w środowym spotkaniu nie mogli przejść obojętnie. Oni przyszli dopingować zespół, który mając świadomość zagrożenia, będzie z determinacją walczył o każdy metr boiska, o każde dobre podanie, strzał, sytuację podbramkową. A co zobaczyli? Grupę facetów, którzy tracąc w piątej minucie bramkę, potracili głowy. Podobno przegrali ze stresem, jak próbował wmawiać dziennikarzom na konferencji prasowej trener Frantisek Straka. Trudno takie tłumaczenie przyjmować do wiadomości, a jeszcze trudniej je zaakceptować. W tym meczu Arka walczyła o życie, a tymczasem to piłkarze Ruchu mieli więcej fauli, żółtych kartek i celnych strzałów na bramkę. Ta statystyka przekłada się na prosty wniosek, że to goście walczyli i byli w Gdyni bardziej zdeterminowani.
Trudno się dziwić kibicom Arki, że już w trakcie drugiej połowy i po meczu głośno wyrażali swoje niezadowolenie. Z mniej lub bardziej cenzuralnych okrzyków przytoczymy tylko dwa: "W Gdyni bez zmiany, tym klubem rządzą barany" i "Jeszcze jeden mecz przegracie, murowane wpier… macie".
- Gdybym był na trybunie, pewnie krzyczałbym tak samo. Zagraliśmy fatalnie, nic nam nie wychodziło. Rzygać się chce po takim meczu - przyznał rozgoryczony swoją i kolegów grą oraz wynikiem meczu z Ruchem kapitan Arki Maciej Szmatiuk.
A swoją drogą, to może warto byłoby wytłumaczyć i przetłumaczyć na zrozumiały na nich język, dla Moretto, Brumy, ,Nolla, Rozicia, Glaviny czy Giovanniego, okrzyki kibiców. Może coś do nich dotrze?
Oczywiście, czas na rozliczenie z sezonem jeszcze przyjdzie, ale dyrektorowi sportowemu Arki Andrzejowi Czyżniewskiemu i przewodniczącemu rady nadzorczej Witoldowi Nowakowi próbowałem zadać pytanie, czy "bardziej czują się jak barany (to w nawiązaniu do okrzyków kibiców) czy może bardziej jak kozły ofiarne zaistniałej sytuacji?". Jednoznacznej odpowiedzi nie uzyskałem.
- Zawsze są winni ludzie z pierwszej linii frontu. Nie uchylam się od odpowiedzialności, nie zamierzam opuszczać tonącego okrętu i się poddawać - odpowiedział, raczej wymijająco, ten pierwszy.
- Godząc się zostać przewodniczącym rady nadzorczej, mogłem spodziewać się różnych reakcji, szczególnie teraz, gdy dla Arki nastały naprawdę trudne czasy. Dla piłkarzy, trenerów, a także dla nas - powiedział Nowak.
Nie udało mi się także potwierdzić, czy za te ostatnie cztery ligowe mecze piłkarze, jeżeli utrzymają się w ekstraklasie, mogą liczyć na dodatkowe motywujące premie finansowe. Tak było w poprzednim sezonie. A teraz? Podobno takie rozwiązanie, przynajmniej na dziś, nie jest przewidziane.
Arkę tymczasem, w sobotę o godzinie 14.45, czeka wyjazdowy mecz z Koroną Kielce. Gospodarze zapomnieli, jak się wygrywa, są najgorszą drużyną rundy wiosennej, a z gdyńskim zespołem kielczan łączy to, że obie drużyny dały się we frajerski sposób oskubać z punktów gdańskiej Lechii. Derby w Gdyni jeszcze pamiętamy, a w środę w Kielcach Korona wygrywała z Lechią 2:0, aby przegrać ostatecznie 2:3, strzelając sobie pierwszego samobójczego gola, a tego decydującego o porażce tracąc w ostatniej minucie meczu. Po tym spotkaniu stracił posadę trener Sasal. W sobotnim meczu Koronę poprowadzi Włodzimierz Gąsior.
Copyright Arka Gdynia |