Aktualności
27.04.2011
Dwa oblicza Arki Gdynia. (Przegląd Sportowy)
Gdynianie zawsze bazowali głównie na meczach wygrywanych u siebie, ale nigdy wcześniej nie było takich dysproporcji między zdobyczami na wyjazdach, a przed własną publicznością. W poprzednim sezonie żółto-niebieskim udało się nawet zdobyć tyle samo goli w Gdyni i poza nią. Trudno zrozumieć, dlaczego w bieżących rozgrywkach doszło do takiego załamania formy. Tym bardziej, że w Gdyni od wiosny także gra się na naturalnej trawie, a zatem trudnościami z przestawieniem się ze sztucznej nawierzchni, która była w poprzednim roku nad morzem, już nie można wszystkiego wytłumaczyć.
- Problem na pewno jest, ale trudno go zdiagnozować - przyznaje Maciej Szmatiuk. - Gołym okiem widać, że w Gdyni gramy z większym zębem, zaciętością, determinacją. Na wyjazdach wcale nie zaczynamy meczów z nastawieniem, że mamy się tylko bronić, a gdy się nie układa, to czekamy aż to się skończy. Liczę, że zdążymy osiągnąć jeszcze taką dyspozycję, że bez względu na to, gdzie odbywać się będzie mecz, a tym bardziej w piątek, czy świątek, to nie będzie to miało wpływu na naszą dyspozycję - dodaje kapitan Arki.
Na razie nic w tym względzie nie przyniosła zmiana trenera. Pod wodzą Frantiska Straki gdynianie rozegrali trzy kolejne z już jedenastu meczów wyjazdowych w tym sezonie, w których nie strzeli żadnej bramki, a w sobotę doszło do klęski w Warszawie (0:4). - Popełniliśmy zbyt dużo prostych błędów, których z powodzeniem mogliśmy uniknąć. To dlatego Polonia mogła szturmować naszą bramkę. Jednak w naszej sytuacji nie ma co oglądać się za siebie, gdyż najważniejsza jest przyszłość - deklaruje czeski szkoleniowiec, którego wrogiem w Gdyni jest nie tylko brak czasu, ale i terminarz, bo trzy z czterech debiutanckich meczów musiał zagrać na wyjeździe.
GW
Copyright Arka Gdynia |