Aktualności
15.08.2010
Fatalny Lech bez celnego strzału (Gazeta Wyborcza)
W Poznaniu spotkały się ze sobą drużyny teoretycznie bardzo różne - mistrz Polski poprzedniego sezonu podejmował na własnym obiekcie ekipę, która cudem uratowała ligowy byt. Przepaść jaka rok temu dzieliła oba zespoły, na dzień dzisiejszy nie istnieje - Lech nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę Witkowskiego!
Trener Jacek Zieliński postanowił przemeblować lekko ustawienie swojej drużyny przed meczem z Arką. Wiedząc, że gdynianie nie są zbyt groźni w ataku, postawił na większą liczbę graczy o inklinacjach ofensywnych. Dlatego mistrz Polski zagrał w sobotę z dwójką napastników: Tshibambą i Rudnevsem, którzy mieli być odpowiedzialni za strzelanie goli.
System 4-4-2 nie przyniósł wymiernych efektów. W pierwszej połowie Lech stworzył sobie tylko jedną dogodną okazję do strzelenia gola, przy czym nie była ona wynikiem dobrze rozegranej akcji, lecz błędu obrońców Arki. W 23. minucie meczu po dośrodkowaniu w pole karne Witkowskiego Bruma wybił piłkę wprost do dobrze ustawionego w jedenastce Peszki. Reprezentant Polski zdecydował się na błyskawiczny strzał, ale trafił on jedynie w boczną siatkę.
Trzy minuty później po starciu z holenderskim obrońcą, w polu karnym upadł Rudnevs. Łotysz ograł jak dziecko Brumę, szykował się do ułożenia sobie piłki do strzału, ale defensor niczym rasowy zapaśnik powalił napastnika Lecha na ziemię. Sędzia nie zareagował na tą sytuację, kwalifikując ją jako męską walkę o piłkę.
Mecz Lecha z Arką był od początku do końca bardzo ostry. Po starciach na linii Arboleda - Mawaye, Peszko - Noll czy Rudnevs - Bruma bilans kontuzji wyniósł: jeden rozcięty łuk brwiowy, jedna rozcięta warga oraz kontuzja mięśnia uda, której nabawił się czołowy gracz Kolejorza, Seweryn Gancarczyk.
Gazeta Wyborcza
Trener Jacek Zieliński postanowił przemeblować lekko ustawienie swojej drużyny przed meczem z Arką. Wiedząc, że gdynianie nie są zbyt groźni w ataku, postawił na większą liczbę graczy o inklinacjach ofensywnych. Dlatego mistrz Polski zagrał w sobotę z dwójką napastników: Tshibambą i Rudnevsem, którzy mieli być odpowiedzialni za strzelanie goli.
System 4-4-2 nie przyniósł wymiernych efektów. W pierwszej połowie Lech stworzył sobie tylko jedną dogodną okazję do strzelenia gola, przy czym nie była ona wynikiem dobrze rozegranej akcji, lecz błędu obrońców Arki. W 23. minucie meczu po dośrodkowaniu w pole karne Witkowskiego Bruma wybił piłkę wprost do dobrze ustawionego w jedenastce Peszki. Reprezentant Polski zdecydował się na błyskawiczny strzał, ale trafił on jedynie w boczną siatkę.
Trzy minuty później po starciu z holenderskim obrońcą, w polu karnym upadł Rudnevs. Łotysz ograł jak dziecko Brumę, szykował się do ułożenia sobie piłki do strzału, ale defensor niczym rasowy zapaśnik powalił napastnika Lecha na ziemię. Sędzia nie zareagował na tą sytuację, kwalifikując ją jako męską walkę o piłkę.
Mecz Lecha z Arką był od początku do końca bardzo ostry. Po starciach na linii Arboleda - Mawaye, Peszko - Noll czy Rudnevs - Bruma bilans kontuzji wyniósł: jeden rozcięty łuk brwiowy, jedna rozcięta warga oraz kontuzja mięśnia uda, której nabawił się czołowy gracz Kolejorza, Seweryn Gancarczyk.
Gazeta Wyborcza
Copyright Arka Gdynia |