Aktualności
10.08.2020
Arka kontynuuje budowę drużyny na awans
Czy dwa lata temu Michał Marcjanik spodziewał się odchodząc z Arki do występującego we włoskiej Serie A Empoli, że tak szybko wróci do klubu, w którym się wychował? Raczej na pewno myślał o zrobieniu większej kariery, choć rzeczywistość okazała się brutalna. Po rocznej przygodzie na wypożyczeniu w Wiśle Płock, środkowemu obrońcy przyjdzie teraz walczyć o jak najszybszy powrót gdynian do Ekstraklasy.
„Na tę chwilę, gdybyśmy mieli przewidzieć karierę Michała Marcjanika we Włoszech, napisalibyśmy, że pięć meczów w rezerwach, jakieś wypożyczenie do outsidera Serie B, tam sporadyczne występy i powrót do Polski” - pisaliśmy przy okazji transferu środkowego obrońcy z Arki do Empoli. Od tamtego momentu minęły ponad dwa lata, a defensor jak szybko i niespodziewanie znalazł się w zagranicznym klubie, tak w identycznym tempie powrócił do swojego macierzystego zespołu, w którym się wychował.
To w Gdyni przeżywał swoje najlepsze momenty, choć wmomencie jego przenosin na Półwysep Apeniński mieliśmy sporo wątpliwości, czy Marcjanik należy do czołówki Ekstraklasy na swojej pozycji. Ot, rozgrywał niezły sezon, ale wreszcie w końcówce wyraźnie spuścił z tonu. Trudno też było powiedzieć, że był wówczas towarem pożądanym przez czołowe polskie kluby – na liście życzeń Legii Warszawa czy Lecha Poznań był daleko, o ile w ogóle. Przenosiny do Włoch były więc dosyć zaskakujące, ale w nowym zespole miał całkiem spore szanse wskoczyć do podstawowej jedenastki.
Tak przynajmniej wydawało się w momencie ogłoszenia tego transferu, przy okazji którego nie mogliśmy nie docenić zdolności menadżera piłkarza. Skończyło się jednak na tym, że minęła runda jesienna, a Marcjanik ani razu nie powąchał murawy, a zamiast niego występowali zdecydowanie bardziej doświadczeni zawodnicy. Klub szybko zdecydował się wypożyczyć go do drugoligowego Carpi, w którym szanse na grę były nieporównywalnie większe. I co? Dalej przy liczbie rozegranych minut obok nazwiska Michała można było dostrzec okrągłe „zero”.
Naturalnym ruchem z jego strony był więc powrót do polskiej Ekstraklasy, w której mógłby się odbudować po dwunastomiesięcznych wakacjach we Włoszech. Marcjanik więc wzmocnił rywalizację w obronie Wisły Płock, która wówczas osłabiona była wyjazdem Adama Dźwigały do Portugalii. Czy ten ruch wreszcie się opłacił?
Środkowy defensor wystąpił w 22 ligowych spotkaniach, wszystkie spotkania (z wyjątkiem jednego) rozpoczynając w wyjściowej jedenastce. W naszej klasyfikacji not nie wypadł źle, otrzymując notę 4,23 – szczególnie końcówkę sezonu miał niezłą, kiedy po świetnym meczu z ŁKS-em znalazł się w naszej redakcyjnej jedenastce kolejki. Nie udało mu się jednak być najlepszym piłkarzem swojej linii w Wiśle, w tej kategorii ustąpił Alanowi Urydze.
W niedzielę Wisła poinformowała, że nie doszła do porozumienia z Empoli w sprawie wykupienia Marcjanika. Zawodnik nie wrócił jednak do Włoch, bowiem szybko sytuację wykorzystała Arka, której 25-latek jest wychowankiem. To znamienne, że zamiast w miarę udanej kariery, w dwa lata nie dość, że wrócił do swojego byłego klubu, to jeszcze występującego na zapleczu Ekstraklasy. Niestety, ale przenosiny do Włoch wzbudziły tyle wątpliwości, że taki scenariusz można było przewidzieć.
Nie twierdzimy jednak, że miejsce Marcjanika jest w pierwszej lidze, bo obrońca pokazał w zeszłym sezonie, ale i podczas gry w Arce, że bez problemów poradzi sobie na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W Gdyni kibice będą polegać na jego dyspozycji, bo sprawdził się już w przeszłości, a poza tym jest człowiekiem stąd, doskonale znającym realia zespołu z Trójmiasta. Odpowiedzialność będzie więc większa niż podczas jego ostatniego pobytu - tym bardziej, że z klubu po spadnięciu z ligi odeszli Luka Marić, Douglas Bergqvist, Frederik Helstrup, Christian Maghoma czy Damian Zbozień.
Zmiany właścicielskie poskutkowały tym, że Arka po dramacie jakim była degradacja do niższej ligi, robi wszystko, aby już przy najbliższej okazji wrócić do piłkarskiej elity. Biorąc pod uwagę takie wzmocnienia jak sprowadzenie Marcjanika, wypożyczenie Bartosza Kwietnia czy transfer Szymona Drewniaka, nie będzie większych wątpliwości, jeśli przed rozpoczęciem nowego sezonu zaliczymy Arkę do faworytów do zwycięstwa w lidze.
Kolejnym plusem jest obecność przy ławce trenerskiej osoby, która te rozgrywki zna jak własną kieszeń, a z prawdziwą presją spotkał się w Białymstoku, gdzie z Jagiellonią walczył o najwyższe cele. Naturalnie nie jest to gwarancja sukcesu, ale rozsądne decyzje plus odpowiednia osoba mogą sprawić, że niedługo potrwa rozłąka Ireneusza Mamrota i jego drużyny z Ekstraklasą.
Autor: Paweł Łopienski
Copyright Arka Gdynia |