Aktualności
15.08.2009
Jak u Hitchcocka (sportowefakty.pl)
13 sierpnia znany reżyser Alfred Hitchcock obchodziłby 110 urodziny. Znany z produkcji filmów z "dreszczykiem" Anglik nie pogardziłby tym, co zdarzyło się w piątkowy wieczór na stadionie przy ulicy Cichej. Ruch pokonał Arkę 1:0, ale fani obu drużyn jeszcze długo po spotkaniu dochodzili do siebie po emocjach z ostatnich minut gry.
Po dwóch kolejkach Ruch miał na koncie 3 punkty, natomiast goście nie mogli się pochwalić jakąkolwiek zdobyczą. Do pojedynku Niebiescy przystępowali osłabieni brakiem Rafała Grodzickiego, którego, tak jak wcześniej przypuszczaliśmy, na pozycji stopera zastąpił Grzegorz Baran. W drugiej linii, po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy w barwach Ruchu, zagrał Maciej Scherfchen. Dodajmy, że "Szeryf" ostatnie pół roku spędził w… Gdyni. W zespole gości zabrakło przede wszystkim Bartosza Karwana. Na prawej stronie, z dobrym skutkiem, zastąpił go wracający do składu Tomasz Sokołowski.
Początek gry wskazywał na to, że gospodarze odeślą gości znad morza z bagażem kilku bramek. Od pierwszej minuty uwidoczniła się przewaga Niebieskich. Chorzowianie grali kombinacyjnie, raz po raz groźnie podchodząc pod bramkę Andrzeja Bledzewskiego. Ostrzeżeniem dla podopiecznych Marka Chojnackiego było uderzenie z dystansu Krzysztofa Nykiela, po którym piłka przeszła ponad bramką. Z kolei w 12 minucie, po indywidualnej akcji sam na sam z bramkarzem Arki znalazł się Wojciech Grzyb, ale kapitan Niebieskich trafił Beldzewskiego w nogę.
W 20 minucie Niebiescy w końcu dopięli swego. Szybka akcja chorzowian lewą stroną, gdzie Łukaszowi Kowalskiemu urwał się Andrzej Niedzielan. Napastnik Ruchu zagrał w pole karne, gdzie trudno dograną piłkę w siatce gości umieścił Artur Sobiech. Dla „Abdula było to drugie trafienie w bieżących rozgrywkach.
Po objęciu prowadzenia chorzowianie nie forsowali zbytnio tempa, czekając na własnej połowie na Arkę . I to właśnie Niebiescy stwarzali w dalszym ciągu większe zagrożenie pod bramką Bledzewskiego. Dobre okazje do zdobycia gola mógł mieć w 36 minucie Niedzielan, ale ligowy debiutant - sędzia Marcin Stefański w trakcie kilkunastu sekund uznał, że "Wtorek" znajduje się na pozycji spalonej. Telewizyjne powtórki rozstrzygnęły, że w co najmniej jednym przypadku debiutujący w ekstraklasie arbiter pomylił się.
W międzyczasie szkoleniowiec gospodarzy Waldemar Fornalik musiał przeprowadzić zmianę. Kontuzja odnowiła się Gaborowi Strace, w miejsce którego na placu gry pojawił się Michał Pulkowski.
Goście dogodnych okazji do zdobycia gola przed przerwą niemal sobie nie stworzyli. Do takowych nie można zaliczyć anemicznego uderzenia sprzed pola karnego Tomasza Sokołowskiego, z którym bez problemów poradził sobie Krzysztof Pilarz. Z kolei uż przed przerwą strzał głową Macieja Szmatiuka , po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, poleciał daleko od bramki Niebieskich.
W drugiej odsłonie kibice oglądali "inny" mecz. Goście wzięli się poważniej do pracy, zaczęli być ruchliwsi, ale brakowało im ostatniego podania. Chorzowianie zaczęli przegrywać walkę w drugiej linii, gdzie gdynianie zyskali wyraźną przewagę. Nie pomogła zmiana Sobiecha na Marcina Nowackiego, który jest kompletnie bez formy. Tuż przed opuszczeniem placu gry młodzieżowy reprezentant Polski zmarnował wyśmienitą okazję na gola. "Abdul" w sytuacji sam na sam uderzył zbyt lekko, by pokonać Bledzewskiego. Napastnik chciał lobować doświadczonego bramkarza, ale źle trafił w piłkę.
Pięć minut później Arka stworzyła sobie świetną okazję do wyrównania. Strzał Marcina Wachowicza z szesnastu metrów przeszedł tuż obok słupka. Dziesięć minut później, po dośrodkowaniu Sokołowskiego z głębi pola, głową z niezłej pozycji uderzał waleczny Tadas Labukas, ale piłka przeszła tuż ponad bramką wysuniętego na piąty metr Pilarza.
Ostatnie minuty to "wymiana ognia". Arka postawiła wszystko na jedną kartę. Natomiast Ruch mając wiele swobody, spokojnie wyprowadzał groźne kontry, gdzie największe spustoszenie siał szybki Andrzej Niedzielan. "Wtorkowi" jednak szczęście nie sprzyjało i pomimo kilku szans napastnik Niebieskich pierwszego gola w barwach Ruchu nie zdobył. - Może przypomnę się kibicom w Lubinie za tydzień - zastanawiał się piłkarz, który w właśnie Zagłębiu debiutował w ekstraklasie.
Na dwie minuty przed końcem meczu ośmiotysięczna grupa kibiców Ruchu zamarła. W początkowo niegroźnej sytuacji Przemysław Trytko uciekł Nykielowi, który powalił wprowadzonego w drugiej części meczu piłkarza. Sędzia bez wahania wskazał na rzut karny. Do piłki podszedł przebywający na placu gry od zaledwie czterech minut Grzegorz Niciński i po chwili złapał się za głowę. Sygnalizowany strzał w lewy róg pewnie złapał Pilarz, który został bohaterem Chorzowa. - Nie trafiłem czysto w piłkę. Miałem inaczej uderzyć. Karny zadecydował o tym, że przegraliśmy. Zawaliłem mecz - rozpaczał po spotkaniu doświadczony napastnik, któremu Arka może zawdzięczać utrzymanie w elicie w poprzednim sezonie.
Po nie wykorzystaniu "jedenastki" z Arki zeszło powietrze i w końcowych minutach to Ruch mógł pogrążyć przyjezdnych. Najpierw jednak Niedzielan w sytuacji sam na sam nie potrafił pokonać Bledzewskiego, a po chwili Łukasz Janoszka nie doszedł do zagrania na piąty metr wszędobylskiego napastnika Niebieskich.
Po ostatnim gwizdku Marcina Stefańskiego goście padli na murawie, natomiast chorzowianie wspólnie z kibicami dziękowali Krzysztofowi Pilarzowi za uratowanie trzech punktów.
Po dwóch kolejkach Ruch miał na koncie 3 punkty, natomiast goście nie mogli się pochwalić jakąkolwiek zdobyczą. Do pojedynku Niebiescy przystępowali osłabieni brakiem Rafała Grodzickiego, którego, tak jak wcześniej przypuszczaliśmy, na pozycji stopera zastąpił Grzegorz Baran. W drugiej linii, po raz pierwszy od dziewięciu miesięcy w barwach Ruchu, zagrał Maciej Scherfchen. Dodajmy, że "Szeryf" ostatnie pół roku spędził w… Gdyni. W zespole gości zabrakło przede wszystkim Bartosza Karwana. Na prawej stronie, z dobrym skutkiem, zastąpił go wracający do składu Tomasz Sokołowski.
Początek gry wskazywał na to, że gospodarze odeślą gości znad morza z bagażem kilku bramek. Od pierwszej minuty uwidoczniła się przewaga Niebieskich. Chorzowianie grali kombinacyjnie, raz po raz groźnie podchodząc pod bramkę Andrzeja Bledzewskiego. Ostrzeżeniem dla podopiecznych Marka Chojnackiego było uderzenie z dystansu Krzysztofa Nykiela, po którym piłka przeszła ponad bramką. Z kolei w 12 minucie, po indywidualnej akcji sam na sam z bramkarzem Arki znalazł się Wojciech Grzyb, ale kapitan Niebieskich trafił Beldzewskiego w nogę.
W 20 minucie Niebiescy w końcu dopięli swego. Szybka akcja chorzowian lewą stroną, gdzie Łukaszowi Kowalskiemu urwał się Andrzej Niedzielan. Napastnik Ruchu zagrał w pole karne, gdzie trudno dograną piłkę w siatce gości umieścił Artur Sobiech. Dla „Abdula było to drugie trafienie w bieżących rozgrywkach.
Po objęciu prowadzenia chorzowianie nie forsowali zbytnio tempa, czekając na własnej połowie na Arkę . I to właśnie Niebiescy stwarzali w dalszym ciągu większe zagrożenie pod bramką Bledzewskiego. Dobre okazje do zdobycia gola mógł mieć w 36 minucie Niedzielan, ale ligowy debiutant - sędzia Marcin Stefański w trakcie kilkunastu sekund uznał, że "Wtorek" znajduje się na pozycji spalonej. Telewizyjne powtórki rozstrzygnęły, że w co najmniej jednym przypadku debiutujący w ekstraklasie arbiter pomylił się.
W międzyczasie szkoleniowiec gospodarzy Waldemar Fornalik musiał przeprowadzić zmianę. Kontuzja odnowiła się Gaborowi Strace, w miejsce którego na placu gry pojawił się Michał Pulkowski.
Goście dogodnych okazji do zdobycia gola przed przerwą niemal sobie nie stworzyli. Do takowych nie można zaliczyć anemicznego uderzenia sprzed pola karnego Tomasza Sokołowskiego, z którym bez problemów poradził sobie Krzysztof Pilarz. Z kolei uż przed przerwą strzał głową Macieja Szmatiuka , po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, poleciał daleko od bramki Niebieskich.
W drugiej odsłonie kibice oglądali "inny" mecz. Goście wzięli się poważniej do pracy, zaczęli być ruchliwsi, ale brakowało im ostatniego podania. Chorzowianie zaczęli przegrywać walkę w drugiej linii, gdzie gdynianie zyskali wyraźną przewagę. Nie pomogła zmiana Sobiecha na Marcina Nowackiego, który jest kompletnie bez formy. Tuż przed opuszczeniem placu gry młodzieżowy reprezentant Polski zmarnował wyśmienitą okazję na gola. "Abdul" w sytuacji sam na sam uderzył zbyt lekko, by pokonać Bledzewskiego. Napastnik chciał lobować doświadczonego bramkarza, ale źle trafił w piłkę.
Pięć minut później Arka stworzyła sobie świetną okazję do wyrównania. Strzał Marcina Wachowicza z szesnastu metrów przeszedł tuż obok słupka. Dziesięć minut później, po dośrodkowaniu Sokołowskiego z głębi pola, głową z niezłej pozycji uderzał waleczny Tadas Labukas, ale piłka przeszła tuż ponad bramką wysuniętego na piąty metr Pilarza.
Ostatnie minuty to "wymiana ognia". Arka postawiła wszystko na jedną kartę. Natomiast Ruch mając wiele swobody, spokojnie wyprowadzał groźne kontry, gdzie największe spustoszenie siał szybki Andrzej Niedzielan. "Wtorkowi" jednak szczęście nie sprzyjało i pomimo kilku szans napastnik Niebieskich pierwszego gola w barwach Ruchu nie zdobył. - Może przypomnę się kibicom w Lubinie za tydzień - zastanawiał się piłkarz, który w właśnie Zagłębiu debiutował w ekstraklasie.
Na dwie minuty przed końcem meczu ośmiotysięczna grupa kibiców Ruchu zamarła. W początkowo niegroźnej sytuacji Przemysław Trytko uciekł Nykielowi, który powalił wprowadzonego w drugiej części meczu piłkarza. Sędzia bez wahania wskazał na rzut karny. Do piłki podszedł przebywający na placu gry od zaledwie czterech minut Grzegorz Niciński i po chwili złapał się za głowę. Sygnalizowany strzał w lewy róg pewnie złapał Pilarz, który został bohaterem Chorzowa. - Nie trafiłem czysto w piłkę. Miałem inaczej uderzyć. Karny zadecydował o tym, że przegraliśmy. Zawaliłem mecz - rozpaczał po spotkaniu doświadczony napastnik, któremu Arka może zawdzięczać utrzymanie w elicie w poprzednim sezonie.
Po nie wykorzystaniu "jedenastki" z Arki zeszło powietrze i w końcowych minutach to Ruch mógł pogrążyć przyjezdnych. Najpierw jednak Niedzielan w sytuacji sam na sam nie potrafił pokonać Bledzewskiego, a po chwili Łukasz Janoszka nie doszedł do zagrania na piąty metr wszędobylskiego napastnika Niebieskich.
Po ostatnim gwizdku Marcina Stefańskiego goście padli na murawie, natomiast chorzowianie wspólnie z kibicami dziękowali Krzysztofowi Pilarzowi za uratowanie trzech punktów.
Copyright Arka Gdynia |