Aktualności
19.03.2011
Tylko remis Arki z Zagłębiem. (Dziennik Bałtycki)
Jak nie teraz, to kiedy? Jak nie z Zagłębiem, to z kim...? Takie pytanie zadawali sobie kibice Arki Gdynia przed wczorajszym meczem z Zagłębiem Lubin. Z Zagłębiem, które w tym sezonie zdobyło zaledwie cztery punkty w meczach wyjazdowych. No, ale Arka, głodna trzech ligowych punktów, po raz ostatni wygrała w ekstraklasie 6 listopada, pokonując - wówczas na Narodowym Stadionie Rugby - Koronę Kielce 2:1. Niestety, żółto-niebiescy nie wygrali i wczoraj. Remis 1:1 to za mało, aby poprawić miejsce w tabeli i z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Za słabą grę lubinian odpowiedział "głową" trener Marek Bajor, którego kilka dni temu zmienił Jan Urban. W niżej notowanej w tabeli Arce pozycja trenera Dariusza Pasieki wydaje się silna, ale...
- Wiem, że gram nie tylko o zwycięstwo, ale też o coś więcej - rzucił w rozmowie przed tym meczem, pomiędzy wierszami, trener Pasieka. O swoją posadę? Tego nie chciał już potwierdzić. A trener, jak wiadomo, jest tak dobry jak wynik ostatniego meczu. Szukając szans na zwycięstwo, szkoleniowiec żółto-niebieskich od pierwszej minuty postawił na Ervina Skelę. Po raz pierwszy też w rundzie rewanżowej, od początku meczu, zagrali powracający do zespołu po kontuzjach Denis Glavina i Mirko Ivanovski. Arka zaczęła to spotkanie agresywniej, Zagłębie bardzo ostrożnie, a dwa strzały z dystansu - w pierwszych minutach - przypominały, że w futbolu chodzi o to, aby przynajmniej starać się o zdobycie gola. Ale w 14 minucie Arka powinna prowadzić. Po dobrej akcji prawą stroną Ivanovskiego piłka trafiła do Denisa Glaviny, ten strzelał z 8-9 metrów, ale futbolówka trafiła prosto w bramkarza Zagłębia.
Gospodarze dopięli jednak swego, czyli zdobyli upragnionego gola, w 21 minucie spotkania. Po rzucie wolnym wykonywanym przez Pawła Zawistowskiego po raz drugi przed bramkową szansą stanął Glavina i tym razem strzałem głową pokonał Bojana Isailovicia. Arka prowadziła 1:0, a gol Glaviny był pierwszym ligowym trafieniem piłkarza gospodarzy na nowym gdyńskim stadionie.
Niestety, radość z prowadzenie nie trwała zbyt długo. Piłkarze Arki jakby zapomnieli, o czym przed meczem przestrzegał ich trener Pasieka. A przestrzegał przed stałymi fragmentami gry, po których lubinianie zdobyli wszystkie, w tej rundzie, gole. I historia się powtórzyła. Dośrodkowanie Dawida Plizgi z rzutu wolnego na wyrównującego gola zamienił strzałem głową Mouhamadou Traore. Sposób, w jaki defensorzy gdynian zgubili w tym fragmencie gry krycie w polu karnym, nie przystoi nawet trampkarzom, chociaż przy kryciu "każdy swego" - jakie stosuje Arka - za Traore był odpowiedzialny konkretny zawodnik.
Tuż przed przerwą, w 43 minucie, zgasły stadionowe jupitery. Kto pamięta mecz rundy jesiennej Zagłębie - Arka, ten pewnie wie także to, że awaria oświetlenia przytrafiła się także w tamtym spotkaniu. Wówczas przerwa trwała aż 55 minut, a teraz tylko pięć. Po wznowieniu gry efektownym strzałem, dobrze obronionym przez Isailovicia, popisał się Skela.
Po przerwie, o dziwo, groźniej zaatakowali goście. W bardzo dobrej sytuacji, w 54 minucie, znalazł się Pawłowski, ale chociaż bez presji obrońców Arki, to strzelił z linii pola karnego prosto w ręce Moretto. Gra toczyła się najczęściej w środkowej strefie boiska, co ze zrozumiałych względów bardziej odpowiadało gościom. Tuż przed końcem meczu omal nie wrócił koszmar ostatnich minut, towarzyszący gdynianom w rundzie wiosennej. Piłkę na wagę zwycięstwa i trzech punktów dla Zagłębia miał w 89 minucie spotkania Pawłowski. Próbował lobować zbyt lekkomyślnie wychodzącego z bramki Moretto, ale futbolówka trafiła w poprzeczkę. Ta sytuacja świadczy o tym, że remis w tym meczu był szczęśliwy dla żółto-niebieskich.
W drugiej części meczu gospodarze zagrali po prostu słabo. Zmiany dokonane przez trenera Pasiekę nie wniosły do gry nic nowego. Coraz bardziej zniecierpliwieni kibice oczekiwali, że ich pupile rzucą się do ataku. Tymczasem w grze gdynian nie tylko zabrakło jakości, ale też determinacji w dążeniu do zwycięstwa. Po czterech wiosennych meczach Arka ma tylko dwa punkty. Nic więc dziwnego, że schodzących do szatni gospodarzy żegnały gwizdy i mało parlamentarne okrzyki kibiców.
- Lepiej zagraliśmy w pierwszej połowie. Wówczas mogliśmy sobie zapewnić zwycięstwo, a straciliśmy bramkę po prostym błędzie w defensywie. Nie udało się wygrać tego tak ważnego dla nas meczu. Szkoda - mówił po spotkaniu Paweł Czoska, który w drugiej połowie zastąpił Skelę.
Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |