Aktualności
30.09.2010
Zieńczuk: Na Arkę chcę być gotowy (FutbolNews.pl)
Wkrótce po 11 latach ponownie zobaczymy go w Lechii. Na razie Marek Zieńczuk wciąż jednak dochodzi do siebie po rocznym pobycie w AO Xanthi, gdzie raz po raz nękały go urazy. - Pod względem zdrowotnym był to dla mnie najbardziej pechowy rok w całej przygodzie z piłką - uważa „Zieniu”.
Pamięta Pan swój ostatni mecz w polskiej lidze?
Trudno byłoby taki mecz zapomnieć… To było spotkanie ze Śląskiem na zakończenie sezonu 2008/09. Wygraliśmy z Wisłą 2:0, a ja strzeliłem bramkę i zaliczyłem asystę. To zwycięstwo przypieczętowało nasze mistrzostwo Polski, ale mecz pamiętam też dlatego, że kibice mi i Marcinowi Baszczyńskiemu zgotowali niesamowite pożegnanie. To był jeden z najpiękniejszych dni w mojej karierze.
Pana przyjście do Lechii odtrąbiono z pompą już kilka tygodni temu, ale powrót Marka Zieńczuka na polskie boiska wciąż jeszcze nie stał się faktem. Kiedy w końcu pokaże się Pan w barwach gdańskiego klubu?
Robimy wszystko, by stało się to jak najszybciej - najlepiej już po przerwie na reprezentację, w meczu z Arką. Dokładamy wszelkich starań, by tak się stało, ale wiadomo, jak to jest - wszystko może się jeszcze przesunąć. Nie chciałbym zaliczyć falstartu, a po prostu muszę przejść przygotowanie fizyczne i mięśniowe. Na razie nie jestem jeszcze gotowy do gry.
Chyba nie tak wyobrażał Pan sobie ten pobyt w Grecji. W Xanthi rozegrał Pan tylko kilkanaście spotkań.
Na pewno trochę inaczej to sobie wyobrażałem. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę zdrowie. Pod tym względem był to dla mnie najbardziej pechowy rok w całej przygodzie z piłką. Tylu kontuzji, co w Grecji nie miałem chyba przez całą karierę…
A nie żałuje Pan, z perspektywy czasu, że na zagraniczny wyjazd zdecydował się tak późno?
Z pewnością, gdybym wyjechał wcześniej, to byłyby większe możliwości. Pewnie inaczej by to wtedy wyglądało… Wyjazdu samego w sobie na pewno jednak nie żałuję. Zdobyłem nowe doświadczenie i zobaczyłem przez rok, jak działa piłka w Grecji.
Do ligi wraca Pan po roku, a do Lechii po 11 latach. Sporo się podczas Pana nieobecności w Gdańsku zmieniło?
Zmieniło się wszystko - od infrastruktury, aż po ligę, w której występuje zespół. Całe funkcjonowanie klubu wyglądało wtedy zupełnie inaczej. Gdy odchodziłem, to Lechia żyła z dnia na dzień. Teraz to prężna firma. Mi wypada się tylko z tego powodu cieszyć, że klub z rodzinnego miasta prezentuje wysoki poziom.
To jeszcze spytam tylko o klubowego kolegę. Hubert Wołąkiewicz zasłużył na powołanie do reprezentacji?
To chłopak, który na pewno sobie poradzi. Nie martwię się o jego umiejętności i dyspozycję. Dużym atutem jest jego uniwersalność. Dotychczas grał przecież w środku, a ostatnio dobrze poradził sobie też na lewej stronie obrony. Dla mnie jego powołanie na pewno nie jest wielkim zaskoczeniem.
Rozmawiał Piotr Gajewski
Pamięta Pan swój ostatni mecz w polskiej lidze?
Trudno byłoby taki mecz zapomnieć… To było spotkanie ze Śląskiem na zakończenie sezonu 2008/09. Wygraliśmy z Wisłą 2:0, a ja strzeliłem bramkę i zaliczyłem asystę. To zwycięstwo przypieczętowało nasze mistrzostwo Polski, ale mecz pamiętam też dlatego, że kibice mi i Marcinowi Baszczyńskiemu zgotowali niesamowite pożegnanie. To był jeden z najpiękniejszych dni w mojej karierze.
Pana przyjście do Lechii odtrąbiono z pompą już kilka tygodni temu, ale powrót Marka Zieńczuka na polskie boiska wciąż jeszcze nie stał się faktem. Kiedy w końcu pokaże się Pan w barwach gdańskiego klubu?
Robimy wszystko, by stało się to jak najszybciej - najlepiej już po przerwie na reprezentację, w meczu z Arką. Dokładamy wszelkich starań, by tak się stało, ale wiadomo, jak to jest - wszystko może się jeszcze przesunąć. Nie chciałbym zaliczyć falstartu, a po prostu muszę przejść przygotowanie fizyczne i mięśniowe. Na razie nie jestem jeszcze gotowy do gry.
Chyba nie tak wyobrażał Pan sobie ten pobyt w Grecji. W Xanthi rozegrał Pan tylko kilkanaście spotkań.
Na pewno trochę inaczej to sobie wyobrażałem. Szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę zdrowie. Pod tym względem był to dla mnie najbardziej pechowy rok w całej przygodzie z piłką. Tylu kontuzji, co w Grecji nie miałem chyba przez całą karierę…
A nie żałuje Pan, z perspektywy czasu, że na zagraniczny wyjazd zdecydował się tak późno?
Z pewnością, gdybym wyjechał wcześniej, to byłyby większe możliwości. Pewnie inaczej by to wtedy wyglądało… Wyjazdu samego w sobie na pewno jednak nie żałuję. Zdobyłem nowe doświadczenie i zobaczyłem przez rok, jak działa piłka w Grecji.
Do ligi wraca Pan po roku, a do Lechii po 11 latach. Sporo się podczas Pana nieobecności w Gdańsku zmieniło?
Zmieniło się wszystko - od infrastruktury, aż po ligę, w której występuje zespół. Całe funkcjonowanie klubu wyglądało wtedy zupełnie inaczej. Gdy odchodziłem, to Lechia żyła z dnia na dzień. Teraz to prężna firma. Mi wypada się tylko z tego powodu cieszyć, że klub z rodzinnego miasta prezentuje wysoki poziom.
To jeszcze spytam tylko o klubowego kolegę. Hubert Wołąkiewicz zasłużył na powołanie do reprezentacji?
To chłopak, który na pewno sobie poradzi. Nie martwię się o jego umiejętności i dyspozycję. Dużym atutem jest jego uniwersalność. Dotychczas grał przecież w środku, a ostatnio dobrze poradził sobie też na lewej stronie obrony. Dla mnie jego powołanie na pewno nie jest wielkim zaskoczeniem.
Rozmawiał Piotr Gajewski
Copyright Arka Gdynia |