Aktualności
04.05.2009
Fojut zbawca Arki (Gazeta Wyborcza)
W pierwszej połowie sobotniego meczu piłkarze Arki byli na majówce, a Śląsk Wrocław strzelił im dwie bramki. Po przerwie wypoczęci gdynianie podjęli walkę, strzelili gościom trzy gole, ale i tak nie wygrali
- Dzisiaj pogoda była dobra nie tylko dla kibiców, ale również dla nas zaświeciło słoneczko. Biorę remis jak zwycięstwo, choć żałuję, że strzeliliśmy trzy bramki i nie wygraliśmy - podsumował spotkanie trener Arki Marek Chojnacki.
W pierwszych 45 minutach gospodarze wyglądali, jakby w zanadrzu mieli schowany koc i kosz z jedzeniem na majówkę. Zamiast biegać, spacerowali po boisku w poszukiwaniu dogodnego miejsca, aby spocząć na zielonej trawie. Stworzyli jedną dogodną sytuację w 10. min, po której głową w polu karnym uderzał Błażej Telichowski. Piłka zmierzała do bramki, ale z interwencją zdążył Wojciech Kaczmarek. - Gdyby to wpadło, mecz wyglądałby zupełnie inaczej - ocenił obrońca Arki Łukasz Kowalski.
Cztery minuty później było już 1:0 dla Śląska. W pole karne gospodarzy wbiegł Tomasz Szewczuk i został sfaulowany przez Kowalskiego. Sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Sebastian Dudek. Ci sami piłkarze byli autorami drugiego gola. Z wolnego dośrodkowywał Dudek, w polu karnym nogę dostawił Szewczuk i było 2:0. Gospodarze nie potrafili ruszyć do przodu, jakby mieli zaciągnięty hamulec ręczny. Najgorzej na lewej stronie obrony spisywał się Telichowski.
- Nie mogłem już dłużej tolerować jego gry, dlatego dokonałem zmiany w 35. min. Wówczas jednak nie tylko Błażej prezentował słaby poziom - wyjaśnił Chojnacki. Postawy całej drużyny nie tolerowali także kibice, którzy w pierwszej połowie zapraszali zawodników Arki na grilla. - Chodźcie na grilla, chodźcie na grilla! - krzyczeli.
Po przerwie role na boisku się odwróciły. Śląsk przestał grać szybkimi podaniami. Arka nie mając nic do stracenia zaczęła dominować w ofensywie. W środku pola rządził 19-letni Marcin Budziński. Kontaktowego gola zdobył dla Arki głową Zbigniew Zakrzewski. Za moment kontrę wyprowadził Śląsk, z której bramkę strzelił Marek Gancarczyk. Pomimo że przyjezdni prowadzili 3:1, chwili spokoju nie mógł zaznać trener Ryszard Tarasiewicz. W 68. min rzucił bidonem o ziemię, powiedział parę słów sędziemu, a ten wyrzucił go na trybuny. Śląsk bez swojego trenera przy linii bocznej, stracił całkowicie wigor. - Byłem w strefie wyznaczonej dla trenera. Tam z nerwów rzuciłem bidon, bo byłem pewien, że był faul, którego nie widział sędzia - opisał sytuację Tarasiewicz.
Arka nie schodziła z połowy rywali. Z przodu bardzo aktywny był Grzegorz Niciński i to z nim obrońcy gości mieli najwięcej problemów. W doprowadzeniu do remisu pomógł jednak gdynianom obrońca Śląska Jarosław Fojut. Najpierw zamiast do swojego bramkarza, podał do Nicińskiego i było 2:3. W doliczonym czasie gry obrońca Śląska niefortunnie interweniował we własnym polu karnym i strzelił samobójczą bramkę. Po końcowym gwizdku goście niespodziewanie podnieśli ręce w geście triumfu. Wiedzieli bowiem, że gdyby spotkanie trwało jeszcze pięć minut, to wówczas mogliby przegrać.
- Strzelić pięć bramek na wyjeździe i nie wygrać? - dziwił się Tarasiewicz. Trenera Śląska oburzyła jednak najbardziej sytuacja tuż po zakończeniu meczu, w której został uderzony w bark na trybunie głównej przez kibica Arki. - Grając jako piłkarz poza Wrocławiem spotykałem się z wyzwiskami i to mnie nie rusza. Najbardziej mnie bulwersuje fakt, że będąc na trybunie głównej zostałem uderzony przez kibica. Walczymy z rasizmem w sporcie i gdy obrażany jest człowiek o innym kolorze skóry, to mecz może zostać przerwany. Tu mamy sytuację, że ubliża Polak Polakowi, a nic się z tym nie robi - żalił się Tarasiewicz.
Arka Gdynia 3 (0)
Śląsk Wrocław 3 (2)
STRZELCY BRAMEK
Arka: Zakrzewski (60.), Niciński (76.), Fojut (90. - samob.).
Śląsk: Dudek (15. - karny), Szewczuk (24.), Gancarczyk (65.).
SKŁADY
Arka: Witkowski - Kowalski Ż, Cz, Żuraw, Anderson Ż, Telichowski (35. Niciński) - Sokołowski (80. Trytko), Łabędzki (46. Wachowicz), Budziński, Ljubenov, Ława - Zakrzewski Ż.
Śląsk: Kaczmarek - Wołczek Ż, Fojut, Celeban, Pawelec - Gancarczyk Ż, Ulatowski, Dudek, Łukasiewicz, Szewczuk - Sotirović.
Sędziował: Sebastian Jarzębak (Bytom).
Widzów: 5 tys.
Marcin Dajos
Dla Gazety:
Marcin Budziński (pomocnik Arki):
- Bramką w 90. min pokazaliśmy kibicom, że potrafimy grać do końca. Ten punkt jest dla nas jak zwycięstwo. Wobec choroby Macieja Scherfchena wyszedłem w pierwszym składzie i mam nadzieję, że nie zawiodłem zaufania trenera. Pod koniec brakowało już sił, stąd brakowało precyzji i traciliśmy proste piłki. Ciąży na nas presja wyniku, więc to normalne, że na początku meczu musimy wymienić kilka martwych podań, aby każdy mógł ze spokojem wejść w mecz. Jednak po tym remisie morale w drużynie na pewno wzrosły i na mecz z Polonią pojedziemy z podniesioną głową.
Błażej Telichowski (obrońca Arki):
- Szybko straciliśmy dwa gole, trener postanowił coś zmienić i padło na mnie. Oczywiście żałuję, że nie grałem do końca, ale liczy się przede wszystkim dobro drużyny. Proszę mi wierzyć, że my naprawdę chcemy, aby Arka się utrzymała. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby tak się stało. Jesteśmy zadowoleni z tego punktu, mimo że pierwsza połowa była dramatyczna.
Marcin Wachowicz (napastnik Arki):
- W meczu ze Śląskiem było wszystko. Dramaturgia, sporo bramek, czerwona kartka, ale i szczęśliwy dla nas koniec. Ten zwycięski dla nas remis da nam siłę na ostatnie cztery mecze. Nie zgodzę się, że w pierwszej połowie graliśmy piach. Gdyby tak było, nie przekroczylibyśmy połowy boiska. Staraliśmy się grać do przodu i wbrew temu, jaki był wynik do przerwy, to my stworzyliśmy sobie więcej sytuacji. Po zachowaniu kibiców można było się zorientować, kto z nich jest za nami, a kto przeciw. Staramy się nie słuchać obelg i nieprzychylnych nam opinii, bo gdyby każdy z nas brał je do siebie, musiałby powiesić buty na kołku. Taki zawód piłkarza i prawo kibica, że przychodzi na stadion pokrzyczeć. W Bytomiu nie możemy przegrać, ale żeby tak się stało, nie może nam zabraknąć ambicji, walki i maksymalnej koncentracji przez 90 minut, a nie tylko przez ostatnie pół godziny.
Mariusz Pawelec (obrońca Śląska):
- Przez godzinę gry dominowaliśmy na każdym metrze boiska. Widać było klasę w naszej grze. Zremisowaliśmy na własne życzenie i można powiedzieć, że straciliśmy dwa punkty. Nie dziwię się szyderczej reakcji kibiców, którzy przy stanie 0:2, gwiżdżąc na swoich piłkarzy, wyraźnie trzymali naszą stronę. Wyrzucenie na trybuny trenera Tarasiewicza nie miało negatywnego wpływu na naszą grę. Po tym zdarzeniu chcieliśmy dać jeszcze więcej od siebie, ale niestety nie udało się.
mkor
- Dzisiaj pogoda była dobra nie tylko dla kibiców, ale również dla nas zaświeciło słoneczko. Biorę remis jak zwycięstwo, choć żałuję, że strzeliliśmy trzy bramki i nie wygraliśmy - podsumował spotkanie trener Arki Marek Chojnacki.
W pierwszych 45 minutach gospodarze wyglądali, jakby w zanadrzu mieli schowany koc i kosz z jedzeniem na majówkę. Zamiast biegać, spacerowali po boisku w poszukiwaniu dogodnego miejsca, aby spocząć na zielonej trawie. Stworzyli jedną dogodną sytuację w 10. min, po której głową w polu karnym uderzał Błażej Telichowski. Piłka zmierzała do bramki, ale z interwencją zdążył Wojciech Kaczmarek. - Gdyby to wpadło, mecz wyglądałby zupełnie inaczej - ocenił obrońca Arki Łukasz Kowalski.
Cztery minuty później było już 1:0 dla Śląska. W pole karne gospodarzy wbiegł Tomasz Szewczuk i został sfaulowany przez Kowalskiego. Sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Sebastian Dudek. Ci sami piłkarze byli autorami drugiego gola. Z wolnego dośrodkowywał Dudek, w polu karnym nogę dostawił Szewczuk i było 2:0. Gospodarze nie potrafili ruszyć do przodu, jakby mieli zaciągnięty hamulec ręczny. Najgorzej na lewej stronie obrony spisywał się Telichowski.
- Nie mogłem już dłużej tolerować jego gry, dlatego dokonałem zmiany w 35. min. Wówczas jednak nie tylko Błażej prezentował słaby poziom - wyjaśnił Chojnacki. Postawy całej drużyny nie tolerowali także kibice, którzy w pierwszej połowie zapraszali zawodników Arki na grilla. - Chodźcie na grilla, chodźcie na grilla! - krzyczeli.
Po przerwie role na boisku się odwróciły. Śląsk przestał grać szybkimi podaniami. Arka nie mając nic do stracenia zaczęła dominować w ofensywie. W środku pola rządził 19-letni Marcin Budziński. Kontaktowego gola zdobył dla Arki głową Zbigniew Zakrzewski. Za moment kontrę wyprowadził Śląsk, z której bramkę strzelił Marek Gancarczyk. Pomimo że przyjezdni prowadzili 3:1, chwili spokoju nie mógł zaznać trener Ryszard Tarasiewicz. W 68. min rzucił bidonem o ziemię, powiedział parę słów sędziemu, a ten wyrzucił go na trybuny. Śląsk bez swojego trenera przy linii bocznej, stracił całkowicie wigor. - Byłem w strefie wyznaczonej dla trenera. Tam z nerwów rzuciłem bidon, bo byłem pewien, że był faul, którego nie widział sędzia - opisał sytuację Tarasiewicz.
Arka nie schodziła z połowy rywali. Z przodu bardzo aktywny był Grzegorz Niciński i to z nim obrońcy gości mieli najwięcej problemów. W doprowadzeniu do remisu pomógł jednak gdynianom obrońca Śląska Jarosław Fojut. Najpierw zamiast do swojego bramkarza, podał do Nicińskiego i było 2:3. W doliczonym czasie gry obrońca Śląska niefortunnie interweniował we własnym polu karnym i strzelił samobójczą bramkę. Po końcowym gwizdku goście niespodziewanie podnieśli ręce w geście triumfu. Wiedzieli bowiem, że gdyby spotkanie trwało jeszcze pięć minut, to wówczas mogliby przegrać.
- Strzelić pięć bramek na wyjeździe i nie wygrać? - dziwił się Tarasiewicz. Trenera Śląska oburzyła jednak najbardziej sytuacja tuż po zakończeniu meczu, w której został uderzony w bark na trybunie głównej przez kibica Arki. - Grając jako piłkarz poza Wrocławiem spotykałem się z wyzwiskami i to mnie nie rusza. Najbardziej mnie bulwersuje fakt, że będąc na trybunie głównej zostałem uderzony przez kibica. Walczymy z rasizmem w sporcie i gdy obrażany jest człowiek o innym kolorze skóry, to mecz może zostać przerwany. Tu mamy sytuację, że ubliża Polak Polakowi, a nic się z tym nie robi - żalił się Tarasiewicz.
Arka Gdynia 3 (0)
Śląsk Wrocław 3 (2)
STRZELCY BRAMEK
Arka: Zakrzewski (60.), Niciński (76.), Fojut (90. - samob.).
Śląsk: Dudek (15. - karny), Szewczuk (24.), Gancarczyk (65.).
SKŁADY
Arka: Witkowski - Kowalski Ż, Cz, Żuraw, Anderson Ż, Telichowski (35. Niciński) - Sokołowski (80. Trytko), Łabędzki (46. Wachowicz), Budziński, Ljubenov, Ława - Zakrzewski Ż.
Śląsk: Kaczmarek - Wołczek Ż, Fojut, Celeban, Pawelec - Gancarczyk Ż, Ulatowski, Dudek, Łukasiewicz, Szewczuk - Sotirović.
Sędziował: Sebastian Jarzębak (Bytom).
Widzów: 5 tys.
Marcin Dajos
Dla Gazety:
Marcin Budziński (pomocnik Arki):
- Bramką w 90. min pokazaliśmy kibicom, że potrafimy grać do końca. Ten punkt jest dla nas jak zwycięstwo. Wobec choroby Macieja Scherfchena wyszedłem w pierwszym składzie i mam nadzieję, że nie zawiodłem zaufania trenera. Pod koniec brakowało już sił, stąd brakowało precyzji i traciliśmy proste piłki. Ciąży na nas presja wyniku, więc to normalne, że na początku meczu musimy wymienić kilka martwych podań, aby każdy mógł ze spokojem wejść w mecz. Jednak po tym remisie morale w drużynie na pewno wzrosły i na mecz z Polonią pojedziemy z podniesioną głową.
Błażej Telichowski (obrońca Arki):
- Szybko straciliśmy dwa gole, trener postanowił coś zmienić i padło na mnie. Oczywiście żałuję, że nie grałem do końca, ale liczy się przede wszystkim dobro drużyny. Proszę mi wierzyć, że my naprawdę chcemy, aby Arka się utrzymała. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby tak się stało. Jesteśmy zadowoleni z tego punktu, mimo że pierwsza połowa była dramatyczna.
Marcin Wachowicz (napastnik Arki):
- W meczu ze Śląskiem było wszystko. Dramaturgia, sporo bramek, czerwona kartka, ale i szczęśliwy dla nas koniec. Ten zwycięski dla nas remis da nam siłę na ostatnie cztery mecze. Nie zgodzę się, że w pierwszej połowie graliśmy piach. Gdyby tak było, nie przekroczylibyśmy połowy boiska. Staraliśmy się grać do przodu i wbrew temu, jaki był wynik do przerwy, to my stworzyliśmy sobie więcej sytuacji. Po zachowaniu kibiców można było się zorientować, kto z nich jest za nami, a kto przeciw. Staramy się nie słuchać obelg i nieprzychylnych nam opinii, bo gdyby każdy z nas brał je do siebie, musiałby powiesić buty na kołku. Taki zawód piłkarza i prawo kibica, że przychodzi na stadion pokrzyczeć. W Bytomiu nie możemy przegrać, ale żeby tak się stało, nie może nam zabraknąć ambicji, walki i maksymalnej koncentracji przez 90 minut, a nie tylko przez ostatnie pół godziny.
Mariusz Pawelec (obrońca Śląska):
- Przez godzinę gry dominowaliśmy na każdym metrze boiska. Widać było klasę w naszej grze. Zremisowaliśmy na własne życzenie i można powiedzieć, że straciliśmy dwa punkty. Nie dziwię się szyderczej reakcji kibiców, którzy przy stanie 0:2, gwiżdżąc na swoich piłkarzy, wyraźnie trzymali naszą stronę. Wyrzucenie na trybuny trenera Tarasiewicza nie miało negatywnego wpływu na naszą grę. Po tym zdarzeniu chcieliśmy dać jeszcze więcej od siebie, ale niestety nie udało się.
mkor
Copyright Arka Gdynia |