Aktualności
21.11.2010
Bramkarz do bramki (Rzeczpospolita)
3:0 na Łazienkowskiej - Mecz z Arką miał być dla Legii łatwy i przyjemny. Okazał się drogą przez mękę.
Warszawianie rozpoczęli z Bruno Mezengą w ataku, a bramkarz Wojciech Skaba dowiedział się, że wyjdzie w pierwszej jedenastce na odprawie przed spotkaniem. Legioniści ostatni mecz, z Wisłą w Krakowie, przegrali 1:4 i trzeba było coś zmienić.
Przez pierwszą połowę gospodarze grali jednak słabo i nie przeprowadzili ani jednej groźnej akcji. Bliższa gola była Arka, kiedy wykorzystała złe ustawienie obrońców rywali: Marcin Budziński znalazł się sam przed bramką, ale Skaba odbił piłkę.
Tak dobrej okazji Legia nie miała, pomógł jej za to japoński sędzia Masaaki Toma. Ten sam, który miewał kłopoty z odróżnieniem gry twardej od brutalnej podczas meczu Polski z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Pod koniec pierwszej części Toma uznał, że Marciano Bruma faulował Miroslava Radovicia i przyznał Legii rzut karny. Bruma rzeczywiście faulował, ale wcześniej sam był faulowany. W tym momencie bramkarz miał już piłkę w rękach. Sędzia nie powinien przerywać gry.
W drugiej połowie Legia zagrała nieco lepiej, miała przy tym szczęście, a goście pecha. Ich kapitan Norbert Witkowski, dobry bramkarz, rozgrywał setny mecz w lidze, ale najgorszy z możliwych. Najpierw, po dośrodkowaniu Mezengi, sam wrzucił sobie piłkę do bramki. W ostatniej minucie Tomasz Kiełbowicz strzelał z rzutu wolnego. Witkowski nie utrzymał piłki w rękach i Legia wygrała 3:0. Nie zasłużyła na tak wysokie zwycięstwo. Futbol bywa niesprawiedliwy.
Przed sobotnimi i niedzielnymi meczami 14. kolejki Legia awansowała na pozycję wicelidera ekstraklasy, zajmując miejsce Korony Kielce, która w drugim piątkowym meczu przegrała w Zabrzu z Górnikiem 1:2.
Stefan Szczepłek - Rzeczpospolita
Warszawianie rozpoczęli z Bruno Mezengą w ataku, a bramkarz Wojciech Skaba dowiedział się, że wyjdzie w pierwszej jedenastce na odprawie przed spotkaniem. Legioniści ostatni mecz, z Wisłą w Krakowie, przegrali 1:4 i trzeba było coś zmienić.
Przez pierwszą połowę gospodarze grali jednak słabo i nie przeprowadzili ani jednej groźnej akcji. Bliższa gola była Arka, kiedy wykorzystała złe ustawienie obrońców rywali: Marcin Budziński znalazł się sam przed bramką, ale Skaba odbił piłkę.
Tak dobrej okazji Legia nie miała, pomógł jej za to japoński sędzia Masaaki Toma. Ten sam, który miewał kłopoty z odróżnieniem gry twardej od brutalnej podczas meczu Polski z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Pod koniec pierwszej części Toma uznał, że Marciano Bruma faulował Miroslava Radovicia i przyznał Legii rzut karny. Bruma rzeczywiście faulował, ale wcześniej sam był faulowany. W tym momencie bramkarz miał już piłkę w rękach. Sędzia nie powinien przerywać gry.
W drugiej połowie Legia zagrała nieco lepiej, miała przy tym szczęście, a goście pecha. Ich kapitan Norbert Witkowski, dobry bramkarz, rozgrywał setny mecz w lidze, ale najgorszy z możliwych. Najpierw, po dośrodkowaniu Mezengi, sam wrzucił sobie piłkę do bramki. W ostatniej minucie Tomasz Kiełbowicz strzelał z rzutu wolnego. Witkowski nie utrzymał piłki w rękach i Legia wygrała 3:0. Nie zasłużyła na tak wysokie zwycięstwo. Futbol bywa niesprawiedliwy.
Przed sobotnimi i niedzielnymi meczami 14. kolejki Legia awansowała na pozycję wicelidera ekstraklasy, zajmując miejsce Korony Kielce, która w drugim piątkowym meczu przegrała w Zabrzu z Górnikiem 1:2.
Stefan Szczepłek - Rzeczpospolita
Copyright Arka Gdynia |