Aktualności
09.12.2010
Klik w głowie Pasieki (Gazeta Wyborcza)
- Gramy tak jak na Zachodzie. Preferujemy wysokie tempo akcji i krótkie krycie. Może dlatego nasi rywale za nami nie nadążają - mówi trener Arki Gdynia Dariusz Pasieka
Maciej Korolczuk: Przy podsumowaniu rundy jesiennej z jednej strony nasuwa się myśl, że w porównaniu do poprzedniego sezonu zrobiliście mały postęp. Z drugiej - miejsce w tabeli na to nie wskazuje.
Dariusz Pasieka: Patrząc na to z jeszcze innej strony, gdybyśmy mieli cztery punkty więcej, zajmowali teraz 7-8 miejsce, wszyscy może pialiby z zachwytu, a w rzeczywistości nasza sytuacja nie byłaby o wiele lepsza niż jest teraz. Nad strefą spadkową byłaby i tak niewielka różnica. I tak walczylibyśmy w dolnej połówce tabeli. Na sezon i na tabelę patrzę zawsze po 30. kolejce. Nie wcześniej. A teraz realnie analizuję to, co nam się w tym półroczu przydarzyło.
Mianowicie?
Dokonaliśmy zmiany warty w drużynie. Odmłodziliśmy kadrę, zmieniliśmy praktycznie całą defensywę, co jak pokazała ta runda wyszło nam na dobre. Stworzyliśmy podstawy do dalszego budowania tej drużyny.
W tej budowie zapomnieliście o ofensywie.
Zrobiliśmy to, na co było nas stać. Proszę wziąć pod uwagę fakt, kto od nas odszedł, a kto przyszedł na ich miejsce i ile minut zagrał. Na tyle nas stać. Przed sezonem powzięliśmy sobie jeden cel: nie wpadamy w żadne długi, nie żyjemy ponad stan, nie bierzemy piłkarzy, na których nas nie stać. Nie jesteśmy klubem, który stać na kupno nie wiadomo jak drogich piłkarzy. Na to potrzebujemy czasu.
Jest pan zadowolony z tej rundy?
Fakt, że nie zaczęliśmy tego sezonu czterema porażkami, tak jak to miało miejsce przed moim przyjściem na pewno cieszy. Przecież po 19 kolejkach poprzedniego sezonu mieliśmy tyle punktów, co teraz po 15. Fakt, że ci piłkarze zrobili postęp w przygotowaniu fizycznym, taktycznym i mentalnym też nie jest bez znaczenia. Mnie to cieszy i napawa optymizmem przed rundą wiosenną. Nikt się tylko nie spodziewał, że ligowa tabela będzie taka płaska.
Tabela jest spłaszczona, kluby z dolnej połówki pewnie będą się zbroić, a na transfery w Gdyni się nie zanosi. Na testy przyjeżdżają piłkarze, ewentualnie na wzmocnienie Młodej Ekstraklasy.
Nie zgodzę się z tym. Wiem, jaka jest sytuacja budżetowa, jestem o tym informowany i godzę się z tym i podpisuję się pod każdą decyzją zarządu. Wracając do spraw sportowych, za które odpowiadam, to kilka punktów nam uciekło przez pomyłki sędziów, a kilka przez nasze naiwne błędy, które postaramy się wyeliminować przed rundą wiosenną.
Ilu piłkarzy potrzebuje pan przed jej inauguracją?
Nie chcę mówić o transferach, bo na razie jesteśmy kilka dni po zakończeniu rundy jesiennej. Mam pewne przemyślenia, które przekażę zarządowi, a jeśli będą możliwości, by kogoś ściągnąć, postaramy się wzmocnić. 17 punktów cieszy, ale pozostawia mały niedosyt, który pokazuje też, że nasze dzieło nie jest jeszcze doskonałe i wymaga dalszej pracy. A przy 21 punktach pewnie zostalibyśmy uznani za małą rewelację. Mogę powiedzieć jedno: nie wstydzimy się gry, którą prezentowaliśmy jesienią. Z ławką rezerwowych ze średnią wieku 20 lat i tak "krótką kołdrą" [Arka grała zaledwie 20 piłkarzami] ten wynik nie jest zły. Na koniec sezonu w kadrze zostało nas 17.
Z 17-letnim Krystianem Żołnierewiczem.
23-letni Rafał Siemaszko to przy nim stary rep (śmiech).
Polityka transferowa, jaką sobie przyjęliście, aby brać piłkarzy młodych, utalentowanych i przede wszystkim za których nie trzeba płacić, to zawieszenie sobie poprzeczki bardzo wysoko. Nie boi się pan, że zapłacicie za to najwyższą cenę, czyli spadkiem?
Nie. Wierzę, że takich piłkarzy jak Joel Tshibamba, który przyszedł do nas rok temu za darmo i został sprzedany z zyskiem, dając nam przy tym sporo goli jest w Europie, czy nawet Polsce więcej. Okienko transferowe trwa do końca lutego, więc mamy dwa i pół miesiąca. W futbolu to bardzo dużo czasu.
Z kim chce pan grać na obozach w Turcji i Hiszpanii?
W okolicy będą zespoły z Austrii, Szwajcarii i Rosji. Nie będzie Niemców, bo Bundesliga rusza w tym sezonie wcześniej.
Kibice w Gdyni nie wyobrażają sobie, że trzeci raz z rzędu będziecie uciekać przed gilotyną aż do ostatniej kolejki.
Taki los może spotkać każdy z dziesięciu zespołów od piątego miejsca w dół. Poprzednia wiosna pokazała, że drużyny, które świetnie radziły sobie jesienią, muszą być czujne.
Mówi pan o Śląsku, Lechii i Polonii Bytom?
Tak. Na ich miejscu mogą znaleźć się teraz zespoły z górnej części, a równie dobrze nikt. Nie sądzę też, aby Cracovia była w stanie wyprzedzić dwie drużyny. Musiałby się zdarzyć prawdziwy kataklizm, by dwa zespoły przegrały nagle sześć meczów z rzędu, przy trzech-czterech zwycięstwach Cracovii. Gdyby nie zwycięstwo z Bełchatowem, najprawdopodobniej w klubie pożegnano by się z większością piłkarzy już teraz, a rundę wiosenną dograno młodzieżą, by spadek kosztował jak najmniej. A tak, nadzieja jeszcze jest. Podobno w Polonii Bytom też nie jest za wesoło.
Szykuje się tam wyprzedaż piłkarzy. Wziąłby pan kogoś z Polonii?
Kiedyś chciałem Petera Hricko, ale mam lepszego obrońcę Marciano Brumę.
Który okazał się najlepszym waszym transferem.
Z pozostałych wzmocnień też jestem zadowolony.
Z Mirko Ivanovskiego też?
Tak.
Z jego teatralnych gestów i dyskusji z sędziami?
On już taki jest. Śmiejemy się w klubie, że jest nadpobudliwy, bo nawet jak przechodzi obok leżącej piłki, zawsze musi ją kopnąć. Na treningach to samo. Już nawet kazałem mu przed treningami biegać wokół boiska, żeby zeszło z niego to ciśnienie. A paradoks polega na tym, że sezon zaczął dobrze, kończył nie najlepiej, a dostał powołanie do pierwszej reprezentacji.
Bramek nie strzela też Joseph Mawaye.
A to akurat przeciwieństwo Mirko, bo "Józek" źle zaczął sezon, a dobrze skończył. Może pomogło mu odejście Tshibamby, z którym poniekąd rywalizował o miejsce w składzie.
Rok 2010 był dla pana udany?
Ze sportowego punktu widzenia tak, bo utrzymaliśmy się w lidze, choć dzisiaj tak jak już mówiłem, moglibyśmy mieć trochę więcej punktów. W pozostałych kwestiach też zrobiliśmy dużo dobrego. Fizycznie drużyna wygląda bardzo dobrze, bo żaden rywal nas nie zabiegał.
Co będzie głównym celem w okresie przygotowawczym?
Na pewno będziemy chcieli utrzymać dobrą dyspozycję w grze defensywy, no i zdecydowanie poprawić skuteczność i wykonywanie stałych fragmentów gry. Będziemy mocno nad tym pracować.
Żegnacie się ze Stadionem Narodowym Rugby, który początkowo wydawał się dla was zmorą, a dzisiaj okazuje się, że był waszym sprzymierzeńcem.
Rzeczywiście, większość punktów zdobywaliśmy u siebie, ale początki nie były łatwe. Po porażkach z Ruchem Chorzów (0:3) i Zagłębiem (0:2) nastroje nie były za wesołe. Sytuacja się zmieniła, kiedy skonsultowałem nasz program treningów z Marcusem Schuppem z Salzburga i Stanisławem Czerczesowem ze Spartaka Moskwa, którzy mieli już doświadczenie treningów i gry na sztucznej murawie. To mi zrobiło "klik" w głowie. Spuściliśmy trochę z tonu i na efekty nie było trzeba długo czekać. Taka nawierzchnia "nosi" piłkarzy, ale z czasem ich wypompowuje. Stąd decyzja, że przed meczami w Gdyni trenowaliśmy na sztucznej murawie, w ciągu tego sezonu tylko raz w tygodniu.
Waszych rywali zza miedzy Lechię chwali się za styl gry, a czy pańska drużyna może pochwalić się czymś, co ją wyróżnia?
Niektórzy nam zarzucają, że Arka gra brutalnie. Ja to nazywam "grą agresywną". Gramy tak jak na Zachodzie, a więc preferujemy wysokie tempo akcji i krótkie krycie. Może dlatego nasi rywale za nami nie nadążają. Kiedy przyszedłem do Arki, dyrektor Czyżniewski zarzucał poprzedniej drużynie, że nie walczyła. Powód był prozaiczny. W 60. minucie brakowało im prądu, nie mieli po prostu siły. W efekcie piłkarze grali na alibi, czyli jeździli wślizgami, krzyczeli albo cofali się d... do bramki. Teraz to się zmieniło. To my potrafimy zabiegać rywala i walczyć do ostatniej minuty, nie odstawiając nogi.
To jest ta niemiecka szkoła trenerska?
To efekt moich przemyśleń, doświadczeń boiskowych i współpracy z Grzegorzem Wittem. Mówimy jednym językiem. To widać potem na boisku. Będąc piłkarzem miałem jedną szansę, żeby zaistnieć w piłce: być przygotowanym fizycznie. Talent? Minimum. Jak ma się parę, szybciej się człowiek uczy. Podobną filozofię staram się przekazać moim piłkarzom.
Rozmawiał: Maciej Korolczuk - Gazeta Wyborcza
Maciej Korolczuk: Przy podsumowaniu rundy jesiennej z jednej strony nasuwa się myśl, że w porównaniu do poprzedniego sezonu zrobiliście mały postęp. Z drugiej - miejsce w tabeli na to nie wskazuje.
Dariusz Pasieka: Patrząc na to z jeszcze innej strony, gdybyśmy mieli cztery punkty więcej, zajmowali teraz 7-8 miejsce, wszyscy może pialiby z zachwytu, a w rzeczywistości nasza sytuacja nie byłaby o wiele lepsza niż jest teraz. Nad strefą spadkową byłaby i tak niewielka różnica. I tak walczylibyśmy w dolnej połówce tabeli. Na sezon i na tabelę patrzę zawsze po 30. kolejce. Nie wcześniej. A teraz realnie analizuję to, co nam się w tym półroczu przydarzyło.
Mianowicie?
Dokonaliśmy zmiany warty w drużynie. Odmłodziliśmy kadrę, zmieniliśmy praktycznie całą defensywę, co jak pokazała ta runda wyszło nam na dobre. Stworzyliśmy podstawy do dalszego budowania tej drużyny.
W tej budowie zapomnieliście o ofensywie.
Zrobiliśmy to, na co było nas stać. Proszę wziąć pod uwagę fakt, kto od nas odszedł, a kto przyszedł na ich miejsce i ile minut zagrał. Na tyle nas stać. Przed sezonem powzięliśmy sobie jeden cel: nie wpadamy w żadne długi, nie żyjemy ponad stan, nie bierzemy piłkarzy, na których nas nie stać. Nie jesteśmy klubem, który stać na kupno nie wiadomo jak drogich piłkarzy. Na to potrzebujemy czasu.
Jest pan zadowolony z tej rundy?
Fakt, że nie zaczęliśmy tego sezonu czterema porażkami, tak jak to miało miejsce przed moim przyjściem na pewno cieszy. Przecież po 19 kolejkach poprzedniego sezonu mieliśmy tyle punktów, co teraz po 15. Fakt, że ci piłkarze zrobili postęp w przygotowaniu fizycznym, taktycznym i mentalnym też nie jest bez znaczenia. Mnie to cieszy i napawa optymizmem przed rundą wiosenną. Nikt się tylko nie spodziewał, że ligowa tabela będzie taka płaska.
Tabela jest spłaszczona, kluby z dolnej połówki pewnie będą się zbroić, a na transfery w Gdyni się nie zanosi. Na testy przyjeżdżają piłkarze, ewentualnie na wzmocnienie Młodej Ekstraklasy.
Nie zgodzę się z tym. Wiem, jaka jest sytuacja budżetowa, jestem o tym informowany i godzę się z tym i podpisuję się pod każdą decyzją zarządu. Wracając do spraw sportowych, za które odpowiadam, to kilka punktów nam uciekło przez pomyłki sędziów, a kilka przez nasze naiwne błędy, które postaramy się wyeliminować przed rundą wiosenną.
Ilu piłkarzy potrzebuje pan przed jej inauguracją?
Nie chcę mówić o transferach, bo na razie jesteśmy kilka dni po zakończeniu rundy jesiennej. Mam pewne przemyślenia, które przekażę zarządowi, a jeśli będą możliwości, by kogoś ściągnąć, postaramy się wzmocnić. 17 punktów cieszy, ale pozostawia mały niedosyt, który pokazuje też, że nasze dzieło nie jest jeszcze doskonałe i wymaga dalszej pracy. A przy 21 punktach pewnie zostalibyśmy uznani za małą rewelację. Mogę powiedzieć jedno: nie wstydzimy się gry, którą prezentowaliśmy jesienią. Z ławką rezerwowych ze średnią wieku 20 lat i tak "krótką kołdrą" [Arka grała zaledwie 20 piłkarzami] ten wynik nie jest zły. Na koniec sezonu w kadrze zostało nas 17.
Z 17-letnim Krystianem Żołnierewiczem.
23-letni Rafał Siemaszko to przy nim stary rep (śmiech).
Polityka transferowa, jaką sobie przyjęliście, aby brać piłkarzy młodych, utalentowanych i przede wszystkim za których nie trzeba płacić, to zawieszenie sobie poprzeczki bardzo wysoko. Nie boi się pan, że zapłacicie za to najwyższą cenę, czyli spadkiem?
Nie. Wierzę, że takich piłkarzy jak Joel Tshibamba, który przyszedł do nas rok temu za darmo i został sprzedany z zyskiem, dając nam przy tym sporo goli jest w Europie, czy nawet Polsce więcej. Okienko transferowe trwa do końca lutego, więc mamy dwa i pół miesiąca. W futbolu to bardzo dużo czasu.
Z kim chce pan grać na obozach w Turcji i Hiszpanii?
W okolicy będą zespoły z Austrii, Szwajcarii i Rosji. Nie będzie Niemców, bo Bundesliga rusza w tym sezonie wcześniej.
Kibice w Gdyni nie wyobrażają sobie, że trzeci raz z rzędu będziecie uciekać przed gilotyną aż do ostatniej kolejki.
Taki los może spotkać każdy z dziesięciu zespołów od piątego miejsca w dół. Poprzednia wiosna pokazała, że drużyny, które świetnie radziły sobie jesienią, muszą być czujne.
Mówi pan o Śląsku, Lechii i Polonii Bytom?
Tak. Na ich miejscu mogą znaleźć się teraz zespoły z górnej części, a równie dobrze nikt. Nie sądzę też, aby Cracovia była w stanie wyprzedzić dwie drużyny. Musiałby się zdarzyć prawdziwy kataklizm, by dwa zespoły przegrały nagle sześć meczów z rzędu, przy trzech-czterech zwycięstwach Cracovii. Gdyby nie zwycięstwo z Bełchatowem, najprawdopodobniej w klubie pożegnano by się z większością piłkarzy już teraz, a rundę wiosenną dograno młodzieżą, by spadek kosztował jak najmniej. A tak, nadzieja jeszcze jest. Podobno w Polonii Bytom też nie jest za wesoło.
Szykuje się tam wyprzedaż piłkarzy. Wziąłby pan kogoś z Polonii?
Kiedyś chciałem Petera Hricko, ale mam lepszego obrońcę Marciano Brumę.
Który okazał się najlepszym waszym transferem.
Z pozostałych wzmocnień też jestem zadowolony.
Z Mirko Ivanovskiego też?
Tak.
Z jego teatralnych gestów i dyskusji z sędziami?
On już taki jest. Śmiejemy się w klubie, że jest nadpobudliwy, bo nawet jak przechodzi obok leżącej piłki, zawsze musi ją kopnąć. Na treningach to samo. Już nawet kazałem mu przed treningami biegać wokół boiska, żeby zeszło z niego to ciśnienie. A paradoks polega na tym, że sezon zaczął dobrze, kończył nie najlepiej, a dostał powołanie do pierwszej reprezentacji.
Bramek nie strzela też Joseph Mawaye.
A to akurat przeciwieństwo Mirko, bo "Józek" źle zaczął sezon, a dobrze skończył. Może pomogło mu odejście Tshibamby, z którym poniekąd rywalizował o miejsce w składzie.
Rok 2010 był dla pana udany?
Ze sportowego punktu widzenia tak, bo utrzymaliśmy się w lidze, choć dzisiaj tak jak już mówiłem, moglibyśmy mieć trochę więcej punktów. W pozostałych kwestiach też zrobiliśmy dużo dobrego. Fizycznie drużyna wygląda bardzo dobrze, bo żaden rywal nas nie zabiegał.
Co będzie głównym celem w okresie przygotowawczym?
Na pewno będziemy chcieli utrzymać dobrą dyspozycję w grze defensywy, no i zdecydowanie poprawić skuteczność i wykonywanie stałych fragmentów gry. Będziemy mocno nad tym pracować.
Żegnacie się ze Stadionem Narodowym Rugby, który początkowo wydawał się dla was zmorą, a dzisiaj okazuje się, że był waszym sprzymierzeńcem.
Rzeczywiście, większość punktów zdobywaliśmy u siebie, ale początki nie były łatwe. Po porażkach z Ruchem Chorzów (0:3) i Zagłębiem (0:2) nastroje nie były za wesołe. Sytuacja się zmieniła, kiedy skonsultowałem nasz program treningów z Marcusem Schuppem z Salzburga i Stanisławem Czerczesowem ze Spartaka Moskwa, którzy mieli już doświadczenie treningów i gry na sztucznej murawie. To mi zrobiło "klik" w głowie. Spuściliśmy trochę z tonu i na efekty nie było trzeba długo czekać. Taka nawierzchnia "nosi" piłkarzy, ale z czasem ich wypompowuje. Stąd decyzja, że przed meczami w Gdyni trenowaliśmy na sztucznej murawie, w ciągu tego sezonu tylko raz w tygodniu.
Waszych rywali zza miedzy Lechię chwali się za styl gry, a czy pańska drużyna może pochwalić się czymś, co ją wyróżnia?
Niektórzy nam zarzucają, że Arka gra brutalnie. Ja to nazywam "grą agresywną". Gramy tak jak na Zachodzie, a więc preferujemy wysokie tempo akcji i krótkie krycie. Może dlatego nasi rywale za nami nie nadążają. Kiedy przyszedłem do Arki, dyrektor Czyżniewski zarzucał poprzedniej drużynie, że nie walczyła. Powód był prozaiczny. W 60. minucie brakowało im prądu, nie mieli po prostu siły. W efekcie piłkarze grali na alibi, czyli jeździli wślizgami, krzyczeli albo cofali się d... do bramki. Teraz to się zmieniło. To my potrafimy zabiegać rywala i walczyć do ostatniej minuty, nie odstawiając nogi.
To jest ta niemiecka szkoła trenerska?
To efekt moich przemyśleń, doświadczeń boiskowych i współpracy z Grzegorzem Wittem. Mówimy jednym językiem. To widać potem na boisku. Będąc piłkarzem miałem jedną szansę, żeby zaistnieć w piłce: być przygotowanym fizycznie. Talent? Minimum. Jak ma się parę, szybciej się człowiek uczy. Podobną filozofię staram się przekazać moim piłkarzom.
Rozmawiał: Maciej Korolczuk - Gazeta Wyborcza
Copyright Arka Gdynia |