Jeden punkt w trzech pierwszych meczach na wiosnę - nie tego się spodziewali kibice Arki. Największe rozczarowanie przyszło przed tygodniem, gdy na Olimpijskiej zwycięstwo odniósł Piast Gliwice. Nic więc dziwnego, że gdy Arka wybiera do głównego kandydata do tytułu mistrza Polski, a jednocześnie aktualnego lidera ekstraklasy - Lecha Poznań, faworyta upatruje się w zespole gospodarzy, a każdy punkt przywieziony przez podopiecznych Czesława Michniewicza będzie znaczącym osiągnięciem.

O długiej liście zawodników Arki mających za sobą występy w drużynie Kolejorza pisano już wielokrotnie przy okazji rywalizacji obu zespołów na jesień (oprócz meczu ligowego, doszło do dwukrotnej konfrontacji w Pucharze Ekstraklasy). Jakby tego było mało, w przerwie zimowej gdyński zespół wzmocnił Maciej Scherfchen, kolejny wieloletni lechita, więc sobotni mecz będzie swoistym "powrotem na stare śmieci" dla sporej części naszej kadry, a także naszego szkoleniowca.

Wydawałoby się, że Arka pojedzie do Poznania jak na pożarcie. Podobnie jednak było także w minionych sezonach, ale za każdym razem gdynianie wracali z tarczą, uzyskując przy Bułgarskiej remis. Czy zatem taki wynik może stać się naszym udziałem w tym sezonie? Niewykluczone. Wystarczy przypomnieć sytuację z jesieni, gdy Lech przyjechał po zwycięstwo nad morze, a wyjechał z niczym. Wtedy świetne spotkanie zagrali Marcin Wachowicz i Zbigniew Zakrzewski, byli lechici. Jeśli w sobotę znów błysną swoimi umiejętnościami, wynik pozostanie sprawą otwartą.

Warto przypomnieć, że do kadry naszego zespołu powraca po przymusowej pauzie Michał Łabędzki, który powinien wzmocnić szwankującą ostatnio linię obrony. Reszta zespołu raczej znacząco się nie zmieni, co powtarzał w swoich wywiadach trener Michniewicz. Pozostaje trzymać kciuki za arkowców w starciu z liderem i liczyć na doping licznej grupy kibiców z Gdyni, która wybiera się do stolicy Wielkopolski.