TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

24.02.2011

Zagraniczni piłkarze w ofensywie, bo tańsi i lepsi. (Dziennik Bałtycki)

Kibice piłkarscy coraz częściej narzekają, że trudno im identyfikować się z klubami. Dlaczego? Bo coraz mniej w nich Polaków, że o wychowankach w ogóle trudno wspominać. O siłach polskich zespołów w ekstraklasie decydują gracze zagraniczni.

Kto ma rację? 

- To tylko zwykli najemnicy, którzy przyjeżdżają zarobić pieniądze, wybić się, a barwy klubowe nic dla nich nie znaczą. Lepiej postawić na młodych polskich zawodników, bo gdzieś muszą się uczyć. Polacy nie dostają szansy, a potem dziwimy się, że nie mamy silnej reprezentacji - mówią przeciwnicy nadmiernej liczby obcokrajowców w polskiej ekstraklasie. 

- Piłkarze zagraniczni są lepsi od Polaków. Ich przyjazd zwiększa rywalizację, nasi młodzi gracze mają od kogo się uczyć. Poziom ligi jest wyższy - twierdzą z kolei zwolennicy graczy zagranicznych w naszych klubach. 
 


Obie strony mają pewne racje w swoich opiniach, ale prawda jest też taka, że działacze klubowi potrafią liczyć pieniądze. A piłkarz zagraniczny jest zwyczajnie tańszy od polskiego i do tego wyższej klasy sportowej. To też szalenie istotny argument przy doborze graczy do klubowego składu. 


Oczywiście nie jest tak, że obcokrajowiec zawsze będzie gwiazdą ligi. Czasami taki transfer to ryzyko, bo piłkarz - nawet mający wysokie umiejętności - musi jeszcze zaaklimatyzować się w Polsce, w otoczeniu nowych kolegów. To zawsze jest ryzyko, ale kto nie ryzykuje, ten nie ma. Lechia już się tak nacięła. Błędnie oceniła umiejętności Borisa Radovanovicia, a także nie prześledziła właściwie stanu zdrowia Frane Cacicia, który miał być gwiazdą polskiej ligi. Biało-zieloni na tych graczach stracili tylko pieniądze, a ze sportowego punktu widzenia nie zyskali kompletnie nic. To była jednak dobra nauczka, a działacze z Gdańska pokazali, że potrafią wyciągać wnioski. Za kolejne ruchy transferowe są już głównie chwaleni. Tak już było, kiedy biało-zielone stroje założyli Ivans Lukjanovs i Sergejs Kożans. Lechia najwięcej pozytywnych opinii zebrała za ruchy w letnim okienku transferowym. Wtedy do Gdańska przeprowadził się z norweskiego Rosenborga Trondheim Abdou Razack Traore. Piłkarz rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej z miejsca wniósł nową jakość do gry biało-zielonych i został okrzyknięty jako jeden z najlepszych zagranicznych piłkarzy w polskiej ekstraklasie. Równie dobrze wprowadził się Bedi Buval. Pozytywne opinie zbierają ponadto Marko Bajić i Vytautas Andriuskevicius. Jeszcze nie do końca przekonał do siebie Aleksandr Sazankow, ale Białorusin jest akurat takim piłkarzem, który potrzebował więcej czasu na adaptację. 


- Sprowadzanie zagranicznych piłkarzy do klubów już chyba nikogo nie dziwi. Odpowiedź zresztą jest bardzo prosta. Która liga, może poza hiszpańską, ma większość rodzimych piłkarzy? Przyjazd obcokrajowców, to czynnik, który gwarantuje jakość - uważa Tomasz Kafarski, trener Lechii. - Polskie zespoły, gdyby opierały się wyłącznie na krajowych piłkarzach, byłyby bez szans na arenie międzynarodowej. Gra tych piłkarzy, którzy są lepsi od naszych, powoduje podniesienie poziomu, a to gwarantuje udział w europejskich pucharach. Polskie kluby sięgają zatem po obcokrajowców po to, aby zbudować silniejszy zespół. 


Cała sytuacja wyjdzie na dobre
 
Szkoleniowiec nie ukrywa, że czynnik ekonomiczny też ma znaczenie. 
- Kwestie finansowe też odgrywają tutaj znaczną rolę. Sprowadzenie do zespołu polskiego piłkarza wiąże się z dużym wydatkiem, a w przypadku zawodnika zagranicznego te koszty są po prostu mniejsze. A to zakręca koło i wychodzi na niekorzyść polskiego piłkarza. Mimo wszystko uważam, że krajowi gracze są teraz w bardzo dobrej sytuacji. Kluby w coraz szerszym stopniu gwarantują stabilizację. Powstają duże, nowe i piękne stadiony. Coraz szersze grono sponsorów potęguje wyższy budżet, a przyjazd lepszych piłkarzy zagranicznych sprawia, że polski zawodnik ma się od kogo uczyć. Z czasem ta sytuacja wyjdzie polskiej piłce nożnej tylko na korzyść - przyznał Kafarski


Również poza granicami kraju leku na swoje problemy szukała Arka. I kilka ruchów transferowych w wykonaniu gdynian było naprawdę udanych. Tak w końcu można ocenić sprowadzenie Marciano Brumy, Emila Nolla czy Ante Rozicia. Na plus z pewnością ocenić można też Tadasa Labukasa. Żółto-niebiescy przede wszystkim szukali zawodnika, który rozwiąże problem ze zdobywaniem goli i to na razie się nie udało. Junior Ross, Joseph Mawaye i Mirko Ivanovski na razie nie strzelają jak na zawołanie. Skuteczniejszy był tylko Joel Tshibamba, ale szybko został sprzedany przez gdynian. Wciąż więcej można się spodziewać po Miroslavie Bożoku i Denisie Glavinie. Zobaczymy, jak będzie spisywał się Marcelo Moretto, który został sprowadzony do bramki Arki. 


- Czołowi polscy zawodnicy wyjeżdżają z kraju. Nie ulega też wątpliwości, że brakuje nam uzdolnionej młodzieży. My, trenerzy ekstraklasy, musimy to jakoś zrekompensować. Faktem jest, że nie przyjeżdżają do Polski zawodnicy z pierwszych stron gazet. Do nas trafia trzeci gatunek zagranicznych graczy, bo na to w tej chwili nas stać. Obcokrajowcy na pewno uatrakcyjniają ligę, ale kilku piłkarzy z pewnością podnosi poziom. Zresztą w siatkówce czy koszykówce też trafiają do Polski zagraniczni gracze, a coraz częściej też trenerzy - powiedział Dariusz Pasieka, trener Arki. 


Nie tylko Lechia i Arka sięgają po piłkarzy zagranicznych. Taka tendencja jest widoczna w większości klubów polskiej ekstraklasy. Najmniej obcokrajowców jest w Bełchatowie, Górniku i Śląsku, bo po czterech. Pięciu takich graczy znajduje się w kadrze Ruchu Chorzów, który będzie pierwszym rywalem Lechii. Na drugim biegunie jest Wisła. W zespole z Krakowa jest aż 15 zagranicznych piłkarzy. A właśnie Wisła jutro zagra w Gdyni z Arką. Prześledźmy liczbę zagranicznych piłkarzy w polskich klubach, poza trójmiejskimi: Cracovia - 10, Bełchatów - 4, Górnik - 4, Jagiellonia - 11, Korona - 7, Lech - 9, Legia - 13, Polonia B. - 9, Polonia W. - 6, Ruch - 5, Śląsk - 4, Widzew - 13, Wisła - 15, Zagłębie - 12. Wisła jest najbliższa wystawienia w meczu ligowym podstawowej "11", w której nie będzie ani jednego Polaka. Może to przesada, ale dla klubowych włodarzy liczy się wynik sportowy. 
Średniacy, ale profesjonaliści
 
- Taki jest po prostu rynek pracy. Jeśli właściciel klubu ma taką ochotę, to może mieć w zespole samych obcokrajowców. Zagraniczni piłkarze przynajmniej poważnie podchodzą do swoich obowiązków. Jednak nie ma co ukrywać, że do Polski przyjeżdżają średniacy, bo na tych najlepszych naszych klubów jeszcze nie stać. I chociaż to są średniacy, to jednak pełni profesjonaliści. Podchodzą poważnie do swojego zawodu, a polscy gracze to w większości balowicze. Dlatego spadamy w rankingu, a polskie kluby coraz mniej znaczą w Europie - powiedział nam Jan Tomaszewski, były reprezentant Polski. 

 

- Od kilku lat widzimy napływ obcokrajowców do polskiej ligi. To nie nowość - mówi Łukasz Surma, najbardziej doświadczony piłkarz Lechii. - Gdybym to ja zarządzał klubem, to chciałbym jednak, żeby trzon stanowili Polacy, a zwłaszcza zawodnicy urodzeni w miejscu, gdzie grają. Przez to są związani z klubem i otoczeniem. A do tego dodałbym obcokrajowców, którzy wzmocniliby zespół. To byłby idealny układ. Obcokrajowcy przyjeżdżający do Polski w większości nie podnoszą poziomu i są to transfery chybione. Na 100 zapamiętamy może 10 lub 15. W Lechii jakoś to wypaliło. Łotyszom czy Litwinom łatwiej się zaaklimatyzować i ja, na przykład Lukjanovsa, Kożansa czy Andriuskeviciusa, nie traktuję jako obcokrajowców. 

 

Paweł Stankiewicz

 
 







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia