TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

08.11.2010

Joseph Mawaye show (Gazeta Wyborcza)

Nie ma siły na Arkę grającą w Gdyni na sztucznej murawie. Po zwycięstwie z wiceliderem z Kielc, gdynianie mają już 16 pkt, ale najważniejsze mecze w tej rundzie dopiero przed nimi.

Kiedy piłkarze Dariusza Pasieki wygrali z rozpędzoną Jagiellonią Białystok (1:0), w Gdyni panowała euforia, bo tak grającej Arki nie pamiętali jej najstarsi kibice. Żółto-niebiescy zagrali perfekcyjnie pod każdym względem, ale kilka dni później w klubie usłyszeliśmy "że takiego meczu Arka w obecnej formie długo nie powtórzy". Mecz najlepszy od lat, zamiast stać się poglądową lekcją, miał stać się piętnem Arki. Pozytywnym, ale jednak wypadkiem przy pracy. W sobotę Arka zadała kłam podobnym teoriom, bo zagrała jeszcze lepiej, niż w 6. kolejce.

- Przerwaliśmy naszą passę meczów bez porażki na wyjeździe, w dodatku tu, gdzie ją zaczęliśmy - kręcił głową Marcin Sasal, trener Korony. - Za długo wyprowadzaliśmy piłkę, popełnialiśmy proste błędy w obronie, więc sami sobie jesteśmy winni. Widocznie brakuje nam dojrzałości, by wykorzystać okazję do objęcia fotela lidera. Wracamy na ziemię.

Trudno nie zgodzić się z komentarzem Sasala, ale trudno było poznać, że Arka gra z wiceliderem tabeli, który na 15 możliwych do zdobycia punktów na wyjeździe, zdobył aż 13. Arka była lepsza w każdym elemencie gry. Dominowała w defensywie, dusiła Koronę już na jej połowie, a niezwykle aktywny i groźny Mawaye w oczach obrońców Korony widział strach. Kameruńczyk wyszedł w podstawowym składzie, dotrwał do końca meczu i sprawiał wrażenie, jakby całą frustrację z ostatnich kompletnie nieudanych miesięcy przekuł w umiejętności, o które nikt go nie posądzał.

W 12. minucie właśnie po podaniu Mawaye do Tadasa Labukasa Arka wyszła na prowadzenie. Duża w tym zasługa... Norberta Witkowskiego, który trzymając piłkę w rękach zawahał się, czy oddać ją do lepiej ustawionego do kontrataku Miroslava Bożoka. Kapitan Arki wybrał jednak Mawaye, ten poczekał aż na czystą pozycję wybiegnie Labukas, po czym otworzył mu drogę do bramki precyzyjnym podaniem między zdezorientowanymi i zaskoczonymi obrońcami Korony. Arka prowadziła 1:0, ale wbrew temu, co grała w dotychczasowych 11. kolejkach, nie spoczęła na laurach i szukała kolejnych bramek.

Chwilę później Noll mógł strzelić gola kolejki, ale jego rogal minął słupek. Swoje szanse mieli też Filip Burkhardt i Maciej Szmatiuk (strzał w słupek), ale to Korona tuż przed przerwą wyrównała. Gola strzelił bezwzględnie najlepszy na boisku - obok Mawaye - Edi Andradina, ale bramka do szatni nie podłamała rozpędzonej Arki.

Po przerwie piłkarze Pasieki ponownie ruszyli do odważnych ataków, a wyraźnie niebędąca tego dnia sobą Korona tylko biernie przyglądała się poczynaniom gospodarzy. Podwyższyć wynik próbował ponownie Labukas, ale drugą bramkę Arka strzeliła po serii błędów gości. Najpierw w kuriozalny sposób zachował się Vlastimir Jovanović, który odwrócił się od lecącej mu pod nogi piłki, a chwilę później kiks Pavola Stano wykorzystał Paweł Zawistowski. W końcówce bramkę Witkowskiego szturmował jeszcze Edi, ale mecz zakończył się zasłużonym zwycięstwem gospodarzy.

A już za tydzień Arkę czeka jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy mecz w rundzie jesiennej. W sobotę gdynianie zagrają w Bytomiu z Polonią.


Maciej Korolczuk - Gazeta Wyborcza







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia