Aktualności
27.09.2010
Wasiluk: Energia od kibiców i pęknięta podeszwa (SportoweFakty.pl)
Marek Wasiluk w sobotnim meczu 7. kolejki ekstraklasy z Arką Gdynia (2:0) pojawił się na boisku po raz pierwszy od przeszło miesiąca. Rosły obrońca, który ostatnio zmagał się kontuzją więzadła skokowo-strzałkowego za swój występ zebrał pochlebne recenzje od trenera Rafała Ulatowskiego.
Ostatni raz Wasiluk wystąpił 16 sierpnia przeciwko Legii w Warszawie. W czasie gry doznał urazu, który dał znać o sobie dopiero po końcowym gwizdku. Początkowo mówiło się o trzytygodniowej przerwie, która w efekcie wydłużyła się dwukrotnie.
- Długo czekałem na ten powrót. Kontuzja była na tyle nieprzyjemna, że przedłużało się leczenie. W sumie wyszło 6 tygodni, ale doczekałem się i cieszę się, że w zwycięskim meczu - mówi "Wasyl", który wszedł do gry na początku drugiej połowy za seryjnie popełniającego błędy Krzysztofa Janusa.
- Miałem obawy przed tym, żeby go wpuścić. Pamiętajmy, że we wtorek zakończył rehabilitację, a ostatni mecz zagrał 16 sierpnia. Podobało mi się to, jak walczył i to jak skuteczny był przy obronie stałych fragmentów gry. Takiego "wieżowca" potrzebowaliśmy - tłumaczy Rafał Ulatowski.
Wasilukowi bardzo podobała się atmosfera na stadionie. Przed spotkaniem, kiedy na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem piłkarze wyszli na środek boiska, większość z nich została w okolicach koła środkowego, a on wspólne z Mateuszem Klichem zrobił sobie obchód wokół murawy, by bliżej przyjrzeć się trybunom: - Widać było, że od pierwszych minut ruszyliśmy na rywala poniesieni energią kibiców. To jest całkiem inna atmosfera. Nasz stadion jest typowo piłkarski, trybuny są blisko boiska - z grania mamy samą przyjemność.
Po wejściu na boisko Wasiluk miał więcej zadań w destrukcji, ale dwukrotnie włączył się do akcji ofensywnej. Raz zatrzymał go rywal, a raz: - Złamał mi się but. Podeszwa poszła i ledwo ustałem. Dlatego tak to dziwnie wyglądało na boisku (śmiech). To że jest złamany zobaczyłem dopiero w szatni. Musiałem jednak bardziej skupić się na defensywie, bo grający po mojej stronie Saidi jest odpowiedzialny bardziej za atak. Rekonwalescent w meczu z Arką zapisał się między innymi tym, że w końcowych minutach wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Marcina Budzińskiego: - Piłka i tak by nie wpadła do bramki. Wybiłem ją asekuracyjnie. Zagraliśmy bardzo fajnie jako cały zespół w obronie. Dla nas jako obrońców czyszczenie tego było już tylko formalnością.
Pasy w końcu przełamały serię porażek i sięgnęły po pierwsze punkty w sezonie. Wasiluk twierdzi, że do pojedynku z Arką przygotowywali się w taki sam sposób, jak do poprzednich spotkań: - Trener pracuje z nami cały czas tak samo. Mieliśmy mecze lepsze i gorsze, ale trzeba przyznać, że tego szczęścia nam brakowało. Teraz wszystko się obróciło w dobrą dla nas stronę. Również dzięki tej publiczności, która nas poniosła. Teraz musimy gonić środek tabeli.
Maciej Kmita - SportoweFakty.pl
Ostatni raz Wasiluk wystąpił 16 sierpnia przeciwko Legii w Warszawie. W czasie gry doznał urazu, który dał znać o sobie dopiero po końcowym gwizdku. Początkowo mówiło się o trzytygodniowej przerwie, która w efekcie wydłużyła się dwukrotnie.
- Długo czekałem na ten powrót. Kontuzja była na tyle nieprzyjemna, że przedłużało się leczenie. W sumie wyszło 6 tygodni, ale doczekałem się i cieszę się, że w zwycięskim meczu - mówi "Wasyl", który wszedł do gry na początku drugiej połowy za seryjnie popełniającego błędy Krzysztofa Janusa.
- Miałem obawy przed tym, żeby go wpuścić. Pamiętajmy, że we wtorek zakończył rehabilitację, a ostatni mecz zagrał 16 sierpnia. Podobało mi się to, jak walczył i to jak skuteczny był przy obronie stałych fragmentów gry. Takiego "wieżowca" potrzebowaliśmy - tłumaczy Rafał Ulatowski.
Wasilukowi bardzo podobała się atmosfera na stadionie. Przed spotkaniem, kiedy na dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem piłkarze wyszli na środek boiska, większość z nich została w okolicach koła środkowego, a on wspólne z Mateuszem Klichem zrobił sobie obchód wokół murawy, by bliżej przyjrzeć się trybunom: - Widać było, że od pierwszych minut ruszyliśmy na rywala poniesieni energią kibiców. To jest całkiem inna atmosfera. Nasz stadion jest typowo piłkarski, trybuny są blisko boiska - z grania mamy samą przyjemność.
Po wejściu na boisko Wasiluk miał więcej zadań w destrukcji, ale dwukrotnie włączył się do akcji ofensywnej. Raz zatrzymał go rywal, a raz: - Złamał mi się but. Podeszwa poszła i ledwo ustałem. Dlatego tak to dziwnie wyglądało na boisku (śmiech). To że jest złamany zobaczyłem dopiero w szatni. Musiałem jednak bardziej skupić się na defensywie, bo grający po mojej stronie Saidi jest odpowiedzialny bardziej za atak. Rekonwalescent w meczu z Arką zapisał się między innymi tym, że w końcowych minutach wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Marcina Budzińskiego: - Piłka i tak by nie wpadła do bramki. Wybiłem ją asekuracyjnie. Zagraliśmy bardzo fajnie jako cały zespół w obronie. Dla nas jako obrońców czyszczenie tego było już tylko formalnością.
Pasy w końcu przełamały serię porażek i sięgnęły po pierwsze punkty w sezonie. Wasiluk twierdzi, że do pojedynku z Arką przygotowywali się w taki sam sposób, jak do poprzednich spotkań: - Trener pracuje z nami cały czas tak samo. Mieliśmy mecze lepsze i gorsze, ale trzeba przyznać, że tego szczęścia nam brakowało. Teraz wszystko się obróciło w dobrą dla nas stronę. Również dzięki tej publiczności, która nas poniosła. Teraz musimy gonić środek tabeli.
Maciej Kmita - SportoweFakty.pl
Copyright Arka Gdynia |