Aktualności
09.08.2010
Inauguracja nie dla Arki. Wisła Kraków - Arka Gdynia 1:0
Żółto-niebiescy po ponad dwóch miesiącach przerwy znów zagrali o ligowe punkty. Sezon przyszło im zainaugurować na boisku Wicemistrza Polski, Wisły Kraków. Niestety z Krakowa nasz zespół wróci na tarczy, choć zaprezentował futbol, który może napawać optymizmem na rozpoczynające się rozgrywki
1. kolejka Ekstraklasy
Wisła Kraków - Arka Gdynia 1:0 (1:0)
Bramki: 24' Małecki
Wisła: Pawełek - Cikos, Kowalski, Bunoza, Diaz - Kirm (81' Wilk), Sobolewski, Rado (46' Boguski), Piotr Brożek, Małecki - Paweł Brożek (63' Żurawski).
Arka: Witkowski - Bruma, Szmatiuk, Płotka, Noll - Bożok, Budziński, Burkhardt, Zawistowski (77' Siemaszko), Glavina (86' Mawaye) - Labukas (61' Ivanovski)
Żółte kartki: Budziński, Bruma, Ivanovski (Arka).
Sędzia: Robert Małek.
Wiesława Szymborska napisała, a kilkanaście lat później zaśpiewała Kora: „Nic dwa razy się nie zdarza” i niestety dziś to się potwierdziło. Arka nie zdołała powtórzyć sukcesu z poprzedniego sezonu i nie odebrała punktów Wiśle na boisku w Krakowie, lecz piłkarze Dariusza Pasieki nie muszą się wstydzić swojej postawy, bo pokazali, że wiedzą o co chodzi w futbolu i nawet z Wicemistrzem Polski potrafią grać jak „równy z równym”.
Mecz lepiej rozpoczęła Arka i ku zaskoczeniu kibiców na trybunach stadionu przy Suchych Stawach, przez kilka minut nie opuszczała połowy boiska zajmowanej przez gospodarzy. Żółto-niebiescy wyraźnie zaskoczyli piłkarzy prowadzonych przez Tomasza Kulawika wysokim pressingiem i zdecydowaną grą, co przyniosło pożądany skutek, choć nie zamieniło się na klarowne bramkowe okazje, a jedynie na kilka rzutów rożnych.
Wisła jednak jak na czołowy polski zespół przystało dość szybko się otrząsnęła i kilka razy spróbowała skontrować gości. Prostopadłe piłki posyłane do Kirma, Małeckiego albo Rado były jednak skutecznie blokowane przez naszych obrońców albo Witkowskiego, który nie mógł sobie pozwolić nawet na moment nieuwagi.
Pierwszą naprawdę groźną okazję drużyna Dariusza Pasieki stworzyła w 18. minucie gry. Do dośrodkowania Filipa Burkhardta doskonale wyszedł jeden z bohaterów końcówki poprzedniego sezonu w Arce Maciej Szmatiuk, który przy biernej postawie obrońców mógł umieścić piłkę w siatce, jednak jego zagranie głową wpadło wprost w ręce Pawełka.
Zmarnowana okazja bardzo szybko niestety się zemściła. O ile z silnym uderzeniem Sobolewskiego Witkowski sobie poradził, o tyle przy główce Małeckiego w 23. minucie nie wiele miał do powiedzenia. W pole karne głęboko dośrodkowywał Kirm, Witkowski to zagranie musiał sparować, ale zrobił bardzo nieszczęśliwie, bo ta spadła wprost na głowę Małeckiego, przy którym nieco przysnęli nasi środkowi obrońcy, a ten z najbliższej odległości otworzył wynik spotkania.
Gol podziałał na Wiślaków bardzo nobilitująco, bo wyraźnie puściły im nerwy związane z inauguracją ligi po fatalnym występie w europejskich pucharach. Tuż po golu Małeckiego niewiele zabrakło aby na listę strzelców wpisał się Kirm, który dobijał uderzenie Pawła Brożka, lecz na nasze szczęście czujny pozostał Emil Noll i utrzymał status quo na tablicy wyników. W 39. minucie umiejętności Witkowskiego sprawdził Kamil Rado, ale górą był nasz bramkarz.
Tuż przed przerwą drugą doskonałą okazję do zdobycia bramki zmarnowali zawodnicy z Gdyni. Interweniujący we własnym polu karnym Kowalski skierował piłkę pod nogi Zawistowskiego, ale nieco zaskoczony tą sytuacją debiutujący w naszym zespole pomocnik Arki nie potrafił oddać strzału z najbliższej odległości, a jedynie lekko ją odbił, co umożliwiło skuteczną interwencję Pawełkowi.
Do szatni z zasłużonym prowadzeniem zeszła Wisła, ale gra Arki mogła napawać nadzieją na odwrócenie jeszcze losów tego meczu. I rzeczywiście, w drugiej połowie żółto-niebiescy zdominowali wydarzenia na boisku i o mały włos już kilka sekund po wznowieniu mógł, a właściwie powinien wyrównać Miroslav Bożok. Piłkarz Arki znalazł się sam na sam z Pawełkiem, ale podobnie jak jego koledzy „przymierzył” wprost w bramkarza Wisły. To była już trzecia sytuacja z gatunku tych nazywanych „stuprocentowymi”! Z tej sytuacji urodził się rzut różny, który przy odrobinie szczęścia mógł wreszcie przynieść upragnioną i zasłużoną już bramkę dla gości, lecz i tym razem fortuna była po stronie krakowian.
Upływały kolejne minuty meczu, w której optyczna przewaga wciąż była po stronie Arki. W tym okresie obie drużyny próbowały strzałów z dystansu. Najpierw Burkhardt, potem Sobolewski, a także Glavina – po strzale tego ostatniego piłka odbiła się od pleców jednego z obrońców Wisły i niewiele brakowało, a wpadłaby po rykoszecie do bramki, niestety nic z tego.
W 61. minucie na boisku pojawił się kolejny debiutant Mirko Ivanovski. Nie upłynęła minuta, a Macedończyk mógł mieć prawdziwe wejście smoka! Po jego zagraniu głową w dogodnej sytuacji znalazł się Filip Burkhardt, ale po raz kolejny Wiślacy mieli za co dziękować Pawełkowi, który w dobrym stylu odbił piłkę zmierzającą w światło bramki.
Ta sytuacja nieco przebudziła gospodarzy, bo groźnie, choć niecelnie, strzelał z linii pola karnego wprowadzony w przerwie na boisko Boguski. Ten sam piłkarz mógł chyba już rozstrzygnąć losy meczu kilka minut później, gdy oszukał Szmatiuka i w dobrej sytuacji znów nie trafił w bramkę. Okres dobrej gry Wisły zakończył się okazją Małeckiego. Strzelec bramki dla Wisły po minięciu Witkowskiego próbował z ostrego kąta skierować piłkę do siatki, jednak w tym wypadku na medal spisał się Bruma, który ofiarnie interweniował tuż przed linią bramkową.
Po okresie przewagi gospodarzy, znów zaczęła dominować Arka, m.in. za sprawą kolejnych wprowadzonych na boisko nominalnych napastników: Siemaszki i Mawaye. Przewaga naszego zespołu przekuła się na bramkowe okazje dopiero w ostatnich minutach meczu. W 87. minucie znów okazję do zostania bohaterem zaprzepaścił Ivanovski, który tym razem nie trafił z niedużej odległości w bramkę. Arka postawiła wszystko na jedną kartę, nic więc dziwnego, że Wisła miała bardzo dużo miejsca pod bramką Witkowskiego. Błąd nowego kapitana Arki o mało nie wykorzystał Małecki, lecz piłkarz Wisły zamiast decydować się na strzał, podał piłkę do Żurawskiego, ale tego otoczyli już wracający obrońcy Arki i wszystko skończyło się na strachu.
W doliczonym czasie gry do jednego z dośrodkowań w pole karne Wisły ładnie doszedł Siemaszko, któremu po umiejętnym przyjęciu piłki zabrakło już miejsca do oddania decydującego strzału.
Ostatecznie trzy punkty zostały w Krakowie, ale Arka pozostawiła po sobie z pewnością dobre wrażenie, bo przez długie okresy potrafiła prowadzić grę, zdominować Wicemistrzów Polski i kilkukrotnie stworzyć doskonałe okazje do strzelenia bramek. Niestety wrócił koszmar z ostatniego sezonu, gdy naszym piłkarzom brakowało skuteczności. W niedzielę przy odrobinie szczęścia Arka mogła się pokusić o odebranie Wiśle punktów, a być może nawet powtórzenie osiągnięcia z początku tego roku. Tym razem się nie udało, ale wszystko przed naszymi piłkarzami, którzy pokazali, że potrafią grać w piłkę, a nowo pozyskani zawodnicy mogą wnieść dużo dobrego do tej drużyny.
Skubi
1. kolejka Ekstraklasy
Wisła Kraków - Arka Gdynia 1:0 (1:0)
Bramki: 24' Małecki
Wisła: Pawełek - Cikos, Kowalski, Bunoza, Diaz - Kirm (81' Wilk), Sobolewski, Rado (46' Boguski), Piotr Brożek, Małecki - Paweł Brożek (63' Żurawski).
Arka: Witkowski - Bruma, Szmatiuk, Płotka, Noll - Bożok, Budziński, Burkhardt, Zawistowski (77' Siemaszko), Glavina (86' Mawaye) - Labukas (61' Ivanovski)
Żółte kartki: Budziński, Bruma, Ivanovski (Arka).
Sędzia: Robert Małek.
Wiesława Szymborska napisała, a kilkanaście lat później zaśpiewała Kora: „Nic dwa razy się nie zdarza” i niestety dziś to się potwierdziło. Arka nie zdołała powtórzyć sukcesu z poprzedniego sezonu i nie odebrała punktów Wiśle na boisku w Krakowie, lecz piłkarze Dariusza Pasieki nie muszą się wstydzić swojej postawy, bo pokazali, że wiedzą o co chodzi w futbolu i nawet z Wicemistrzem Polski potrafią grać jak „równy z równym”.
Mecz lepiej rozpoczęła Arka i ku zaskoczeniu kibiców na trybunach stadionu przy Suchych Stawach, przez kilka minut nie opuszczała połowy boiska zajmowanej przez gospodarzy. Żółto-niebiescy wyraźnie zaskoczyli piłkarzy prowadzonych przez Tomasza Kulawika wysokim pressingiem i zdecydowaną grą, co przyniosło pożądany skutek, choć nie zamieniło się na klarowne bramkowe okazje, a jedynie na kilka rzutów rożnych.
Wisła jednak jak na czołowy polski zespół przystało dość szybko się otrząsnęła i kilka razy spróbowała skontrować gości. Prostopadłe piłki posyłane do Kirma, Małeckiego albo Rado były jednak skutecznie blokowane przez naszych obrońców albo Witkowskiego, który nie mógł sobie pozwolić nawet na moment nieuwagi.
Pierwszą naprawdę groźną okazję drużyna Dariusza Pasieki stworzyła w 18. minucie gry. Do dośrodkowania Filipa Burkhardta doskonale wyszedł jeden z bohaterów końcówki poprzedniego sezonu w Arce Maciej Szmatiuk, który przy biernej postawie obrońców mógł umieścić piłkę w siatce, jednak jego zagranie głową wpadło wprost w ręce Pawełka.
Zmarnowana okazja bardzo szybko niestety się zemściła. O ile z silnym uderzeniem Sobolewskiego Witkowski sobie poradził, o tyle przy główce Małeckiego w 23. minucie nie wiele miał do powiedzenia. W pole karne głęboko dośrodkowywał Kirm, Witkowski to zagranie musiał sparować, ale zrobił bardzo nieszczęśliwie, bo ta spadła wprost na głowę Małeckiego, przy którym nieco przysnęli nasi środkowi obrońcy, a ten z najbliższej odległości otworzył wynik spotkania.
Gol podziałał na Wiślaków bardzo nobilitująco, bo wyraźnie puściły im nerwy związane z inauguracją ligi po fatalnym występie w europejskich pucharach. Tuż po golu Małeckiego niewiele zabrakło aby na listę strzelców wpisał się Kirm, który dobijał uderzenie Pawła Brożka, lecz na nasze szczęście czujny pozostał Emil Noll i utrzymał status quo na tablicy wyników. W 39. minucie umiejętności Witkowskiego sprawdził Kamil Rado, ale górą był nasz bramkarz.
Tuż przed przerwą drugą doskonałą okazję do zdobycia bramki zmarnowali zawodnicy z Gdyni. Interweniujący we własnym polu karnym Kowalski skierował piłkę pod nogi Zawistowskiego, ale nieco zaskoczony tą sytuacją debiutujący w naszym zespole pomocnik Arki nie potrafił oddać strzału z najbliższej odległości, a jedynie lekko ją odbił, co umożliwiło skuteczną interwencję Pawełkowi.
Do szatni z zasłużonym prowadzeniem zeszła Wisła, ale gra Arki mogła napawać nadzieją na odwrócenie jeszcze losów tego meczu. I rzeczywiście, w drugiej połowie żółto-niebiescy zdominowali wydarzenia na boisku i o mały włos już kilka sekund po wznowieniu mógł, a właściwie powinien wyrównać Miroslav Bożok. Piłkarz Arki znalazł się sam na sam z Pawełkiem, ale podobnie jak jego koledzy „przymierzył” wprost w bramkarza Wisły. To była już trzecia sytuacja z gatunku tych nazywanych „stuprocentowymi”! Z tej sytuacji urodził się rzut różny, który przy odrobinie szczęścia mógł wreszcie przynieść upragnioną i zasłużoną już bramkę dla gości, lecz i tym razem fortuna była po stronie krakowian.
Upływały kolejne minuty meczu, w której optyczna przewaga wciąż była po stronie Arki. W tym okresie obie drużyny próbowały strzałów z dystansu. Najpierw Burkhardt, potem Sobolewski, a także Glavina – po strzale tego ostatniego piłka odbiła się od pleców jednego z obrońców Wisły i niewiele brakowało, a wpadłaby po rykoszecie do bramki, niestety nic z tego.
W 61. minucie na boisku pojawił się kolejny debiutant Mirko Ivanovski. Nie upłynęła minuta, a Macedończyk mógł mieć prawdziwe wejście smoka! Po jego zagraniu głową w dogodnej sytuacji znalazł się Filip Burkhardt, ale po raz kolejny Wiślacy mieli za co dziękować Pawełkowi, który w dobrym stylu odbił piłkę zmierzającą w światło bramki.
Ta sytuacja nieco przebudziła gospodarzy, bo groźnie, choć niecelnie, strzelał z linii pola karnego wprowadzony w przerwie na boisko Boguski. Ten sam piłkarz mógł chyba już rozstrzygnąć losy meczu kilka minut później, gdy oszukał Szmatiuka i w dobrej sytuacji znów nie trafił w bramkę. Okres dobrej gry Wisły zakończył się okazją Małeckiego. Strzelec bramki dla Wisły po minięciu Witkowskiego próbował z ostrego kąta skierować piłkę do siatki, jednak w tym wypadku na medal spisał się Bruma, który ofiarnie interweniował tuż przed linią bramkową.
Po okresie przewagi gospodarzy, znów zaczęła dominować Arka, m.in. za sprawą kolejnych wprowadzonych na boisko nominalnych napastników: Siemaszki i Mawaye. Przewaga naszego zespołu przekuła się na bramkowe okazje dopiero w ostatnich minutach meczu. W 87. minucie znów okazję do zostania bohaterem zaprzepaścił Ivanovski, który tym razem nie trafił z niedużej odległości w bramkę. Arka postawiła wszystko na jedną kartę, nic więc dziwnego, że Wisła miała bardzo dużo miejsca pod bramką Witkowskiego. Błąd nowego kapitana Arki o mało nie wykorzystał Małecki, lecz piłkarz Wisły zamiast decydować się na strzał, podał piłkę do Żurawskiego, ale tego otoczyli już wracający obrońcy Arki i wszystko skończyło się na strachu.
W doliczonym czasie gry do jednego z dośrodkowań w pole karne Wisły ładnie doszedł Siemaszko, któremu po umiejętnym przyjęciu piłki zabrakło już miejsca do oddania decydującego strzału.
Ostatecznie trzy punkty zostały w Krakowie, ale Arka pozostawiła po sobie z pewnością dobre wrażenie, bo przez długie okresy potrafiła prowadzić grę, zdominować Wicemistrzów Polski i kilkukrotnie stworzyć doskonałe okazje do strzelenia bramek. Niestety wrócił koszmar z ostatniego sezonu, gdy naszym piłkarzom brakowało skuteczności. W niedzielę przy odrobinie szczęścia Arka mogła się pokusić o odebranie Wiśle punktów, a być może nawet powtórzenie osiągnięcia z początku tego roku. Tym razem się nie udało, ale wszystko przed naszymi piłkarzami, którzy pokazali, że potrafią grać w piłkę, a nowo pozyskani zawodnicy mogą wnieść dużo dobrego do tej drużyny.
Skubi
Copyright Arka Gdynia |