Aktualności
28.07.2010
Wszystko co zrobiliśmy zweryfikuje liga (Dziennik Bałtycki)
- Panie trenerze, można powiedzieć, że ze zgrupowania w Austrii spłynęliśmy z deszczem.
- Rzeczywiście można tak powiedzieć, bo deszcz zakłócił nam ostatni praktycznie dzień pobytu na zgrupowaniu. Musieliśmy odwołać zaplanowany mecz sparingowy z zespołem izraelskiej ekstraklasy, ale byliśmy na tyle sprytni, że ostatni trening przenieśliśmy do Monachium, skąd samolotem wracaliśmy do kraju.
- Czy zgrupowanie spełniło swoje cele?
- Na pewno. Poza wspomnianymi, ale drobnymi w sumie, perturbacjami z pogodą, zrealizowaliśmy w Austrii wszystko to co sobie zaplanowaliśmy.
A mam tu na myśli zarówno plan pracy treningowej, mecze sparingowe jak i działania mające na celu integrację zespołu, bo przecież mamy w klubowej kadrze wielu nowych zawodników i to różnej narodowości.
- Zwycięstwo 3:0 z Karlsruher S.C., czy remis 0:0 z Dundee United w sparingach dają podstawy do optymizmu na dobrą grę Arki w nowym sezonie?
- Zna Pan moje zdanie co do znaczenia rezultatów w meczach sparingowych. Po prostu nie ma powodów, aby przywiązywać do nich zbyt dużą wagę. Tak było, kiedy przed wyjazdem do Austrii przegraliśmy z Olimpią Grudziądz czy zremisowaliśmy z Orkanem Rumia. Tak też jest i teraz, chociaż być może wyniki sparingów w Austrii pobudzają wyobraźnię kibiców. Dobrze, że na zgrupowaniu graliśmy z renomowanymi przeciwnikami, ale na takich nam właśnie zależało. Graliśmy momentami nieźle, ale też popełnialiśmy błędy. Jakość przygotowań i tych sparingów i tak zweryfikują dopiero rozgrywki ligowe. To w nich rezultat każdego meczu będzie miał istotne znaczenie.
- Czy z konieczności polubił Pan grę w systemie z jednym napastnikiem, bo przecież w poprzednim sezonie Arka grała z dwoma wysuniętymi ofensywnymi zawodnikami. Z dwoma, a byli to głównie Trytko i Tshibamba, których teraz Pan nie ma.
- Doskonaliliśmy grę w systemie 4-4-2, a także próbowaliśmy grać w systemie 4-1-4-1, czyli rzeczywiście z jednym napastnikiem. Czy to konieczność, bo w kadrze mam za mało dobrych napastników jak Pan sugeruje... I tak i nie. Ograliśmy się w innym systemie taktycznym, co ma swoją wartość. A przynajmniej jednego dobrego napastnika ciągle szukamy i… znajdziemy. Przecież do końca okienka transferowego pozostało jeszcze ponad miesiąc.
- Straty po zgrupowaniu to kontuzje Ante Rozića i Marciano Brumy, a więc dwóch podstawowych, jak się wydaje, obrońców. Kiedy wrócą do treningów?
- Nie ma już sprawy kontuzji Brumy, bo w środę wraca on do treningów. Natomiast Rozić będzie jeszcze pauzował, ale mam nadzieję, że jak najkrócej. Inna sprawa, że w liniach defensywnych mam spore pole kadrowego manewru.
- Zazwyczaj po zgrupowaniu, na kilka dni przed ligą, trenerzy mają już wyjściowy skład na pierwszy ligowy mecz w głowie. Zdradzi nam Pan tę tajemnicę?
- To taka gra? Zadaje pan pytanie, na które wie pan, że nie odpowiem. Na dzisiaj w Arce nie mam takiego komfortu, aby o każde miejsce w składzie walczyło dwóch równorzędnych zawodników. Jest jednak z kogo wybierać i taki szkielet podstawowej "11" na pierwszy mecz z Wisłą w Krakowie na pewno już mam. Do ligowej premiery zostało ponad 10 dni, więc o szczegółach zdecydowanie za wcześnie jeszcze mówić.
- No właśnie, ligowa premiera. Wisła w Krakowie, a zaraz potem Lech w Poznaniu. Strach się bać. Ogląda Pan i analizuje już grę najbliższych rywali?
- W piłkarskim języku nie ma miejsca na słowa "bać się". W lidze mamy 15 rywali i z każdym trzeba grać. Zbieram informacje o grze i składzie Wisły oraz Lecha, ale takie decydujące obserwacje chcę przeprowadzić przy okazji najbliższych pucharowych występów obu zespołów na własnych boiskach. Myślę, że wówczas będzie można wyciągnąć najbardziej miarodajne wnioski.
Rozmawiał: Janusz Woźniak
- Rzeczywiście można tak powiedzieć, bo deszcz zakłócił nam ostatni praktycznie dzień pobytu na zgrupowaniu. Musieliśmy odwołać zaplanowany mecz sparingowy z zespołem izraelskiej ekstraklasy, ale byliśmy na tyle sprytni, że ostatni trening przenieśliśmy do Monachium, skąd samolotem wracaliśmy do kraju.
- Czy zgrupowanie spełniło swoje cele?
- Na pewno. Poza wspomnianymi, ale drobnymi w sumie, perturbacjami z pogodą, zrealizowaliśmy w Austrii wszystko to co sobie zaplanowaliśmy.
A mam tu na myśli zarówno plan pracy treningowej, mecze sparingowe jak i działania mające na celu integrację zespołu, bo przecież mamy w klubowej kadrze wielu nowych zawodników i to różnej narodowości.
- Zwycięstwo 3:0 z Karlsruher S.C., czy remis 0:0 z Dundee United w sparingach dają podstawy do optymizmu na dobrą grę Arki w nowym sezonie?
- Zna Pan moje zdanie co do znaczenia rezultatów w meczach sparingowych. Po prostu nie ma powodów, aby przywiązywać do nich zbyt dużą wagę. Tak było, kiedy przed wyjazdem do Austrii przegraliśmy z Olimpią Grudziądz czy zremisowaliśmy z Orkanem Rumia. Tak też jest i teraz, chociaż być może wyniki sparingów w Austrii pobudzają wyobraźnię kibiców. Dobrze, że na zgrupowaniu graliśmy z renomowanymi przeciwnikami, ale na takich nam właśnie zależało. Graliśmy momentami nieźle, ale też popełnialiśmy błędy. Jakość przygotowań i tych sparingów i tak zweryfikują dopiero rozgrywki ligowe. To w nich rezultat każdego meczu będzie miał istotne znaczenie.
- Czy z konieczności polubił Pan grę w systemie z jednym napastnikiem, bo przecież w poprzednim sezonie Arka grała z dwoma wysuniętymi ofensywnymi zawodnikami. Z dwoma, a byli to głównie Trytko i Tshibamba, których teraz Pan nie ma.
- Doskonaliliśmy grę w systemie 4-4-2, a także próbowaliśmy grać w systemie 4-1-4-1, czyli rzeczywiście z jednym napastnikiem. Czy to konieczność, bo w kadrze mam za mało dobrych napastników jak Pan sugeruje... I tak i nie. Ograliśmy się w innym systemie taktycznym, co ma swoją wartość. A przynajmniej jednego dobrego napastnika ciągle szukamy i… znajdziemy. Przecież do końca okienka transferowego pozostało jeszcze ponad miesiąc.
- Straty po zgrupowaniu to kontuzje Ante Rozića i Marciano Brumy, a więc dwóch podstawowych, jak się wydaje, obrońców. Kiedy wrócą do treningów?
- Nie ma już sprawy kontuzji Brumy, bo w środę wraca on do treningów. Natomiast Rozić będzie jeszcze pauzował, ale mam nadzieję, że jak najkrócej. Inna sprawa, że w liniach defensywnych mam spore pole kadrowego manewru.
- Zazwyczaj po zgrupowaniu, na kilka dni przed ligą, trenerzy mają już wyjściowy skład na pierwszy ligowy mecz w głowie. Zdradzi nam Pan tę tajemnicę?
- To taka gra? Zadaje pan pytanie, na które wie pan, że nie odpowiem. Na dzisiaj w Arce nie mam takiego komfortu, aby o każde miejsce w składzie walczyło dwóch równorzędnych zawodników. Jest jednak z kogo wybierać i taki szkielet podstawowej "11" na pierwszy mecz z Wisłą w Krakowie na pewno już mam. Do ligowej premiery zostało ponad 10 dni, więc o szczegółach zdecydowanie za wcześnie jeszcze mówić.
- No właśnie, ligowa premiera. Wisła w Krakowie, a zaraz potem Lech w Poznaniu. Strach się bać. Ogląda Pan i analizuje już grę najbliższych rywali?
- W piłkarskim języku nie ma miejsca na słowa "bać się". W lidze mamy 15 rywali i z każdym trzeba grać. Zbieram informacje o grze i składzie Wisły oraz Lecha, ale takie decydujące obserwacje chcę przeprowadzić przy okazji najbliższych pucharowych występów obu zespołów na własnych boiskach. Myślę, że wówczas będzie można wyciągnąć najbardziej miarodajne wnioski.
Rozmawiał: Janusz Woźniak
Copyright Arka Gdynia |