Aktualności
11.03.2011
Trener Arki na razie bezpieczny. (Przegląd Sportowy)
Arka Gdynia potrafiła zwolnić Marka Chojnackiego już po trzeciej kolejce sezonu, ale wobec jego następcy klub jest cierpliwy. Trenerowi Dariuszowi Pasiece oraz piłkarzom nie grożą żadne sankcje nawet wobec niepowodzenia w Zabrzu.
- Bezpośrednio po meczu z Lechem wszyscy byliśmy w szoku - przyznaje Witold Nowak, gdyż żółto-niebiescy przegrali 0:3, choć w 85. minucie jeszcze remisowali. - Jednak po dokonaniu rzetelnej oceny, chłodnego spojrzenia na ten mecz, nikt nie powinien być załamany. Porażki są, ale przecież przegraliśmy z mistrzem i wicemistrzem Polski. W ostatnich latach ze względu na terminarz początki zawsze były dla nas trudne - dodaje przewodniczący Rady Nadzorczej Arki.
Chojnacki stracił pracę, gdy przegrał z Lechią i Legią, a gwóźdź do jego trenerskiej trumny wbił Ruch w Chorzowie. Trener Pasieka z zespołem trzecie podejście po pierwszy punkt i gola wiosną podejmie w pobliskim, Zabrzu, gdzie przed tygodniem "spadła" głowa Marka Bajora. Faworytem meczu według firmy Unibet jest Górnik Zabrze. Kurs na jego zwycięstwo to 1,90, przy 4,10 na wygraną Arki.
- Śledzę to co dzieje się w innych klubach, ale tego nie komentuję. Nie mogę patrzyć na Zagłębie Lubin, bo jest pracownikiem Arki. Wynik Górnika oczywiście robi wrażenie, ale też akurat tamtego dnia wszystko im się udawało - szkoleniowiec Arki nie jest skory do rozwodzenia się nad przegraną Zagłębia w Zabrzu 1:5.
Dariusz Pasieka w ostatnich dniach nie uśmiecha się tak często jak nas do tego przyzwyczaił, ale gdy pytamy wprost, czy nie obawia się o pracę, próbuje żartować. - Z której strony nadciąga zagrożenie? - pyta.
Na razie władze klubu tak szkoleniowcowi jak i piłkarzom udzielają wsparcia i próbują z ich barków zdjąć dodatkową presję. - Nic dramatycznego się nie dzieje! Nie mamy zamiaru podejmować nerwowych ruchów i to bez względu na wynik w Zabrzu - zapewnia przewodniczący Nowak.
Jednak historia Arki pokazuje, że cierpliwość włodarzy się często wyczerpuje. W siedmiu ostatnich latach tylko dwóch trenerów rozpoczęło i zakończyło rundę wiosenną na swoich stanowiskach (2010 właśnie Pasieka i 2007 Wojciech Stawowy). W 2006 roku drużynę prowadziło aż trzech trenerów, a jeden z nich, Wojciech Wąsikiewicz stracił pracę właśnie po porażce w... Zabrzu 0:2. Z kolei w 2004 roku ówczesny prezes Arki był do tego stopnia zdegustowany grą zespołu, że Piotra Mandrysza zwolnił w przerwie meczu!
Obecny szkoleniowiec zamierza się obronić zmianami w składzie, choć ustawienie "11", jak również abstynencja strzelecka w meczach na trawie, przed wyjazdem do Zabrza były tematami tabu. Trener Pasieka z decyzji personalnych tłumaczyć się nie chciał, ale po raz pierwszy od dawna miał rzeczywiste prawo wyboru, gdyż rundę jesienną kończy z 17-osobową kadrą, a wiosnę rozpoczynał z 18 piłkarzami.
Dopiero w tym tygodniu chętnych do gry było więcej niż miejsc w protokole, a o zmianę jakości gry mają postarać się ci, którzy wracają po kontuzjach (Mirko Ivanovski, Denis Glavina) i sposobiący się do debiutu w ekstraklasie Albańczyk Ervin Skela. A może Arkę znów uszczęśliwi Wojciech Wilczyński, ostatni z piłkarzy, którzy zostali w drużynie, który zdobył ligowego gola na trawie?
- Nie wiem, dlaczego piłka nie słucha nas na trawie. Personalnie nie będę nikogo obwiniać, bo chcę być wobec kolegów fair. Sam robię wszystko, aby dbać o formę. Jeśli tylko nadarzy się okazja, to postaram się o to, co mi nie udało się w Gdyni w Młodej Ekstraklasie. W tym meczu, grając jako defensywny pomocnik strzeliłem Górnikowi gola w 94. minucie, ale sędzia go nie uznał i zamiast zwycięstwa był tylko remis - przypomina 21-letni Wilczyński.
Jacek Główczyński
Copyright Arka Gdynia |