TA STRONA UŻYWA COOKIE.
Dowiedz się więcej o celu ich używania. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na korzystanie z cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

statystyki
chignahuapan

Aktualności

img

22.03.2010

Czy worek Labukasa się rozwiązał? (Gazeta Wyborcza)

- Karta się odwróciła. Wykorzystaliśmy błędy rywala, zachowaliśmy spokój w obronie i byliśmy zabójczo skuteczni - mówi po dopiero drugim w tym sezonie zwycięstwie na własnym boisku trener Arki Dariusz Pasieka.

Dokładnie 140 dni czekała Arka na drugie zwycięstwo u siebie. Poprzednie gdyńscy piłkarze odnieśli 31 października ub.r., pokonując po dwóch bramkach Przemysława Trytki Odrę Wodzisław 2:0. W piątek Arka wygrała 2:0 z Cracovią, ale okoliczności zwycięstwa były zupełnie inne. W 12. kolejce żółto-niebiescy wynik meczu ustalili już po sześciu minutach. Z Cracovią emocje zaczęły się dopiero tuż przed przerwą, kiedy z boiska wyleciał Mateusz Klich.

Po tym, jak Cracovia całą drugą połowę miała grać w dziesiątkę, nad stadion Arki wróciły demony jesiennego spotkania z Jagiellonią Białystok (0:0), która po czerwonej kartce Dariusza Jareckiego, grając w osłabieniu, nie dała sobie nic zrobić, a w końcówce meczu mogła nawet wygrać.

- Pamiętałem tamten mecz i w przerwie uczuliłem moich zawodników, by uważali na grę z kontry - tłumaczy Pasieka.

Do końca sezonu zostało już tylko dziewięć kolejek, tymczasem przed własną publicznością Arka wygrała dopiero drugi mecz.

- Nie da się ukryć, że potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. Przed nami wyjazdowy mecz z Polonią Warszawa. Jak wygramy, nasza sytuacja będzie jeszcze lepsza - mówi Łukasz Kowalski, obrońca Arki. - Cieszymy się z trzech punktów tym bardziej, że wszyscy czujemy jeszcze niedosyt po porażce z Zagłębiem Lubin. Tamten mecz był do wygrania. Za tydzień jedziemy do Warszawy i to może być, choć nie musi, kluczowy mecz w walce o utrzymanie - dodaje.

Zwycięstwo z Cracovią było również szczególne z innego powodu. Po trwającej niemal 11 godzin passie meczów bez zdobytej bramki przełamał się w końcu Tadas Labukas. Litwin przeszedł do Arki przed sezonem z Interu Baku z opinią napastnika, który miał zawojować polską ligę. Debiutował obiecująco. W derbach z Lechią Gdańsk (1:2) asystował przy bramce Marcina Wachowicza, a wcześniej w trzech sparingach strzelił cztery bramki. Ówczesny trener Arki Marek Chojnacki, który opiniował transfer Labukasa, wypowiadał się o nim w samych superlatywach, wierząc, że ten szybko zacznie spłacać kredyt zaufania. Po czwartej porażce z rzędu w Arce Chojnackiego już nie było, a licznik bramek Litwina nadal uparcie wskazywał zero. Po przyjściu Pasieki sytuacja Labukasa nie uległa zmianie. Nadal grał i wciąż zawodził.

- On mocno się stara, widzę na treningach jego ciężką pracę i wiem, że prędzej czy później to przyniesie spodziewane efekty - powtarzał jesienią Pasieka, który razem z Labukasem po treningu zostawał w klubie, trenując na bocznym boisku.

Pierwsze oznaki zniecierpliwienia szkoleniowca formą Labukasa pojawiły się pod koniec września, kiedy Litwin po raz pierwszy usiadł na ławkę (w 8. kolejce, w przegranym 1:3 meczu z Polonią Bytom). Od tamtej pory w pierwszym składzie pokazał się jeszcze tylko czterokrotnie, ani razu nie przebywając na boisku do końca meczu.

Po drodze z napastnika Pasieka zrobił Labukasa prawym pomocnikiem. Zmiana pozycji nie przyniosła pozytywnych efektów ani na skrzydle, z którym trener Arki ma największe problemy, ani nie wpłynęła na skuteczność (a raczej jej brak) Labukasa. Aby strzelić pierwszego gola w ekstraklasie, Litwin potrzebował na to aż 19 meczów.

- Ucieszyłem się z tej bramki chyba jeszcze bardziej niż on sam - śmiał się Pasieka. - Mam nadzieję, że ten worek rozwiązał się na dobre.

Gorąco pod szatnią

Kilka minut po końcowym gwizdku sędziego, kiedy piłkarze obu drużyn wychodzili z tunelu prowadzącego do szatni, doszło do dyskusji między obrońcą Arki Łukaszem Kowalskim a dyrektorem klubu Andrzejem Czyżniewskim. - Padło kilka gorzkich słów z mojej strony - tłumaczy lakonicznie "Kowal". Na to znany z porywczego charakteru Czyżniewski, ze wzburzeniem w głosie rzucił w stronę Kowalskiego: - Uważaj na słowa młody człowieku! Wszystko odbyło się w obecności zdezorientowanych zawodników Cracovii, którzy w tym czasie czekali na otwarcie drzwi do swojej szatni i kilku osób z obsługi obiektu.

Jak powiedział "Gazecie" obrońca Arki, powodem jego gorącej dyskusji z dyrektorem nie były niepochlebne opinie Czyżniewskiego ani o jego grze, ani o postawie jego kolegów. - Nasza wymiana zdań dotyczyła innej kwestii. Nie chcę tego komentować. Z panem Czyżniewskim wyjaśniliśmy sobie całą sytuację i mam nadzieję, że to oczyści atmosferę między szatnią a władzami klubu.

Z dyrektorem Czyżniewskim, który w rundzie jesiennej po meczu z Wisłą Kraków starł się na klubowym korytarzu z Patrykiem Małeckim, nie udało nam się wczoraj skontaktować.

Oceny Arki

Norbert Witkowski. Do bramki trafił w ostatniej chwili. Poważnie interweniować musiał raz (po strzale z wolnego Golińskiego) i spisał się bez zarzutu. Po raz drugi w tej rundzie udowodnił, że Pasieka może na niego liczyć. W bramce zostanie na dłużej.

Łukasz Kowalski. To nie był jego wielki występ. Kardynalnych błędów nie popełnił, ale do optymalnej formy sporo mu brakuje. W 35. s z połowy boiska mógł strzelić efektowną bramkę, ale piłka zamiast do bramki wpadła... na parking przy stadionie.

Maciej Szmatiuk. Matusiak kilka razy nim zakręcił, ale obyło się bez większego zagrożenia. Dzięki wysokiej grze defensywy (czego zabrakło w meczu z Zagłębiem) zaliczył asystę przy bramce Tshibamby. Grało mu się pewniej przy rutyniarzu Ulanowskim.

Dariusz Ulanowski. Kto by się spodziewał, że 39-letni defensywny pomocnik będzie w tej rundzie brany pod uwagę jako pewniak do pierwszej jedenastki. Przed meczem o jego występ upominali się kibice i dziennikarze, trener wziął te uwagi do serca. "Uli" wyszedł, zagrał i... był najlepszy na boisku.

Robert Bednarek. Zamiast krzyczeć, wziął się do roboty i od razu widać było efekty. Po faulu na nim czerwoną kartkę zobaczył Mateusz Klich, co pomogło Arce osiągnąć przewagę i strzelić pierwszą bramkę.

Marcin Budziński. Prawa pomoc to nie jest jego pozycja. Mimo to w Arce brakuje lepszego kandydata na prawą stronę. "Budzik" nie chce, ale musi tam grać, a Pasieka żałuje, że nikt jeszcze nie wymyślił ustawienia, w którym można grać bez prawego pomocnika.

Adrian Mrowiec. Najlepszy mecz w Arce. Wreszcie zagrał na poziomie, którego wszyscy od niego wymagają. Mimo słusznej czerwonej kartki mocny punkt zespołu. Skuteczny w defensywie, nie kombinował, wybierając rozwiązania z pożytkiem dla drużyny.

Bartosz Ława. W pierwszej połowie świetnie współpracował z Bożokiem, większość akcji przeprowadzając właśnie lewą stroną. Momentami zbyt łatwo tracił piłkę.

Miroslav Bożok. Z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, ale to jeszcze nie szczyt jego formy. Coraz lepiej rozumie się też z partnerami, czego dowodem może być wzorowa niemal współpraca z Ławą. Niemal, bo układała się tylko do przerwy. Jego słabością jest fakt, że im dłużej przebywa na boisku, tym mniej staje się widoczny. Brawa za asystę przy bramce Labukasa.

Przemysław Trytko. Najsłabszy w Arce. Swoją grą odstawał od kolegów, czym wprawił w zdumienie kibiców, którzy odzwyczaili się od jego słabej gry - domagali się zmiany jeszcze przed przerwą. Walczył, biegał, ale zamiast poprawy gry, rosła w nim frustracja i bezradność. Czy to obniżka formy, czy wypadek przy pracy - pokaże sobotni mecz z Polonią Warszawa.

Joel Tshibamba. Strzelił bramkę, która była kopią jego pierwszego trafienia w Arce - w sparingu z Zawiszą. W stylu gry przypomina nieco lekkoducha Chinyamę, który w nonszalancji na boisku nie ma sobie równych. Potrafi zaskoczyć, ale o wiele więcej pożytku będzie z jego gry, kiedy zabłyśnie częściej niż raz na 45 minut.

Tadas Labukas, Filip Burkhardt i Paweł Czoska grali zbyt krótko, by ich oceniać.

Maciej Karolczuk - Gazeta Wyborcza







Poprzedni Następny

 

 

 

 

 

 

SPONSORZY MŁODEJ ARKI

 

 

     

 

 

 

 

 

 

PARTNERZY MEDIALNI

 

 

Arka Gdynia Copyright Arka Gdynia