Aktualności
17.09.2010
Braterskie starcie w Gdyni (Gazeta Wyborcza)
Marcin Burkhardt ma nadzieję, że Jagiellonia wywiezie z Gdyni trzy punkty. Filip Burkhardt postara się o to, żeby to piłkarze Arki cieszyli się po meczu. Bracia jeszcze nigdy nie zagrali przeciwko sobie. Być może będzie im to dane w niedzielę.
Prawie 27-letni Marcin jest bardziej utytułowanym zawodnikiem niż o cztery lata młodszy Filip, chociaż to właśnie o nim zwykło się mówić, że ma większy talent. Póki co to starszy z Burkhardtów grał w reprezentacji, ma w swym dorobku mistrzostwo czy Puchar Polski, występował też za granicą. Filip przebił starszego brata, tylko jeżeli chodzi o ligowy debiut. Po raz pierwszy w ekstraklasie zagrał kilka miesięcy po 17 urodzinach, a Marcin debiut w krajowej elicie zaliczył, gdy miał już prawie 18 lat.
Dotychczas bracia nie zagrali przeciwko sobie.
- Kiedyś było nawet blisko tego, gdy z Legią Warszawa przyjechałem do Wronek na mecz z Amicą. Ale wówczas zszedłem z boiska około 65. min, a dopiero chwilę później wszedł na nie Filip - wspomina Marcin. Także wiosną ostatniego sezonu mógł zagrać przeciwko bratu, lecz na przeszkodzie stanęła kontuzja.
- Zobaczymy, czy teraz będzie nam dane zagrać przeciwko sobie. To wszystko zależy od trenerów, jakie wystawią składy - stwierdza starszy z braci, który w czterech pierwszych spotkaniach sezonu wybiegał na boisko w podstawowym składzie Jagiellonii, ale w ostatnim meczu pojawił się na murawie z ławki rezerwowych. Podobnie Filip - w czterech pierwszych pojedynkach miał miejsce w wyjściowej jedenastce Arki, by w ostatnim starciu w ogóle nie pojawić się na boisku.
- Gdy przyjdzie nam zagrać przeciwko sobie, to na pewno żadnej taryfy ulgowej nie będzie - zapewnia pomocnik Jagiellonii, który udziela czasami wskazówek młodszemu Filipowi. - Dzwonimy do siebie po spotkaniach i albo gratulujemy dobrych występów, albo pocieszamy się po słabszych meczach.
Bracia nie tylko różnią się wiekiem, doświadczeniem, ale też warunkami fizycznymi.
- Jestem wyższy chyba o 15 centymetrów, inną też mamy budowę ciała. Filip jest niższy i krępy - mówi starszy z Burkhardtów. - Co jeszcze nas różni? Filip gra obydwoma nogami, słabiej chyba ode mnie spisuje się w grze kombinacyjnej. Podobieństwa? Uderzenie z dystansu, ostatnie podanie i słaba gra głową.
Marcin jest obecnie piłkarzem Jagiellonii, ale pierwszy w żółto-czerwonych barwach grał Filip. Wiosnę sezonu 2006/2007 spędził w białostockim klubie. Jego wkład w awans żółto-czerwonych do ekstraklasy był jednak mizerny. Co prawda zagrał w siedmiu spotkaniach, ale tylko w dwóch w podstawowym składzie. Spisywał się słabo i szybko z niego zrezygnowano.
Marcin w białostockim klubie radzi sobie dużo lepiej. To jego zespół jest faworytem w niedzielnym meczu, jest bowiem liderem rozgrywek.
- To jednak nie jest łatwa sytuacja, gdy się do meczu przystępuje jako zdecydowany faworyt. Wiem to, bo już swego czasu grałem w takiej roli [w Legii Warszawa - red.] - mówi Marcin Burkhardt.
- Postaramy się pokrzyżować szyki Jagiellonii - zapowiada trener Arki Dariusz Pasieka. - Jesteśmy w stanie wygrać w niedzielę, ale wszyscy moi piłkarze muszą zagrać na 100 procent i ustrzec się tych błędów, które popełnialiśmy w poprzednich meczach, po których traciliśmy gole. Mamy swój pomysł na Jagiellonię, analizowaliśmy jej grę i będziemy chcieli wykorzystać jej słabe punkty. Z pewnością musimy zagrać agresywnie, wysokim pressingiem, bo tego ani Tomasz Frankowski, ani Kamil Grosicki nie lubią.
Tomasz Piekarski
Prawie 27-letni Marcin jest bardziej utytułowanym zawodnikiem niż o cztery lata młodszy Filip, chociaż to właśnie o nim zwykło się mówić, że ma większy talent. Póki co to starszy z Burkhardtów grał w reprezentacji, ma w swym dorobku mistrzostwo czy Puchar Polski, występował też za granicą. Filip przebił starszego brata, tylko jeżeli chodzi o ligowy debiut. Po raz pierwszy w ekstraklasie zagrał kilka miesięcy po 17 urodzinach, a Marcin debiut w krajowej elicie zaliczył, gdy miał już prawie 18 lat.
Dotychczas bracia nie zagrali przeciwko sobie.
- Kiedyś było nawet blisko tego, gdy z Legią Warszawa przyjechałem do Wronek na mecz z Amicą. Ale wówczas zszedłem z boiska około 65. min, a dopiero chwilę później wszedł na nie Filip - wspomina Marcin. Także wiosną ostatniego sezonu mógł zagrać przeciwko bratu, lecz na przeszkodzie stanęła kontuzja.
- Zobaczymy, czy teraz będzie nam dane zagrać przeciwko sobie. To wszystko zależy od trenerów, jakie wystawią składy - stwierdza starszy z braci, który w czterech pierwszych spotkaniach sezonu wybiegał na boisko w podstawowym składzie Jagiellonii, ale w ostatnim meczu pojawił się na murawie z ławki rezerwowych. Podobnie Filip - w czterech pierwszych pojedynkach miał miejsce w wyjściowej jedenastce Arki, by w ostatnim starciu w ogóle nie pojawić się na boisku.
- Gdy przyjdzie nam zagrać przeciwko sobie, to na pewno żadnej taryfy ulgowej nie będzie - zapewnia pomocnik Jagiellonii, który udziela czasami wskazówek młodszemu Filipowi. - Dzwonimy do siebie po spotkaniach i albo gratulujemy dobrych występów, albo pocieszamy się po słabszych meczach.
Bracia nie tylko różnią się wiekiem, doświadczeniem, ale też warunkami fizycznymi.
- Jestem wyższy chyba o 15 centymetrów, inną też mamy budowę ciała. Filip jest niższy i krępy - mówi starszy z Burkhardtów. - Co jeszcze nas różni? Filip gra obydwoma nogami, słabiej chyba ode mnie spisuje się w grze kombinacyjnej. Podobieństwa? Uderzenie z dystansu, ostatnie podanie i słaba gra głową.
Marcin jest obecnie piłkarzem Jagiellonii, ale pierwszy w żółto-czerwonych barwach grał Filip. Wiosnę sezonu 2006/2007 spędził w białostockim klubie. Jego wkład w awans żółto-czerwonych do ekstraklasy był jednak mizerny. Co prawda zagrał w siedmiu spotkaniach, ale tylko w dwóch w podstawowym składzie. Spisywał się słabo i szybko z niego zrezygnowano.
Marcin w białostockim klubie radzi sobie dużo lepiej. To jego zespół jest faworytem w niedzielnym meczu, jest bowiem liderem rozgrywek.
- To jednak nie jest łatwa sytuacja, gdy się do meczu przystępuje jako zdecydowany faworyt. Wiem to, bo już swego czasu grałem w takiej roli [w Legii Warszawa - red.] - mówi Marcin Burkhardt.
- Postaramy się pokrzyżować szyki Jagiellonii - zapowiada trener Arki Dariusz Pasieka. - Jesteśmy w stanie wygrać w niedzielę, ale wszyscy moi piłkarze muszą zagrać na 100 procent i ustrzec się tych błędów, które popełnialiśmy w poprzednich meczach, po których traciliśmy gole. Mamy swój pomysł na Jagiellonię, analizowaliśmy jej grę i będziemy chcieli wykorzystać jej słabe punkty. Z pewnością musimy zagrać agresywnie, wysokim pressingiem, bo tego ani Tomasz Frankowski, ani Kamil Grosicki nie lubią.
Tomasz Piekarski
Copyright Arka Gdynia |