TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

chignahuapan
Arka-Facebook Arka-Instagram Arka-Twitter Arka-YouTube Arka-TikTok Arka LinkedIn NO10 Nocny Bieg Świętojański Stowarzyszenie Inicjatywa Arka Betclic


Aktualności

img

27.09.2010

Cracovia jest jak nowa. Pierwsze punkty w meczu z Arką (Gazeta Krakowska)

W sobotnie popołudnie 14 tysięcy kibiców Cracovii przeniosło się do nowej rzeczywistości. Przy Kałuży z hukiem otworzono stadion - dosłownie, bo decybele rozsadzały uszy najpierw podczas koncertu Macieja Maleńczuka, a potem przy pokazie sztucznych ogni - którego nie trzeba się wstydzić w Europie. O piłkarzach "Pasów" tego samego jeszcze nie da się powiedzieć, ale i na tym polu coś drgnęło: zespół Rafała Ulatowskiego przerwał koszmarną serię sześciu porażek i wygrał pierwszy ligowy mecz w tym sezonie. Teraz ma być już tylko lepiej.

Co prawda, prezes i współwłaściciel klubu Janusz Filipiak, który pojawił się na meczu mimo choroby, na początku wzdragał się przed mówieniem o momencie przełomowym ("My spokojnie budujemy klub dzień po dniu"), ale z każdym kolejnym pytaniem coraz bardziej się rozkręcał. Stanęło na tym, że dopiero teraz dla Cracovii nadchodzą tłuste lata.

- Możecie stroić sobie ze mnie żarty, lecz ja naprawdę myślę o europejskich pucharach. Nie tylko dla siebie, ale i dla polskich kibiców, którzy mają dość klęsk naszych drużyn. Sukcesy polskiej piłki to moje marzenie. Nie wiem, czy uda mi się do nich doprowadzić, ale działamy w tym kierunku - przekonywał.

Jego słowa skonfrontowane z dotychczasowymi wynikami drużyny rzeczywiście mogą budzić uśmiech politowania, ale Filipiak zaznacza, że nie żąda Ligi Mistrzów od jutra. Wie, że o wiele łatwiej zbudować ładny stadion niż mocny zespół.

- Nie działamy nerwowo, nie tniemy głów, gdy coś nie idzie. Chcemy się rozwijać - zaznacza. Na osiągnięcie celów daje sobie kilka lat.

- Panowie, sześć lat temu nawet by mi przez głowę nie przeszło, że w 2010 roku będziemy mieć tak nowoczesny obiekt - uśmiechał do dziennikarzy.
- To, co się stało, zdecydowanie przerosło moje oczekiwania. Po raz pierwszy zdarzyło się, że na mecz przyszła cała moja rodzina, żona, córka, syn. To dla mnie ważne. Wcześniej moja żona nie chciała chodzić na ziemny stadion, bo mówiła, że nie ma się się gdzie załatwić. Dziś mogła się załatwić tu, tam, w różnych miejscach - zaskakiwał bezpośredniością szef Com-Archu.

Dodawał też, że jest bardzo szczęśliwy, bo "ludzie chcą, żeby było fajnie, i tak było". Ponad 14 tysięcy ludzi - najwyższa frekwencja na Cracovii od ponad ćwierć wieku - rzeczywiście nieźle się bawiło. Przed kibicami "Pasów" otworzył się inny świat.

- Kiedy kibice zaczęli śpiewać hymn razem z Maleńczukiem, to łzy napłynęły mi do oczu. A jestem "pasiakiem" dopiero od trzech miesięcy. Wyobrażam sobie, co musieli czuć ci, którzy Cracovii kibicują od zawsze - opisywał swoje wrażenia Ulatowski.

Duże emocje związane z inauguracją stadionu udzieliły się głównie sędziemu Adamowi Lyczmańskiemu, który już w 3 minucie meczu sprezentował gola gospodarzom. Gola bardzo wyczekiwanego przez krakowskich piłkarzy, trenerów i fanów, ale jednak takiego, który nie powinien być uznany. Skaczący do piłki w polu karnym Piotr Polczak - z rzutu wolnego centrował Mateusz Klich - sfaulował bramkarza Arki Norberta Witkowskiego w taki sposób, że ten zamiast złapać futbolówkę, strącił ją do siatki.

- W lidze angielskiej taka bramka też na pewno byłaby uznana - bronił się obrońca "Pasów", ale grubo mijał się z prawdą. Jego zagranie - może nieświadomie, ale łokciem uderzył rywala w głowę - nawet w zawodach MMA zostałoby zinterpretowane jako faul.

Nie zmienia to jednak ogólnej refleksji, że szybkie prowadzenie dało krakowianom luz i komfort. Presja udanej inauguracji, podlana ostatnimi porażkami, zeszła z nich szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Wprawdzie trudno o euforyczne recenzje gry "Pasów", bo ciągle mankamentów jest (za) dużo, lecz gospodarze od Arki byli lepsi.

Chociaż ich drugi gol też wzbudził kontrowersje, bo zanim Bartosz Ślusarski do siatki trafił, Radosław Matusiak zagrał piłkę ręką, poza gdynianami już nikt sobie głowy nie zawracał.

- Nadal jesteśmy na ostatnim miejscu w tabeli, lecz teraz szybko chcemy je opuścić i odrabiać dystans do kolejnych drużyn. Walczymy nie tylko o punkty, ale i o to, żeby ten cudowny stadion zawsze był wypełniony kibicami - mówił Ulatowski.

Przemek Franczak - Gazeta Krakowska







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia