Aktualności
01.05.2021
Wygrana w Lublinie? Czesław Boguszewicz: To byłaby piękna historia
Analogii jest bardzo wiele. W obu przypadkach gdynianie nie byli faworytami. Zarówno Wisła Kraków, jak i Raków Częstochowa to zespoły wyżej notowane. Wówczas udało się sprawić nie lada niespodziankę. Jaka jest zatem recepta na ponowny sukces w Lublinie?
- Zaskoczyła mnie ta propozycja klubu, ale nie byłem wzięty znikąd. Miałem skończoną szkołę, a klub pytał o opinię PZPN. Do tego z zawodnikami z szatni znaliśmy się jak łyse konie. Od razu zaznaczyłem, że nie ma mówienia do mnie na pan – wspomina trener Boguszewicz. - Nasze zwycięstwo było ogromnym sukcesem. Mieliśmy w składzie jednego reprezentanta w postaci Janusza Kupcewicza, Wisła zaś kilku. Nikt na nas nie stawiał – dodaje.
Mecz sprzed ponad czterech dekad był specyficzny. Obecność dziennikarzy i kamer była odczuwalna na każdym kroku.
- Z tego co wiem, to tamten mecz był pierwszym przeprowadzanym medialnie w taki właśnie sposób. Oczywiście było to uzgodnione, dziennikarze nie wchodzili do szatni kiedy chcieli, ale ich obecność była wyczuwalna – potwierdza Boguszewicz.
Reporterzy wchodzi do szatni, a nawet… w trakcie meczu na ławkę rezerwowych.
- Podszedł do mnie dziennikarz z mikrofonem i kamerą. Zapytałem, dlaczego w trakcie meczu, odpowiedział, że trener Orest Lenczyk [ówczesny trener Wisły Kraków – przyp. red.] wyraził zgodę. Kiedy to usłyszałem, pomyślałem, że skoro tak, to ja, taki żółtodziób trenerski, nie mogę postąpić inaczej. I też się zgodziłem – wyjaśnia Boguszewicz. - Dopiero potem zorientowaliśmy się, że tak nie było. Trener Lenczyk powiedział mi, że ten dziennikarz zwyczajnie mnie wypuścił, bo jego o żadną zgodę nie pytał – wspomina z uśmiechem były szkoleniowiec Arki.
Powodów do radości było wtedy bez liku. Żółto-niebiescy wygrali na lubelskiej ziemi, sięgając po Puchar Polski. Czy historia zatoczy koło i stanie się to ponownie po 42 latach?
Copyright Arka Gdynia |