Aktualności

11.06.2008
Pokonał chorobę i trafił do reprezentacji (Dziennik Bałtycki)
Rozmowa z wyróżnionym tytułem Juniora Sezonu 2007/2008 na Pomorzu zawodnikiem Arki, Marcinem Budzińskim.
- Docenili cię trenerzy, nagrodziła nasza redakcja i prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Klocek. Byłeś zaskoczony tym wyróżnieniem?
- I to nawet bardzo, tym bardziej, że na Pomorzu jest wielu zdolnych młodych piłkarzy, grających w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Zresztą ja o swoim wyróżnieniu dowiedziałem się także na zgrupowaniu kadry i nie muszę chyba dodawać, jak bardzo się ucieszyłem.
- Masz 18 lat, a w Arce grasz od ponad dwóch.
- Do gdyńskiego klubu ściągnął mnie trener Jacek Dziubiński. Poprzednio występowałem w klubie z mojego rodzinnego miast, czyli w Mamrach Giżycko. W Gdyni trafiłem na dobre warunki do treningu i piłkarskiego rozwoju. Mam już za sobą cztery mecze w reprezentacji Polski 19-latków, raz byłem rezerwowym zawodnikiem Arki w ligowym meczu z Polonią w Warszawie. Niby tylko rezerwowym, ale takie momenty są dodatkowym bodźcem do treningów, bo przecież najbliższą sportową perspektywą, celem, jest awans do ligowej kadry żółto--niebieskich.
- A ja myślałem, że najbliższym sportowym celem twoim i kolegów z drużyny Arki jest walka o tytuł mistrza Polski juniorów.
- Oczywiście, nie zapomniałem o tym, a mamy drużynę, którą naprawdę stać na zdobycie medalu w juniorskiej rywalizacji. Ale to wszystko rozstrzygnie się już za kilka tygodni. Zresztą wraz z kolegami mamy stanowić trzon drużyny w Młodej Ekstraklasie, bo wierzę, że Arka nowy sezon rozpocznie właśnie w gronie drużyn krajowej elity.
- Marcin, jeszcze niedawno twoje granie w piłkę stanęło pod dużym znakiem zapytania. Nie wiem, czy nie większy hart ducha niż na boisku wykazałeś w walce z chorobą?
- To było rok temu. Pojechałem do Giżycka, źle się poczułem, trafiłem do szpitala i natychmiast na stół operacyjny. Lekarze mieli dla mnie jeszcze gorszą wiadomość. Okazało się, że mam nowotwór. Otrzymałem zakaz trenowania, leczony chemioterapią, nie dawałem jednak za wygraną. W każdej rozmowie z lekarzem podkreślałem, że ja muszę wrócić do futbolu. Niepewność trwała ponad pół roku. Od kilku miesięcy trenuję, gram, ale jednocześnie co miesiąc - tak będzie jeszcze przez cztery lata - jeżdżę do kliniki w Białymstoku na kontrolne badania. Lekarze boją się o obniżony próg odpornościowy mojego organizmu, a ja tego, że mogą mi zabronić grać. Wygrywa jednak piłka i wierzę, że tak już zostanie.
Janusz Woźniak
- Docenili cię trenerzy, nagrodziła nasza redakcja i prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej Henryk Klocek. Byłeś zaskoczony tym wyróżnieniem?
- I to nawet bardzo, tym bardziej, że na Pomorzu jest wielu zdolnych młodych piłkarzy, grających w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Zresztą ja o swoim wyróżnieniu dowiedziałem się także na zgrupowaniu kadry i nie muszę chyba dodawać, jak bardzo się ucieszyłem.
- Masz 18 lat, a w Arce grasz od ponad dwóch.
- Do gdyńskiego klubu ściągnął mnie trener Jacek Dziubiński. Poprzednio występowałem w klubie z mojego rodzinnego miast, czyli w Mamrach Giżycko. W Gdyni trafiłem na dobre warunki do treningu i piłkarskiego rozwoju. Mam już za sobą cztery mecze w reprezentacji Polski 19-latków, raz byłem rezerwowym zawodnikiem Arki w ligowym meczu z Polonią w Warszawie. Niby tylko rezerwowym, ale takie momenty są dodatkowym bodźcem do treningów, bo przecież najbliższą sportową perspektywą, celem, jest awans do ligowej kadry żółto--niebieskich.
- A ja myślałem, że najbliższym sportowym celem twoim i kolegów z drużyny Arki jest walka o tytuł mistrza Polski juniorów.
- Oczywiście, nie zapomniałem o tym, a mamy drużynę, którą naprawdę stać na zdobycie medalu w juniorskiej rywalizacji. Ale to wszystko rozstrzygnie się już za kilka tygodni. Zresztą wraz z kolegami mamy stanowić trzon drużyny w Młodej Ekstraklasie, bo wierzę, że Arka nowy sezon rozpocznie właśnie w gronie drużyn krajowej elity.
- Marcin, jeszcze niedawno twoje granie w piłkę stanęło pod dużym znakiem zapytania. Nie wiem, czy nie większy hart ducha niż na boisku wykazałeś w walce z chorobą?
- To było rok temu. Pojechałem do Giżycka, źle się poczułem, trafiłem do szpitala i natychmiast na stół operacyjny. Lekarze mieli dla mnie jeszcze gorszą wiadomość. Okazało się, że mam nowotwór. Otrzymałem zakaz trenowania, leczony chemioterapią, nie dawałem jednak za wygraną. W każdej rozmowie z lekarzem podkreślałem, że ja muszę wrócić do futbolu. Niepewność trwała ponad pół roku. Od kilku miesięcy trenuję, gram, ale jednocześnie co miesiąc - tak będzie jeszcze przez cztery lata - jeżdżę do kliniki w Białymstoku na kontrolne badania. Lekarze boją się o obniżony próg odpornościowy mojego organizmu, a ja tego, że mogą mi zabronić grać. Wygrywa jednak piłka i wierzę, że tak już zostanie.
Janusz Woźniak
|