Aktualności
02.03.2011
Andrzej Czyżniewski: W polskiej piłce nożnej słowo nic nie znaczy. (Dziennik Bałtycki)
Rozmowa Andrzejem Czyżniewskim, dyrektorem sportowym Arki Gdynia.
Mamy czterech nowych zawodników, we wszystkich formacjach, od bramkarza po napastnika. Statystycznie nie jest źle.
Liczyłem na poważną rozmowę i odpowiedź.
Ja rzadko bywam zadowolony z efektów swojej pracy, więc i teraz też nie jestem. Tym bardziej że włożyłem w ostatnich tygodniach wiele pracy, aby do Gdyni trafili naprawdę dobrzy piłkarze. Efekty, z różnych względów, nie są zadawalające. Mam tego świadomość, że zawsze można zrobić coś więcej, lepiej. Od minionego piątku do poniedziałku przejechałem samochodem cztery tysiące kilometrów, mając nadzieję, że w ostatniej chwili pozyskam jeszcze dobrych zawodników. Jest Albańczyk Erwin Skela i na pewno nam się przyda, ale z napastnikiem już ta sztuka się nie udała.
Arka z Kowalewskim, Bartczakiem i Sotiroviciem - bo o tym napastniku Pan przed chwilą wspomniał - byłaby silniejsza.
Teoretycznie tak. Jak byłoby w rzeczywistości, nie będziemy już mieli okazji się przekonać. Żal mi czasu, żeby nie powiedzieć ostrzej, który poświęciłem na rozmowy z tymi zawodnikami i ich menedżerami.
Czy powody, dla których żaden z tej trójki piłkarzy nie trafił ostatecznie do Arki, chociaż wszyscy byli blisko, są jednakowe. Chodzi o pieniądze?
Problemem nie były wyłącznie pieniądze. Kowalewski rzeczywiście wybrał korzystniejszą finansowo ofertę z cypryjskiej ekstraklasy. Powodów, dla których nie ma u nas Bartczaka, nie będę komentował, bo tak umówiłem się z samym piłkarzem.
Natomiast po Sotirovicia jechał Pan nawet osobiście do Wrocławia, a tym czasem on wziął kierunek na Białystok.
Przy ładnej pogodzie zaliczyłem, jak się okazało, wycieczkę do Wrocławia. Przecież nie jechałem tam, aby sprawdzić stan polskich dróg w zimie. Jechałem z gotowym do podpisu, wcześniej uzgodnionym z zawodnikiem i jego menedżerem, kontraktem. Ten przypadek pokazuje, że w szeroko pojętym piłkarskim środowisku danie słowa nic nie znaczy, a etyka jest pojęciem nieznanym. Człowiek uczy się całe życie i z tych trzech przypadków na pewno potrafię wyciągnąć odpowiednie wnioski. Na własny i Arki użytek.
Na wnioski przyjdzie czas, ale to nie rozwiązuje kwestii tego, kto na wiosnę będzie strzelał bramki dla Arki? Nawet bardzo dobra gra w defensywie, nawet 14 bezbramkowych remisów do końca sezonu może nie zapewnić punktów potrzebnych do utrzymania.
Mamy w klubie trenerów, piłkarzy i oni muszą sobie poradzić. Liczę, że strzelecki instynkt nie będzie zawodził Labukasa, że obudzi się on u Ivanovskiego, Rossa, Mawaye, Skeli, a może wiosna wykreuje jakiegoś innego skutecznego zawodnika w szeregach Arki. Natomiast co do defensywy, to stara piłkarska prawda mówi, że właśnie od tych formacji buduje się zespół. To dobra gra z tyłu jest drogą nawet na mistrzowskie szczyty. A my grę w defensywie opanowaliśmy na dobrym poziomie.
I to ma rozwiać niepokoje i wątpliwości kibiców?
Kibice mają prawo do wątpliwości i swoich opinii, prawo do oceny mojej pracy. Ja nie mam zamiaru uchylać się od odpowiedzialności za losy Arki. Wierzę, że praca wykonana przez wielu ludzi w klubie przyniesie na wiosnę efekty. Robimy to wszyscy przede wszystkim dla naszych kibiców, którzy w 10-stopniowym mrozie przyszli na mecz z Wisłą dopingować swoją drużynę.
Rozmawiał Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |