Aktualności
18.04.2011
Arka z nową wiarą w utrzymanie. (trojmiasto.pl)
Piłkarze Arki zrobili wreszcie nie tylko to na co czekaliśmy od dziewięciu kolejek, czyli sięgnęli po trzy punkty, ale zwycięstwo potrafili okrasić efektowną grą i trzema golami. Co prawda Frantisek Strakastudzi nastroje, powtarzając, że Davidem Copperfieldem nie jest i cudów nie obiecuje, ale może być pewni, iż pod wodzą czeskiego szkoleniowca gdynianie przynajmniej u siebie będą drużyną grającą odważnie i ofensywnie
.Z piekła do nieba taką drogę tylko na piłkarskim boisku można przejść w 90 minut. Przed meczem w lepszej sytuacji psychologicznej byli goście, którzy w szybkim tempie odrabiali straty z rundy jesiennej, gdy Arka nie potrafiła wygrać od 6 listopada. Ku pokrzepieniu serc przypominaliśmy w meczowej zapowiedzi, że "Pasy" jednak na wyjazdach grają dużo słabiej niż w Krakowie, a ponadto w Gdyni jeszcze nigdy nie wygrali w historii. Te reguły zostały zachowane. I nie dzięki żądnej magii, ale rzetelnej pracy, którą tego dnia wykonali przy ul. Olimpijskiej żółto-niebiescy.
- Już nie będę musiał tłumaczyć się z tego, że jestem feralnym kapitanem - mówił z uśmiechem Maciej Szmatiuk, który opaskę przejął na początku rundy. - Zagraliśmy wreszcie solidnie, a Cracovia nam praktycznie nie zagroziła. I co najważniejsze zaczęliśmy wreszcie strzelać gole. Napastników możemy jednak pochwalić nie tylko za bramki. Dzisiaj, tak jak powinno być zawsze, to oni tworzyli już pierwszą linię obrony, agresywnie atakowali rywali nie pozwalając im na rozegranie akcji - dodał gdyński stoper.
Z obrońców największą ochotę do atakowania bramki "Pasów" przejawiał Emil Noll. O mały włos lewy defensor nie wpisałby się znów na listę strzelców. - Dwie szybko zdobyte bramki ustawiły ten mecz, bo grało nam się później łatwiej. Wynik odzwierciedla to co działo się na boisku. Cracovia miała może 2-3 sytuacje. Moim zdaniem powiodło się ustawienie z dwoma napastnikami. Byli oni ruchliwi, powodowali sporo zamieszania w szeregach przeciwnika, dzięki temu mieliśmy większą możliwość rozegrania groźnych akcji - oceniał Noll.
Rejestr bramkowy otworzył Paweł Zawistowski, a jego radości nie mącił nawet fakt, że niektórzy to trafienie przypisywali jako samobójcze bramkarzowi Śląska, od którego pleców odbiła się piłka zanim wpadła do siatki.
- Te spory zostawiam statystykom. Ja cieszę się przede wszystkim z trzech punktów. Z wolnego uderzyłem tak jak chciałem. Szukałem prawego dolnego rogu, bo wiedziałem, że Kaczmarek jest bardzo wysokim bramkarzem. Trzeba było strzelić piłkę jak najbliżej słupka, aby jej nie sięgnął. Powodem do satysfakcji jest także to, że przy prowadzeniu 2:0 wcale nie broniliśmy wyniku, nie cofnęliśmy się na własne pole karne, jak wcześniej nam się zdarzało, a szukaliśmy trzeciej bramki - podkreślał Zawistowski.
Ósmego gola dla Arki, ale pierwszego na naturalnej trawie strzelił Tadas Labukas. Litewski napastnik nie zaprzeczał, że pomógł sobie przy tym golu ręką, ale też nie potwierdzał, że tak właśnie było. - Widzieliście jak było. Najważniejsze, że piłka znalazła się w bramce, a sędzia gola uznał. Zresztą w Krakowie to my straciliśmy gola po ręce. Dzisiaj zagraliśmy do przodu, zaryzykowaliśmy i to się opłaciło - przyznał Labukas.
Cracovię dobił Mirko Ivanovski, które humoru nie zepsuła nawet żółta kartka. Macedończyk udowodnił, że z pewnością na grę zasługuje bardziej niż forowany ostatnio ponownie Joseph Mawaye. Kameruńczyk bezbarwnie wyglądał nawet na tle Rafała Siemaszko, dla którego był to pierwszy mecz w ekstraklasie w wyjściowej "11".
- Skład ustala trener i my musimy się temu podporządkować. Z bramki się cieszę, gdyż długo przyszło mi na nią czekać. Dostałem dobrą piłkę od Pawła Czoski i moim zadaniem było dobiec do bramki i strzelić. Miałem sporo czasu na zastanowienie, jak uderzyć. W pierwszej chwili chciałem efektownie przelobować bramkarza, ale że on był wysoki to uznałem, iż bezpieczniej będzie strzelić jednak obok niego - relacjonował Ivanovski.
Trener Straka cieszył się z piłkarzami razem na boisko po zwycięstwie, ale na konferencji już wykazywał spokój. Wydaje się, że w jego trenerskim słowniku nie ma zwrotu, że zwycięskiego składu się nie zmienia. - Każdy piłkarz w kolejnych meczach musi swoją postawą potwierdzić dobrą grę. A ten skład był tylko na ten mecz, gdyż w pewnym stopniu ograniczały go kartki i kontuzje, które mieliśmy - przypomniał czeski szkoleniowiec.
jag.
Copyright Arka Gdynia |