Aktualności
12.05.2011
Maciej Szmatiuk: Meczu nie wygra się przed kamerą. (naszemiasto.pl)
Kapitan Arki, Maciej Szmatiuk po meczu z Ruchem nie miał dobrej miny, bo mieć nie mógł. Jego zespół po bardzo słabej grze przegrał szalenie ważny pojedynek 0:2. Szmatiuk, jak przystało na funkcję kapitańską, wyszedł do dziennikarzy i podzielił się swoimi spostrzeżeniami. Nie owijał w bawełnę. Użył mocnych słów. Nie dziwił się też reakcji kibiców po końcowym gwizdku. - Nie dziwię się ich frustracji - przyznał. - Wymagają przede wszystkim „zapieprzania” na boisku i walki o każdy centymetr. A dzisiaj tak to nie wyglądało. Każdy z nas może dużo mówić. Pięknie mówić. Kogo to my nie pokonamy. A może zwyczajnie trzeba przestać dużo mówić, a zacząć robić na boisku, to co do nas należy. Meczu nie wygra się przed kamerą - dodaje.
Arka w środę przegrała z Ruchem 0:2. Jednym z dwóch piłkarzy, obok Miroslava Bożoka, którzy po meczu wyszli do dziennikarzy był Maciej Szmatiuk. Kapitan Arki nie owijał w bawełnę. W taki sposób skomentował przebieg spotkania: - Nie chciałbym tłumaczyć się niekorzystnym terminarzem. W niedzielę graliśmy mecz w Bełchatowie. W jakiś sposób może to rzutować na naszej postawie. Mieliśmy tak naprawdę tylko dwa dni przygotowań do kolejnego spotkania z Ruchem Chorzów. Prawda jest jednak taka, że aby strzelić bramkę trzeba zagrać bardziej agresywnie. Bardziej do przodu. Nam tego zabrakło. Dostaliśmy bramkę z niczego. W drugiej połowie Ruch oddał praktycznie drugi groźniejszy strzał i zdobył drugą bramkę - mówił Szmatiuk. - Nasi rywale grali w piłkę, ale większość akcji rozgrywali na własnej połowie. Ruch po stracie piłki cofał się do obrony, a my z taką grą przeciwnika nie mogliśmy sobie poradzić. Nie wystarczy tylko zagrywać piłkę. Trzeba starać się grać z zębem, zacięciem. Starać się tworzyć zagrożenie pod bramką rywali. Obrońcy drużyny przeciwnej muszą czuć presję. A my ich nawet nie zmuszaliśmy do błędów. Ciężko więc strzelać bramki jeśli w meczu nie stworzyliśmy praktycznie żadnej klarownej sytuacji.
Słabej gry żołto-niebieskich nie mogli przeboleć kibice. Już w trakcie drugiej połowy kilkoma głośnymi okrzykami starali się pobudzić piłkarzy do żwawszych ataków. Po końcowym gwizdku zawodników żegnały przeraźliwe gwiazdy. Nie obyło się także bez "mocniejszych" słów.
- Kibice dopingowali nas przez cały mecz. A my tak naprawdę nie odwdzięczyliśmy się im niczym. Nie dziwię się ich frustracji. Wymagają od nas lepszej gry. My też tego od siebie wymagamy. Wymagają przede wszystkim „zapieprzania” na boisku i walki o każdy centymetr. A dzisiaj tak to nie wyglądało - otwarcie przyznał Maciej Szmatiuk. - Podejrzewam, że gdybym był na ich miejscu i oglądał taki mecz, to również czułbym się podobnie jak oni teraz. Jeśli drużyna gra dobrze i walczy jak z Cracovią czy z Lechią to nas oklaskują i dopingują. A jak wygląda to tak jak dzisiaj, to nie ma się co dziwić ich zachowania. Na taki mecz to może sobie pozwolić Ruch, ale nie my...W niektórych momentach brakowało nam zaciętości, zaangażowania. Nawet przegrywając 0:2 trzeba zapieprzać! Jak się gra w takiej sytuacji pokazała Lechia w meczu z nami. Po drugiej bramce dla nas mecz już się skończył. A do końca było jeszcze prawie 30 minut gry...
Kilku piłkarzom Arki po sezonie kończą się kontrakty. Może niepewność o przyszłość wpływa na taką postawę niektórych z nich. Nie wiedzą, czy klub wciąż będzie na nich stawiać. Szmatiuk na całą sytuację patrzy inaczej. - Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że któremuś z moich kolegów z powodu końca kontraktu mogłoby nie zależeć. O to trzeba jednak spytać się ich indywidualnie. Ja nikomu do głowy przecież nie zajrzę. Nie wyobrażam sobie również, aby któryś z nas miał myśli, by dograć do końca, a potem jakoś to będzie. Jak nie tutaj, to gdzieś indziej - szczerze przyznaje kapitan Arki. - Jesteśmy tutaj zatrudnieni do 30 czerwca i że tak powiem naszym „zasranym” obowiązkiem jest wyjście na boisko i zostawienie zdrowia. Na dzień dzisiejszy bierzemy przecież pieniądze z klubu. A za coś te pieniądze otrzymujemy. Musimy więc zapieprzać na boisku.
Również Maciejowi Szmatiukowi z końcem tego sezonu wygasa umowa. - Mi również z końcem czerwca kończy się umowa, ale rozmawiam na temat jej przedłużenia. Nie wiem co chodzi po głowie moich kolegów. Naszym obowiązkiem jest gra i dawanie z siebie wszystkiego na boisku. Jak komuś nie podoba się w tym miejscu to do 30 czerwca łącznie z treningami powinien robić to, co do niego należy. A potem ewentualnie odejść.
- Czy ja wciąż wierzę w utrzymanie? - zastanawia się Szmatiuk. - Rok temu była gorsza sytuacja. Z takiej sytuacji nie wychodzi się jednak przed kamerą czy przed mikrofonem. Tylko na boisku. Każdy z nas może dużo mówić. Pięknie mówić. Kogo to my nie pokonamy. A może zwyczajnie trzeba przestać dużo mówić, a zacząć robić na boisku, to co do nas należy? Meczu nie wygra się przed kamerą - nie krył obrońca Arki.
Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |