Aktualności
23.08.2010
Pierwsze bramki, pierwsze zwycięstwo... (Dziennik Bałtycki)
Burkhardt i Labukas strzelcami goli. Nieważne jak, ważne, że piłkarze Arki wygrali Naszym celem jest zwycięstwo, zapowiadali przed meczem z Górnikiem Zabrze piłkarze Arki Gdynia.
I ten cel został w sobotę w Gdyni osiągnięty. Arka wygrała z Górnikiem 2:0, a pierwsze w tym sezonie gole dla żółto-niebieskich zdobyli Filip Burkhardt i Tadas Labukas. Radość z pierwszego ligowego
sukcesu może mącić nieco nie najlepszy styl gry gospodarzy, ale pozostańmy przy stwierdzeniu, że zwycięzców się nie sądzi. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego kibice mogli oklaskami podziękować juniorom młodszym Arki za zdobycie tytułu wicemistrzów Polski, a dyrektor sportowy Andrzej Czyżniewski sukces trenera Roberta Wilczyńskiego i jego młodych zawodników „wycenił" bardziej konkretnie, finansowymi nagrodami. To był taki sympatyczny wstęp do tego, co miało się dziać w walce o ligowe punkty na Narodowym Stadionie Rugby. Rzut oka na składy Arki i Górnika mógł tylko utwierdzić, że obaj szkoleniowcy niczym się nie zaskoczyli, stawiając na tych samych zawodników co przed tygodniem, kiedy to zabrzanie wygrali w Lubinie, a gdynianie zremisowali z Lechem w Poznaniu.
Dariusz Pasieka nie zaryzykował więc gry z dwoma napastnikami, ale postawił od pierwszej minuty, kosztem Josepha Mawaye, na Mirko Ivanovskiego. W zasadzie pierwsze 30 minut tego meczu w sprawozdaniu można pominąć. W tym czasie tylko błąd Denisa Glaviny stracił piłkę przed własnym polem karnym, spowodował stan zagrożenia przed bramką gospodarzy, zakończony ostatecznie rzutem rożnym.
- My chcemy gola, Areczko, my chcemy gola... - zaśpiewali po raz pierwszy gdyńscy kibice, przypominając swoim zawodnikom, że oczekują na bardziej wymierne efekty ich gry. Gola nie było, ale w 30 minucie pierwszy celny, chociaż niegroźny, strzał w tym meczu oddał na bramkę
Arki Grzegorz Bonin. Minutę później Mariusz Przybylski w polu karnym Górnika kopnął piłkę wprost pod nogi Pawła Zawistowskiego. Do bramki zabrzan było nie więcej niż 10 metrów, ale Zawistowski nie skorzystał z tego prezentu, trafiając futbolówką w bramkarza gości. Wyszła z tego kontra zabrzan. W jej finale Piotr Gierczak precyzyjnym podaniem „uruchomił" Tomasza Zahorskiego, który znalazł się w sytuacji sam na sam z Norbertem Witkowskim. Na szczęście dla gdynian „Witek" wygrał ten pojedynek.
- Gdybym wykorzystał tę sytuację, wynik meczu mógłby być zupełnie inny, zresztą tych okazji do strzelenia bramki w Gdyni mieliśmy więcej, dlatego myślę, że przegraliśmy tu niezasłużenie - mówił już
po meczu Zahorski.
Za chwilę jeszcze celnie z dystansu strzelali Filip Burkhardt i Adrian Świątek, ale bramkarze nie dali się zaskoczyć. Natomiast zaskoczeniem dla wielu był gwizdek sędziego w 42 minucie i rzut karny podyktowany przeciwko zabrzanom po przepychankach w polu karnym Górnika. Co się stało? Dopiero obejrzane później telewizyjne powtórki wyjaśniły więcej. Adam Banaś popchnął w wyskoku do piłki Ivanovskiego. Zrobił to na oczach stojącego obok arbitra, a przy tym zupełnie bezsensownie, bo Ivanovski nie miał żadnych szans na dojście do zbyt wysoko lecącej piłki. Faul w polu karnym, głupi, bardziej lub mniej brutalny, oznacza rzut karny. Taką też decyzję podjął sędzia Szymon Marciniak. Można się spierać, czy z duchem gry, ale nie można mu odmówić - w pojęciu przepisów gry w piłkę
nożną - racji.
Do ustawionej 11 metrów od bramki Górnika piłki podszedł Filip Burkhardt i płaskim strzałem w róg bramki nie dał szans na skuteczną interwencję Sebastianowi Nowakowi. To była pierwsza ligowa bramka „Burego" od 1 kwietnia 2006 roku, kiedy grał jeszcze w Amice, to była pierwsza bramka gdynian w sezonie 2010/2011. Arka prowadziła z Górnikiem 1:0. Druga połowa meczu zaczęła się od dobrej akcji i minimalnie niecelnego strzału Ivanowskiego. Jego wyczyn skopiował kilkanaście minut później Marciano Bruma, ale w tej drugiej części gry znacznie więcej działo się w polu karnym Arki. Górnik atakował, chcąc doprowadzić do wyrównania, ale przede wszystkim zawodnicy Górnika pudłowali w najlepszych nawet sytuacjach. W 53 minucie Świątek, główkując, z 8 metrów nie trafił w bramkę, w 55 minucie mocno z dystansu strzelił Bonin, ale Witkowski, nie bez trudu, obronił. W 74 minucie znowu Świątek przestrzelił z linii pola bramkowego, w 85 Maciej Bębenek z 12 metrów posłał futbolówkę obok słupka, a w 88 minucie Aleksander Kwiek z bliska uderzył ponad bramką. Gdyńscy kibice mogli tylko pomyśleć „kończ już pan ten mecz, panie Marciniak". A arbiter doliczył do podstawowego czasu gry trzy minuty i w pierwszej z nich gdynianie podwyższyli prowadzenie. Bruma dobrze podał do Tadasa Labukasa, ten jednym zwodem uwolnił się na linii pola karnego od Banasia - kapitanowi Górnika z meczu w Gdyni pozostaną pewnie tylko koszmarne wspomnienia - i pomiędzy
nogami próbującego interweniować Nowaka posłał futbolówkę do siatki. To był nokautujący cios Arki, zapewniający jej ostateczny sukces. Sukces bez futbolowego przepychu, ale w sobotę najważniejsze były dla gospodarzy bramki i punkty, bo przecież wrażeń artystycznych w tabeli się nie zapisuje.
Zdaniem trenerów
Dariusz Pasieka - Arka Gdynia
Jestem szczęśliwy, bo bardzo zależało nam na tym, aby zdobyć w tym meczu pierwsze w tym sezonie bramki i odnieść pierwsze zwycięstwo. Łatwo nie było, bo Górnik, czego się zresztą spodziewałem, pokazał, że potrafi grać i stworzył kilka groźnych sytuacji pod naszą bramką. W tym spotkaniu, co przyznaję, szczęście było jednak po naszej stronie. Nie wszystko w naszej grze było dzisiaj tak, jak bym tego oczekiwał. Zbyt często traciliśmy kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, z gry nie wszystkich zawodników byłem zadowolony. Natomiast chcę podkreślić, że cała trójka zmienników pokazała, że można na nich liczyć. Po prostu dali dobre zamiany, a Labukasowi wystarczyło zaledwie kilka minut gry, aby wpisać się na listę strzelców. Czy był karny? Z zasady nie komentuję decyzji arbitrów.
Adam Nawałka - Górnik Zabrze
Gratuluję zwycięstwa Arce, a swoim zawodnikom chęci gry, walki o poprawę wyniku, odrobienia minimalnej straty do 90 minuty meczu. Mieliśmy swoje sytuacje, z których powinniśmy zdobyć bramki. Brak skuteczność to na pewno największy mankament naszego występu w Gdyni. Nie, nie mam do nikogo indywidualnych pretensji, bo wygrywamy i przegrywamy przecież wszyscy. Proszę też nie oczekiwać ode mnie, na gorąco, oceny sytuacji, po której sędzia podyktował rzut karny. Zobaczę tę sytuację na wideo i wówczas będę mądrzejszy. Tak czy inaczej ten mecz jest już historią. Analiza, której dokonamy, będzie potrzebna, aby w ciągnąć odpowiednie wnioski przed naszym kolejnym spotkaniem z Ruchem Chorzów. To już od dzisiaj najważniejszy dla nas mecz.
Dziennik Bałtycki
I ten cel został w sobotę w Gdyni osiągnięty. Arka wygrała z Górnikiem 2:0, a pierwsze w tym sezonie gole dla żółto-niebieskich zdobyli Filip Burkhardt i Tadas Labukas. Radość z pierwszego ligowego
sukcesu może mącić nieco nie najlepszy styl gry gospodarzy, ale pozostańmy przy stwierdzeniu, że zwycięzców się nie sądzi. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego kibice mogli oklaskami podziękować juniorom młodszym Arki za zdobycie tytułu wicemistrzów Polski, a dyrektor sportowy Andrzej Czyżniewski sukces trenera Roberta Wilczyńskiego i jego młodych zawodników „wycenił" bardziej konkretnie, finansowymi nagrodami. To był taki sympatyczny wstęp do tego, co miało się dziać w walce o ligowe punkty na Narodowym Stadionie Rugby. Rzut oka na składy Arki i Górnika mógł tylko utwierdzić, że obaj szkoleniowcy niczym się nie zaskoczyli, stawiając na tych samych zawodników co przed tygodniem, kiedy to zabrzanie wygrali w Lubinie, a gdynianie zremisowali z Lechem w Poznaniu.
Dariusz Pasieka nie zaryzykował więc gry z dwoma napastnikami, ale postawił od pierwszej minuty, kosztem Josepha Mawaye, na Mirko Ivanovskiego. W zasadzie pierwsze 30 minut tego meczu w sprawozdaniu można pominąć. W tym czasie tylko błąd Denisa Glaviny stracił piłkę przed własnym polem karnym, spowodował stan zagrożenia przed bramką gospodarzy, zakończony ostatecznie rzutem rożnym.
- My chcemy gola, Areczko, my chcemy gola... - zaśpiewali po raz pierwszy gdyńscy kibice, przypominając swoim zawodnikom, że oczekują na bardziej wymierne efekty ich gry. Gola nie było, ale w 30 minucie pierwszy celny, chociaż niegroźny, strzał w tym meczu oddał na bramkę
Arki Grzegorz Bonin. Minutę później Mariusz Przybylski w polu karnym Górnika kopnął piłkę wprost pod nogi Pawła Zawistowskiego. Do bramki zabrzan było nie więcej niż 10 metrów, ale Zawistowski nie skorzystał z tego prezentu, trafiając futbolówką w bramkarza gości. Wyszła z tego kontra zabrzan. W jej finale Piotr Gierczak precyzyjnym podaniem „uruchomił" Tomasza Zahorskiego, który znalazł się w sytuacji sam na sam z Norbertem Witkowskim. Na szczęście dla gdynian „Witek" wygrał ten pojedynek.
- Gdybym wykorzystał tę sytuację, wynik meczu mógłby być zupełnie inny, zresztą tych okazji do strzelenia bramki w Gdyni mieliśmy więcej, dlatego myślę, że przegraliśmy tu niezasłużenie - mówił już
po meczu Zahorski.
Za chwilę jeszcze celnie z dystansu strzelali Filip Burkhardt i Adrian Świątek, ale bramkarze nie dali się zaskoczyć. Natomiast zaskoczeniem dla wielu był gwizdek sędziego w 42 minucie i rzut karny podyktowany przeciwko zabrzanom po przepychankach w polu karnym Górnika. Co się stało? Dopiero obejrzane później telewizyjne powtórki wyjaśniły więcej. Adam Banaś popchnął w wyskoku do piłki Ivanovskiego. Zrobił to na oczach stojącego obok arbitra, a przy tym zupełnie bezsensownie, bo Ivanovski nie miał żadnych szans na dojście do zbyt wysoko lecącej piłki. Faul w polu karnym, głupi, bardziej lub mniej brutalny, oznacza rzut karny. Taką też decyzję podjął sędzia Szymon Marciniak. Można się spierać, czy z duchem gry, ale nie można mu odmówić - w pojęciu przepisów gry w piłkę
nożną - racji.
Do ustawionej 11 metrów od bramki Górnika piłki podszedł Filip Burkhardt i płaskim strzałem w róg bramki nie dał szans na skuteczną interwencję Sebastianowi Nowakowi. To była pierwsza ligowa bramka „Burego" od 1 kwietnia 2006 roku, kiedy grał jeszcze w Amice, to była pierwsza bramka gdynian w sezonie 2010/2011. Arka prowadziła z Górnikiem 1:0. Druga połowa meczu zaczęła się od dobrej akcji i minimalnie niecelnego strzału Ivanowskiego. Jego wyczyn skopiował kilkanaście minut później Marciano Bruma, ale w tej drugiej części gry znacznie więcej działo się w polu karnym Arki. Górnik atakował, chcąc doprowadzić do wyrównania, ale przede wszystkim zawodnicy Górnika pudłowali w najlepszych nawet sytuacjach. W 53 minucie Świątek, główkując, z 8 metrów nie trafił w bramkę, w 55 minucie mocno z dystansu strzelił Bonin, ale Witkowski, nie bez trudu, obronił. W 74 minucie znowu Świątek przestrzelił z linii pola bramkowego, w 85 Maciej Bębenek z 12 metrów posłał futbolówkę obok słupka, a w 88 minucie Aleksander Kwiek z bliska uderzył ponad bramką. Gdyńscy kibice mogli tylko pomyśleć „kończ już pan ten mecz, panie Marciniak". A arbiter doliczył do podstawowego czasu gry trzy minuty i w pierwszej z nich gdynianie podwyższyli prowadzenie. Bruma dobrze podał do Tadasa Labukasa, ten jednym zwodem uwolnił się na linii pola karnego od Banasia - kapitanowi Górnika z meczu w Gdyni pozostaną pewnie tylko koszmarne wspomnienia - i pomiędzy
nogami próbującego interweniować Nowaka posłał futbolówkę do siatki. To był nokautujący cios Arki, zapewniający jej ostateczny sukces. Sukces bez futbolowego przepychu, ale w sobotę najważniejsze były dla gospodarzy bramki i punkty, bo przecież wrażeń artystycznych w tabeli się nie zapisuje.
Zdaniem trenerów
Dariusz Pasieka - Arka Gdynia
Jestem szczęśliwy, bo bardzo zależało nam na tym, aby zdobyć w tym meczu pierwsze w tym sezonie bramki i odnieść pierwsze zwycięstwo. Łatwo nie było, bo Górnik, czego się zresztą spodziewałem, pokazał, że potrafi grać i stworzył kilka groźnych sytuacji pod naszą bramką. W tym spotkaniu, co przyznaję, szczęście było jednak po naszej stronie. Nie wszystko w naszej grze było dzisiaj tak, jak bym tego oczekiwał. Zbyt często traciliśmy kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, z gry nie wszystkich zawodników byłem zadowolony. Natomiast chcę podkreślić, że cała trójka zmienników pokazała, że można na nich liczyć. Po prostu dali dobre zamiany, a Labukasowi wystarczyło zaledwie kilka minut gry, aby wpisać się na listę strzelców. Czy był karny? Z zasady nie komentuję decyzji arbitrów.
Adam Nawałka - Górnik Zabrze
Gratuluję zwycięstwa Arce, a swoim zawodnikom chęci gry, walki o poprawę wyniku, odrobienia minimalnej straty do 90 minuty meczu. Mieliśmy swoje sytuacje, z których powinniśmy zdobyć bramki. Brak skuteczność to na pewno największy mankament naszego występu w Gdyni. Nie, nie mam do nikogo indywidualnych pretensji, bo wygrywamy i przegrywamy przecież wszyscy. Proszę też nie oczekiwać ode mnie, na gorąco, oceny sytuacji, po której sędzia podyktował rzut karny. Zobaczę tę sytuację na wideo i wówczas będę mądrzejszy. Tak czy inaczej ten mecz jest już historią. Analiza, której dokonamy, będzie potrzebna, aby w ciągnąć odpowiednie wnioski przed naszym kolejnym spotkaniem z Ruchem Chorzów. To już od dzisiaj najważniejszy dla nas mecz.
Dziennik Bałtycki
Copyright Arka Gdynia |