Aktualności
07.03.2011
Pięć minut, które pogrążyły żółto-niebieskich w Gdyni. (Dziennik Bałtycki)
Czy można nieźle grać i przegrać 0:3? Można! Pokazali to w sobotni wieczór piłkarze Arki, ulegając w tak wysokich rozmiarach Lechowi Poznań. Goście oddali w tym meczu zaledwie cztery celne strzały na gdyńską bramkę. Za to z zabójczą skutecznością w ostatnich pięciu minutach tego meczu. Martwi, że gospodarze nie potrafili wyciągnąć wniosków z porażki sprzed tygodnia, kiedy to ulegli Wiśle Kraków 0:1, tracąc gola na minutę przed końcem meczu. Widać dla żółto-niebieskich ligowe mecze trwają za długo. Gdyby grano na przykład 80 minut, zamiast regulaminowych 90, to podopieczni Dariusza Pasieki mieliby dwa ligowe punkty więcej. Gdynian informujemy jednak, że na zmianę regulaminu rozgrywek nie ma żadnych szans. To oni muszą coś zmienić w swojej grze, jeżeli chcą pozostać w ekstraklasie.
Hiszpański trener Lecha Jose Mari Bakero postanowił tej wiosny w każdym meczu szokować rotacją w składzie. Nie inaczej było też w sobotę w Gdyni. W wyjściowej "11" poznaniaków znaleźli się bowiem po raz pierwszy w tej rundzie Mateusz Możdżeń, Luis Henriquez i serbski napastnik Vojo Ubiparip. Po dwóch meczach nieobecności miejsce w składzie znalazł Semir Stilić, a na ławkę rezerwowych powędrowali Artjoms Rudnevs i Swergiej Kriwiec. Pytanie - kto jest w stanie podążyć, czy raczej zrozumieć trenerski geniusz Hiszpana, pozostało bez sensownej odpowiedzi. Przynajmniej do końcowego gwizdka sędziego meczu Arka - Lech.
Szkoleniowiec gdynian Dariusz Pasieka, także nieco zaskoczył, ale nie były to roszady wynikające z nadmiaru bogactwa klubowej kadry, ale z konieczności wynikającej z kontuzji i kartkowych absencji. Zobaczyliśmy więc Macieja Szmatiuka, po raz pierwszy w Arce, w roli defensywnego pomocnika i ponownie, niestety, Josepha Mawaye jako wysuniętego napastnika.
Piszemy, niestety, bo po bardzo słabym występie w meczu z Wisłą "Józek" karnie powinien zostać "przyspawany" do ławki rezerwowych. W meczowej kadrze zabrakło pozyskanego w ostatniej chwili Albańczyka Ervina Skeli, bo do Gdyni nie dotarł jeszcze jego certyfikat z Niemiec. Ma być w tym tygodniu, a więc debiutu Skeli w Arce należy się spodziewać w najbliższym meczu z Górnikiem w Zabrzu.
Szansa Pawła Zawistowskiego
Na trybunach było miło. Wiadomo, mecz przyjaźni kibiców obu drużyn, a fanów Lecha było na trybunach ponad dwa tysiące. Na murawie przyjaźń nie była manifestowana, ale też obie drużyny robiły niewiele, aby ich piłkarska rywalizacja miała na długo pozostać w pamięci kibiców. No, chyba że sytuacja z siódmej minuty gry. Litewski piłkarz Arki Tadas Labukas uciekł lewą stroną boiska i idealnie wyłożył piłkę, w polu karnym, Pawłowi Zawistowskiemu. Pomocnik gdynian miał do bramki 12 metrów. Uderzył piłkę tak jak powinien, czyli wewnętrzną częścią stopy, ale futbolówka zamiast nieuchronnie do siatki, przeleciała w sporej odległości od słupka.
- Nie ma żadnego wytłumaczenia. Po prostu powinienem w tej sytuacji zdobyć bramkę i tyle - szczerze przyznał w przerwie meczu niefortunny strzelec.
Co jeszcze godnego uwagi wydarzyło się w pierwszej połowie? Giovanni zasłużył na oklaski, kiedy ograł czterech zawodników Lecha i tę efektowną akcję indywidualną zakończył strzałem na bramkę Krzysztofa Kotorowskiego.
Od 35 minuty na boisku nie powinno już być Możdżenia, po drugim w tym spotkaniu brutalnym faulu, ale sędzia Górecki chyba wystraszył się osłabienia zespołu mistrzów Polski i nie ukarał młodego poznaniaka drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Dopiero w przerwie ukarał go Bakero, zostawiając w szatni. Na przedwczesny prysznic zasłużył też, ale to już zdaniem Pasieki, Mawaye, którego próby udowodnienia, że może być zagrożeniem dla bramki Lecha wywoływały tylko zniecierpliwienie na trybunach.
Pachniało remisem
Po przerwie na boisku niewiele się zmieniło. Piłkarze nie wznosili się raczej na wyżyny umiejętności. Nieco więcej inicjatywy miała Arka. Kotorowski musiał być czujny, broniąc strzał po rzucie wolnym Emila Nolla i za chwilę Ante Rozicia. Jak z tego widać, zagrażali mu defensorzy Arki. Starał się, chociaż gasł w oczach Giovanni, więc kwadrans szansy, aby przekonać do własnych ofensywnych umiejętności, otrzymał Junior Ross. Labukas, który mecz zaczynał na lewej pomocy, później był wysuniętym napastnikiem, aby kończyć jako prawy skrajny pomocnik, bardzo chciał strzelić swoją szóstą ligową bramkę w tym sezonie, ale efektów tych starań nie było.
Piłkarze poznańskiego Lecha w tym czasie sprawiali wrażenie ludzi zadowolonych z bezbramkowego remisu. I takim też rezultatem na zakończenie meczu pachniało w Gdyni. Do czasu jednak...
Juniorskie błędy w końcówce
Piłkarski dramat Arki zaczął się w 85 minucie. Uwikłany w niepotrzebny drybling przy linii bocznej Marciano Bruma sfaulował rywala i... przestała go interesować gra. Murawski sprytnie zagrał do Stilicia, a ten podał wprost na głowę stojącego samotnie pod bramką Bartosza Ślusarskiego. Defensorzy Arki w komplecie nie potrafili właściwie zareagować i Lech prowadził w Gdyni 1:0. To był pierwszy w tym meczu celny strzał gości. Drugi i równie skuteczny, po asyście Murawskiego, oddał Rudnevs, a dobił żółto-niebieskich Tomasz Mikołajczak. Cztery minuty i trzy bramki.
240 sekund skutecznej gry Lecha i sekwencja prostych błędów defensywy gospodarzy wystarczyły, aby piłkarze Arki ośmieszyli się w tej niesamowitej i przykrej dla nich końcówce meczu.
- Ta porażka to efekt naszych juniorskich błędów w defensywie. Jak sami nie zaczniemy zdobywać goli, to takich końcówek spotkań może być więcej. Chyba że po takim ciosie jak z Lechem, a wcześniej z Wisłą, wreszcie się obudzimy - nie krył krytycznych uwag sobie i kolegom Robert Bednarek.
Arka Gdynia - Lech Poznań 0:3 (0:0)
Bramki: 0:1 Bartosz Ślusarski (85), 0:2 Artjoms Rudnevs (88), 0:3 Tomasz Mikołajczak (89)
Arka: Moretto - Bruma, Rozić, Noll, Bednarek - Szmatiuk - Giovanni (76 Ross), Bożok (82 Burkhardt), Zawistowski, Labukas - Mawaye (46 Wilczyński)
Lech: Kotorowski - Kikut, Bosacki, Arboleda, Henriquez - Możdżen (46 Wołąkiewicz) - Wilk (59 Rudnevs), Murawski, Stilić, Ślusarski - Ubiparip (80 Mikołajczak)
Żółte kartki: Rozić (Arka) oraz Możdżeń (Lech)
Sędzia: Mirosław Górecki (Ruda Śląska).
Widzów: 11 780
Zdaniem trenerów
Dariusz Pasieka, trener Arki Gdynia
- Moja drużyna najwyraźniej zapomniała, że gra się do 90 minuty, a nie do 85.
Po pierwszym straconym golu, będącym efektem błędu Brumy, ale chyba nie tylko jego, jakby zeszło z nas powietrze. Konsekwencją tej postawy były straty kolejnych bramek.
Trudno przełknąć taką porażkę, trudno się z nią pogodzić. Nie, nie jestem zadowolony z tego meczu, chociaż do momentu utraty goli nie byliśmy gorsi od Lecha.
Na pewno to spotkanie dostarczyło nam kolejnych wniosków. Zbyt dużo było niedokładności w naszych poczynaniach, przez co traciliśmy siły. Także stałe fragmenty gry wyraźnie nam dzisiaj nie wychodziły. A Mawaye? Został zmieniony i to niech posłuży za ocenę jego gry.
Jose Mari Bakero, trener Lecha Poznań
- To zwycięstwo nie przyszło nam łatwo i jest na pewno za wysokie w stosunku do tego, co działo się na boisku w trakcie całego meczu. To piłkarze Arki pierwsi mieli bardzo dobrą okazję do zdobycia gola. My graliśmy jednak konsekwentnie do samego końca, aż w tej końcówce udało nam się zdobyć zwycięskie gole.
Ta wygrana jest potwierdzeniem tego, że nie rezygnujemy z pogoni za czołówką w ekstraklasie, a drugim priorytetem pozostaje Puchar Polski.
Hiszpański trener Lecha Jose Mari Bakero postanowił tej wiosny w każdym meczu szokować rotacją w składzie. Nie inaczej było też w sobotę w Gdyni. W wyjściowej "11" poznaniaków znaleźli się bowiem po raz pierwszy w tej rundzie Mateusz Możdżeń, Luis Henriquez i serbski napastnik Vojo Ubiparip. Po dwóch meczach nieobecności miejsce w składzie znalazł Semir Stilić, a na ławkę rezerwowych powędrowali Artjoms Rudnevs i Swergiej Kriwiec. Pytanie - kto jest w stanie podążyć, czy raczej zrozumieć trenerski geniusz Hiszpana, pozostało bez sensownej odpowiedzi. Przynajmniej do końcowego gwizdka sędziego meczu Arka - Lech.
Szkoleniowiec gdynian Dariusz Pasieka, także nieco zaskoczył, ale nie były to roszady wynikające z nadmiaru bogactwa klubowej kadry, ale z konieczności wynikającej z kontuzji i kartkowych absencji. Zobaczyliśmy więc Macieja Szmatiuka, po raz pierwszy w Arce, w roli defensywnego pomocnika i ponownie, niestety, Josepha Mawaye jako wysuniętego napastnika.
Piszemy, niestety, bo po bardzo słabym występie w meczu z Wisłą "Józek" karnie powinien zostać "przyspawany" do ławki rezerwowych. W meczowej kadrze zabrakło pozyskanego w ostatniej chwili Albańczyka Ervina Skeli, bo do Gdyni nie dotarł jeszcze jego certyfikat z Niemiec. Ma być w tym tygodniu, a więc debiutu Skeli w Arce należy się spodziewać w najbliższym meczu z Górnikiem w Zabrzu.
Szansa Pawła Zawistowskiego
Na trybunach było miło. Wiadomo, mecz przyjaźni kibiców obu drużyn, a fanów Lecha było na trybunach ponad dwa tysiące. Na murawie przyjaźń nie była manifestowana, ale też obie drużyny robiły niewiele, aby ich piłkarska rywalizacja miała na długo pozostać w pamięci kibiców. No, chyba że sytuacja z siódmej minuty gry. Litewski piłkarz Arki Tadas Labukas uciekł lewą stroną boiska i idealnie wyłożył piłkę, w polu karnym, Pawłowi Zawistowskiemu. Pomocnik gdynian miał do bramki 12 metrów. Uderzył piłkę tak jak powinien, czyli wewnętrzną częścią stopy, ale futbolówka zamiast nieuchronnie do siatki, przeleciała w sporej odległości od słupka.
- Nie ma żadnego wytłumaczenia. Po prostu powinienem w tej sytuacji zdobyć bramkę i tyle - szczerze przyznał w przerwie meczu niefortunny strzelec.
Co jeszcze godnego uwagi wydarzyło się w pierwszej połowie? Giovanni zasłużył na oklaski, kiedy ograł czterech zawodników Lecha i tę efektowną akcję indywidualną zakończył strzałem na bramkę Krzysztofa Kotorowskiego.
Od 35 minuty na boisku nie powinno już być Możdżenia, po drugim w tym spotkaniu brutalnym faulu, ale sędzia Górecki chyba wystraszył się osłabienia zespołu mistrzów Polski i nie ukarał młodego poznaniaka drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Dopiero w przerwie ukarał go Bakero, zostawiając w szatni. Na przedwczesny prysznic zasłużył też, ale to już zdaniem Pasieki, Mawaye, którego próby udowodnienia, że może być zagrożeniem dla bramki Lecha wywoływały tylko zniecierpliwienie na trybunach.
Pachniało remisem
Po przerwie na boisku niewiele się zmieniło. Piłkarze nie wznosili się raczej na wyżyny umiejętności. Nieco więcej inicjatywy miała Arka. Kotorowski musiał być czujny, broniąc strzał po rzucie wolnym Emila Nolla i za chwilę Ante Rozicia. Jak z tego widać, zagrażali mu defensorzy Arki. Starał się, chociaż gasł w oczach Giovanni, więc kwadrans szansy, aby przekonać do własnych ofensywnych umiejętności, otrzymał Junior Ross. Labukas, który mecz zaczynał na lewej pomocy, później był wysuniętym napastnikiem, aby kończyć jako prawy skrajny pomocnik, bardzo chciał strzelić swoją szóstą ligową bramkę w tym sezonie, ale efektów tych starań nie było.
Piłkarze poznańskiego Lecha w tym czasie sprawiali wrażenie ludzi zadowolonych z bezbramkowego remisu. I takim też rezultatem na zakończenie meczu pachniało w Gdyni. Do czasu jednak...
Juniorskie błędy w końcówce
Piłkarski dramat Arki zaczął się w 85 minucie. Uwikłany w niepotrzebny drybling przy linii bocznej Marciano Bruma sfaulował rywala i... przestała go interesować gra. Murawski sprytnie zagrał do Stilicia, a ten podał wprost na głowę stojącego samotnie pod bramką Bartosza Ślusarskiego. Defensorzy Arki w komplecie nie potrafili właściwie zareagować i Lech prowadził w Gdyni 1:0. To był pierwszy w tym meczu celny strzał gości. Drugi i równie skuteczny, po asyście Murawskiego, oddał Rudnevs, a dobił żółto-niebieskich Tomasz Mikołajczak. Cztery minuty i trzy bramki.
240 sekund skutecznej gry Lecha i sekwencja prostych błędów defensywy gospodarzy wystarczyły, aby piłkarze Arki ośmieszyli się w tej niesamowitej i przykrej dla nich końcówce meczu.
- Ta porażka to efekt naszych juniorskich błędów w defensywie. Jak sami nie zaczniemy zdobywać goli, to takich końcówek spotkań może być więcej. Chyba że po takim ciosie jak z Lechem, a wcześniej z Wisłą, wreszcie się obudzimy - nie krył krytycznych uwag sobie i kolegom Robert Bednarek.
Arka Gdynia - Lech Poznań 0:3 (0:0)
Bramki: 0:1 Bartosz Ślusarski (85), 0:2 Artjoms Rudnevs (88), 0:3 Tomasz Mikołajczak (89)
Arka: Moretto - Bruma, Rozić, Noll, Bednarek - Szmatiuk - Giovanni (76 Ross), Bożok (82 Burkhardt), Zawistowski, Labukas - Mawaye (46 Wilczyński)
Lech: Kotorowski - Kikut, Bosacki, Arboleda, Henriquez - Możdżen (46 Wołąkiewicz) - Wilk (59 Rudnevs), Murawski, Stilić, Ślusarski - Ubiparip (80 Mikołajczak)
Żółte kartki: Rozić (Arka) oraz Możdżeń (Lech)
Sędzia: Mirosław Górecki (Ruda Śląska).
Widzów: 11 780
Zdaniem trenerów
Dariusz Pasieka, trener Arki Gdynia
- Moja drużyna najwyraźniej zapomniała, że gra się do 90 minuty, a nie do 85.
Po pierwszym straconym golu, będącym efektem błędu Brumy, ale chyba nie tylko jego, jakby zeszło z nas powietrze. Konsekwencją tej postawy były straty kolejnych bramek.
Trudno przełknąć taką porażkę, trudno się z nią pogodzić. Nie, nie jestem zadowolony z tego meczu, chociaż do momentu utraty goli nie byliśmy gorsi od Lecha.
Na pewno to spotkanie dostarczyło nam kolejnych wniosków. Zbyt dużo było niedokładności w naszych poczynaniach, przez co traciliśmy siły. Także stałe fragmenty gry wyraźnie nam dzisiaj nie wychodziły. A Mawaye? Został zmieniony i to niech posłuży za ocenę jego gry.
Jose Mari Bakero, trener Lecha Poznań
- To zwycięstwo nie przyszło nam łatwo i jest na pewno za wysokie w stosunku do tego, co działo się na boisku w trakcie całego meczu. To piłkarze Arki pierwsi mieli bardzo dobrą okazję do zdobycia gola. My graliśmy jednak konsekwentnie do samego końca, aż w tej końcówce udało nam się zdobyć zwycięskie gole.
Ta wygrana jest potwierdzeniem tego, że nie rezygnujemy z pogoni za czołówką w ekstraklasie, a drugim priorytetem pozostaje Puchar Polski.
Dlaczego Rudnevs i Kriwiec byli w gronie piłkarzy rezerwowych? Bo my gramy bardzo często tej wiosny, a oni musieli przecież odpocząć. Uważam, że ci piłkarze, którzy ich zastąpili w wyjściowym składzie mojej drużyny, pokazali, że potrafią grać. Wynik jest tego dowodem.
Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |