Aktualności
03.05.2011
Remis to nie efekt cudów, tylko błędów. (Dziennik Bałtycki)
Do szóstych derbów w ekstraklasie pomiędzy piłkarzami Arki i Lechii jeszcze długo będą wracać gdyńscy piłkarze i kibice. Cztery gole, szalone emocje w końcówce, a w zasadzie w doliczonym czasie gry i remis 2:2. Ten remis, jeszcze przed meczem, może i gdynianie uznaliby za dobry wynik. Ale nie po takim przebiegu niedzielnych derbów. Wszystko to, co Arka wywalczyła przez 88 minut, straciła po bramkach-prezentach dla rywali w 89 i 90+7 minucie...
Nie dziwi rozpacz gdyńskich piłkarzy, którzy jeszcze długie chwile po ostatnim gwizdku sędziego niedzielnego meczu Dawida Piaseckiego ze Słupska leżeli na murawie, nie mogąc zrozumieć, jak zremisowali wygrany już praktycznie mecz.
- Jak mogliście to zrobić!? - zdawali się także pytać kibice żółto-niebieskich, którzy w jednej chwili z euforycznego nastroju popadli wręcz w skrajny pesymizm.
Może to, co teraz napiszę, zabrzmi idiotycznie, ale analizując tę szaloną końcówkę meczu na chłodno wydaje się, że Arce zaszkodził ten drugi gol zdobyty przez Labukasa. Gdyby utrzymywał się wynik 1:0, to gdynianie w pełni skoncentrowani byliby do końca meczu i nie daliby sobie wydrzeć zwycięstwa.
- Prowadząc 2:0 myślami byliśmy już w szatni, nawet kontaktowy gol Lechii nie był dla nas dostatecznym ostrzeżeniem - mówił po meczu, po części potwierdzając tę teorię, załamany kapitan gdyńskiej Arki Maciej Szmatiuk.
Radości z siódmego strzelonego w tym sezonie gola nie widać było także po Tadasie Labukasie.
- Przecież byliśmy już prawie zwycięzcami, jak można było zmarnować dwa gole przewagi - zrezygnowany, machnął tylko ręką.
Paweł Czoska dał dobrą zmianę, znowu zaliczył asystę przy bramce, ale i on był w fatalnym nastroju.
- Uciekły nam dwa tak ważne punkty. Po meczu był w szatni przewodniczący rady nadzorczej Witold Nowak i starał się nas pocieszyć, że ten remis jeszcze nie oznacza spadku, że grać trzeba do końca. Na pewno ambicji i woli walki nie zabraknie nam w kolejnych spotkaniach. Będziemy walczyć do końca - deklarował Czoska.
I jeszcze po jednej, ale za to bardzo charakterystycznej, opinii z konferencji prasowej trenerów.
- Ten remis jest jak zwycięstwo - nie krył zadowolenia trener Lechii Tomasz Kafarski.
- Ten remis jest jak porażka - zupełnie inaczej komentował końcowy rezultat szkoleniowiec Arki Frantisek Straka.
Arka nie pierwszy raz tej wiosny - przypomnieć wypada mecze z Wisłą i Lechem - traci bramki i punkty w końcówkach spotkań. Podobnie było w derbach z Lechią. To nie cuda o tym decydują, a indywidualne błędy zawodników, brak koncentracji i zrozumienia, że gra się od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Oby tych dwóch punktów straconych w niedzielę z Lechią nie zabrakło żółto-niebieskim w ogólnym bilansie sezonu.
Jest jednak, po derbowej potyczce, przesłanka, która rodzi nadzieje na najbliższą przyszłość. W niedzielę Arka zagrała bodaj najlepszy mecz w tym sezonie. Najlepszy do 88 minuty. Straka wyważył różnice pomiędzy grą odważną a rozważną. To dobra droga na pozostałe sześć kolejek spotkań. Dobra droga, aby zachować dla Gdyni ekstraklasę, bo taka szansa ciągle przecież istnieje.
Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |