Aktualności

14.10.2009
Szmatiuk: Czuję się w ekstraklasie coraz pewniej...
Z Maciejem Szmatiukiem środkowym obrońcą Arki rozmawia Janusz Woźniak
Z dziewięciu ligowych spotkań Arki w tym sezonie zagrał pan w ośmiu. Jedyna nieobecność jest usprawiedliwiona, bo w dniu meczu brał pan ślub. Jak wypadły weselne uroczystości...
Dziękuję, dobrze. Myślę, że dla każdego ślub, wesele, to ważne momenty w życiu. Ja mam je już za sobą, a z żoną Magdaleną cieszymy się, że możemy mieszkać w takim pięknym mieście jak Gdynia.
Dopiero pierwszy sezon gra pan w ekstraklasie. Nie miał pan obaw, że różnice pomiędzy pierwszą ligą a ekstraklasą będą jednak duże, że to inny, bardziej wymagający, futbol.
Oczywiście, że spodziewałem się różnic, ale jednocześnie miałem nadzieję, że dam sobie radę. W ekstraklasie gra się znacznie szybciej, częściej na jeden kontakt z piłką, trzeba szybciej myśleć. Do tego jest znacznie większa grupa groźniejszych napastników, od tych z którymi przyszło mi się mierzyć w pierwszej lidze, gdy byłem piłkarzem Podbeskidzia. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale jednocześnie bardzo chciałem tej ekstraklasowej piłki spróbować i w Arce - za co jestem wdzięczny - otrzymałem taką szansę.
Wykorzystuje ją pan z dobrym skutkiem.
Nie będę się sam oceniał, ale na pewno bardzo mi pomogło dobre przyjęcie przez kolegów w Gdyni, dzięki czemu aklimatyzacja w Arce była absolutnie bezbolesna. A w tej sytuacji, dzięki tej dobrej atmosferze, mogłem się skupić wyłącznie na treningach i graniu.
Po pierwszej zdobytej w ekstraklasie bramce nie miał pan się z czego cieszyć...
Trudno żeby tak było, skoro pokonałem własnego bramkarza. Gole samobójcze się zdarzają. To była akcja ratunkowa, zagrałem pechowo wślizgiem, ale w podobnych sytuacjach w następnych meczach zachowam się tak samo, bo to obowiązek obrońcy. Nikt z drużyny nie miał do mnie pretensji, chociaż ja sam na pewno nie czułem się komfortowo.
Zaledwie tydzień później trafił pan już do właściwej bramki.
I tego gola będę już zdecydowanie dłużej pamiętał, ale szkoda, że ta bramka z Lechem nie dała nam zwycięstwa. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że i remis 1:1 nie był złym wynikiem.
Arka w ostatnich tygodniach gra wyraźnie lepiej, ale w tabeli przydałby się awans o kilka pozycji.
Oj, bardzo by się przydał. Zgubiliśmy kilka punktów, ale wraz z lepszą grą muszą przyjść i zwycięstwa i awans w tabeli. Głęboko w to wierzę.
Doszło już do takiego momentu, że trener Pasieka przychodzi i pyta: Maciek z kim chcesz grać na środku obrony z Płotką czy Siebertem?
Proszę nie żartować. Ustalanie składu to nie moja "działka". To są niepodważalne kompetencje trenera. Ja natomiast muszę na treningach udowadniać, że sam zasługuje na miejsce w wyjściowej "11".
Z dziewięciu ligowych spotkań Arki w tym sezonie zagrał pan w ośmiu. Jedyna nieobecność jest usprawiedliwiona, bo w dniu meczu brał pan ślub. Jak wypadły weselne uroczystości...
Dziękuję, dobrze. Myślę, że dla każdego ślub, wesele, to ważne momenty w życiu. Ja mam je już za sobą, a z żoną Magdaleną cieszymy się, że możemy mieszkać w takim pięknym mieście jak Gdynia.
Dopiero pierwszy sezon gra pan w ekstraklasie. Nie miał pan obaw, że różnice pomiędzy pierwszą ligą a ekstraklasą będą jednak duże, że to inny, bardziej wymagający, futbol.
Oczywiście, że spodziewałem się różnic, ale jednocześnie miałem nadzieję, że dam sobie radę. W ekstraklasie gra się znacznie szybciej, częściej na jeden kontakt z piłką, trzeba szybciej myśleć. Do tego jest znacznie większa grupa groźniejszych napastników, od tych z którymi przyszło mi się mierzyć w pierwszej lidze, gdy byłem piłkarzem Podbeskidzia. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale jednocześnie bardzo chciałem tej ekstraklasowej piłki spróbować i w Arce - za co jestem wdzięczny - otrzymałem taką szansę.
Wykorzystuje ją pan z dobrym skutkiem.
Nie będę się sam oceniał, ale na pewno bardzo mi pomogło dobre przyjęcie przez kolegów w Gdyni, dzięki czemu aklimatyzacja w Arce była absolutnie bezbolesna. A w tej sytuacji, dzięki tej dobrej atmosferze, mogłem się skupić wyłącznie na treningach i graniu.
Po pierwszej zdobytej w ekstraklasie bramce nie miał pan się z czego cieszyć...
Trudno żeby tak było, skoro pokonałem własnego bramkarza. Gole samobójcze się zdarzają. To była akcja ratunkowa, zagrałem pechowo wślizgiem, ale w podobnych sytuacjach w następnych meczach zachowam się tak samo, bo to obowiązek obrońcy. Nikt z drużyny nie miał do mnie pretensji, chociaż ja sam na pewno nie czułem się komfortowo.
Zaledwie tydzień później trafił pan już do właściwej bramki.
I tego gola będę już zdecydowanie dłużej pamiętał, ale szkoda, że ta bramka z Lechem nie dała nam zwycięstwa. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że i remis 1:1 nie był złym wynikiem.
Arka w ostatnich tygodniach gra wyraźnie lepiej, ale w tabeli przydałby się awans o kilka pozycji.
Oj, bardzo by się przydał. Zgubiliśmy kilka punktów, ale wraz z lepszą grą muszą przyjść i zwycięstwa i awans w tabeli. Głęboko w to wierzę.
Doszło już do takiego momentu, że trener Pasieka przychodzi i pyta: Maciek z kim chcesz grać na środku obrony z Płotką czy Siebertem?
Proszę nie żartować. Ustalanie składu to nie moja "działka". To są niepodważalne kompetencje trenera. Ja natomiast muszę na treningach udowadniać, że sam zasługuje na miejsce w wyjściowej "11".
|