Aktualności
18.02.2011
Tomasz Korynt wspomina: Nawet masażysta nie pomógł. (Gazeta Wyborcza)
- Szansę na awans straciliśmy u siebie, wygraliśmy za nisko. W tamtych czasach w Bułgarii gospodarzom pomagały nie tylko ściany - wspomina Tomasz Korynt, były piłkarz Arki Gdynia, który grał w meczach z Beroe Stara Zagora w 1979 r. w I rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów.
Zanim żółto-niebiescy pojechali jednak na rewanż do Bułgarii, 19 września 1979 r. na stadionie przy ul. Ejsmonda w Gdyni odbył się historyczny, pierwszy mecz Arki w europejskich pucharach. Przed losowaniem I rundy Pucharu Zdobywców Pucharów nikt w gdyńskiej ekipie nie chciał trafić na Beroe. Raz, że rywal mało atrakcyjny, dwa, wymagający pod względem sportowym i... nie tylko. Dla kibiców Arki nie miało to jednak znaczenia. Zapełnili stadion do ostatniego miejsca, oblepione widzami były też okoliczne drzewa. Spotkanie oglądało ok. 22 tys. ludzi.
Bułgarzy przyjechali do Gdyni nastawieni ofensywnie, a ponieważ Arce również zależało przede wszystkim na grze do przodu, kibice obejrzeli ciekawy mecz. Pierwszoplanową postacią w zespole gospodarzy był lewoskrzydłowy Wiesław Kwiatkowski, który miał udział we wszystkich golach strzelonych przez Arkę. Pierwszego strzelił sam, po pięknej akcji z Januszem Kupcewiczem, dwa kolejne wypracował. Zdobył je Korynt.
- Obie bramki były podobne - wspomina były napastnik Arki. - Wiesiek Kwiatkowski ośmieszał bocznych obrońców i idealnie wykładał mi piłkę na 9-10 m przed bramkę. Mi pozostawało tylko posłać ją do siatki. Po moim drugim golu prowadziliśmy 3:1, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że to zbyt mało przed rewanżem i dalej atakowaliśmy. Niestety, szybko straciliśmy dziwną bramkę na 2:3 i podcięło nam to skrzydła - podkreśla Korynt.
Sytuacja przy drugim golu była kuriozalna. Jacek Pietrzykowski chciał wycofać piłkę do bramkarza Włodzimierza Żemojtela, ale zrobił to tak pechowo, że... trafił w głowę Zbigniewa Bielińskiego. Piłka spadła pod nogi napastnika gości Lipenskiego, który nie miał kłopotów ze zdobyciem gola. Do końca meczu wynik nie uległ zmianie, gdynianie przed rewanżem mieli więc skromną zaliczkę.
- Wiedzieliśmy, jak ciężko grało się w Bułgarii. To, co działo się w trakcie rewanżu, przeszło jednak najgorsze oczekiwania - mówi Korynt.
Warto przypomnieć, że siedem lat wcześniej, również na stadionie w Starej Zagorze, okradziona ze zwycięstwa została reprezentacja Polski grająca z Bułgarami eliminacyjny mecz do Igrzysk Olimpijskich w Monachium. Sędzia tamtego meczu - Rumun Victor Padureanu, podjął wówczas wiele kontrowersyjnych decyzji na korzyść gospodarzy i przez wiele lat był w Polsce synonimem stronniczego arbitra.
Pobyt Arki w Bułgarii zaczął się sympatycznie - na lotnisku w Sofii przedstawiciele Beroe wszystkim członkom gdyńskiej ekipy wręczyli po czerwonej róży. Jak napisał w swojej relacji dziennikarz Piłki Nożnej Stefan Szczepłek "w trakcie meczu płatki róż opadły, zostały tylko kolce".
Bułgarzy od początku grali brutalnie, ale sędzia Cypryjczyk Ermis Reires zupełnie nie reagował.
- Jeszcze przed meczem naszemu masażyście Sokratesowi Cyndzasowi, Grekowi z pochodzenia, udało się zamienić kilka słów z sędzią. Prosił go o sprawiedliwe sędziowanie, po starej "greckiej" znajomości, ale nic nie wskórał - śmieje się Korynt, choć w czasie meczu do śmiechu mu nie było. - Kopali mnie, przewracali, było judo, zapasy, sporty walki. W piłkę to się za dużo nie nagrałem. To była wojenka. Już w przerwie nasz masażysta walczył z moim stawem skokowym. Kiedy schodziliśmy na przerwę ich największy zakapior Petkow opluł Zbyszka Bielińskiego, a potem kopnął w kolano Jacka Pietrzykowskiego. Sędzia nie reagował - wspomina Korynt.
Zareagował dopiero w 70. minucie, kiedy Franciszek Bochentyn nie wytrzymał zniewag Petkowa i kopnął go bez piłki. Efekt? Czerwona kartka.
Ta kara nie miała już większego znaczenia, gdyż Bułgarzy prowadzili 2:0, pierwszą bramkę zdobywając zresztą z wyraźnego spalonego.
- Żałowaliśmy straconej szansy, zwłaszcza kiedy dowiedzieliśmy się, że w kolejnej rundzie Beroe wylosowało Juventus Turyn. Przy odrobinie szczęścia to Arka mogła być pierwszą trójmiejską drużyną, która zmierzyłaby się ze słynnym włoskim klubem - podkreśla Korynt.
A Beroe stoczyło z Juventusem zacięty bój. Pierwszy mecz wygrało 1:0, w rewanżu Juventus szybko odrobił straty, ale dwie zwycięskie bramki zdobył dopiero w dogrywce. - To pokazuje, z jak silnym zespołem odpadliśmy - kończy Korynt.
19 września 1979 r. Arka Gdynia - Beroe Stara Zagora 3:2 (1:1).
Bramki: Kwiatkowski (23.), Korynt (47., 54.) - Petkow (42.), Lipenski (62.).
Arka: Żemojtel - Pietrzykowski, Bieliński, Bochentyn, Krystyniak (80. Bikiewicz) - Dybicz, Kupcewicz, Kaczmarek - Kurzepa, Korynt, Kwiatkowski.
Beroe : Kostow - Bełczew, Minczew, Kaszerow Ż , Iljew - Stojanow (75. Georgiew), Tenew, Stefanow - Petrow (55. Najdenow ), Petkow, Lipenski Ż .
Sędzia: Horst Di Carlo (NRD).
Widzów: 22 tys.
3 października 1979 r., Beroe Stara Zagora - Arka Gdynia 2:0 (2:0).
Bramki: Stojanow (33.), Petkow (36.).
Beroe : Kostow - Kaszerow, Dimitrow, Minczew, Iljew - Stojanow, Najdenow (72. Tenew ), Stefanow - Janew, Petkow, Lipenski (74. Petrow).
Arka: Żemojtel - Pietrzykowski, Bieliński, Bochentyn CZ , Musiał - Dybicz, Kupcewicz, Kaczmarek, Kurzepa - Korynt, Kwiatkowski (78. Bikiewicz).
Sędzia: Ermis Reires (Cypr).
Widzów: 20 tys.
Tomasz Osowski
Copyright Arka Gdynia |