Aktualności
26.11.2019
Jagiellonia staje się koszmarem Arki
Nie tak wyobrażali sobie piłkarze Arki Gdynia rozpoczęcie rundy rewanżowej. W wyjazdowym meczu z Jagiellonią Białystok na boisku istnieli może przez pierwsze 10 minut, by potem zdecydowanie oddać plac gry gospodarzom. Podopieczni Aleksandara Rogicia ulegli gospodarzom 0:2. A i tak to był najniższy wymiar kary.
W pierwszych minutach kibice na stadionie przy Słonecznej mogli oglądać żywe, otwarte spotkanie. Zarówno Arka, jak i Jagiellonia ewidentnie chciały grać w piłkę. Trzeba przyznać, że gdynianie byli bardzo dobrze zorganizowani na boisku. Zakładali wysoki pressing, chcieli szybko odebrać futbolówkę już na połowie Jagi, co wprowadzało duży niepokój w szeregach gospodarzy. I mimo że Jagiellonia miała więcej okazji do strzelenia bramki otwierającej wynik spotkania, to tę najlepszą miał Michał Nalepa. Wychowanek żółto-niebieskich świetnie znalazł się w "szesnastce" gospodarzy po złym wybiciu przez jednego z defensorów Jagi, piłka idealnie spadła mu na woleja, ale pomocnik minimalnie przestrzelił.
LICZYŁ NA FANTAZJĘ MŁODYCH
W składzie Arki od początku spotkania wystąpili Kamil Antonik i Mateusz Młyński. Trener Rogić zaskoczył takim posunięciem. Obaj młodzieżowcy za jego kadencji jeszcze nie występowali razem na boisku, ale jak tłumaczył w przedmeczowym wywiadzie szkoleniowiec gdynian, obaj na tę szansę zapracowali na treningach. Serb zaznaczył dobry występ Antonika podczas wygranego meczu w Krakowie, a Młyńskiego nazwał jednym z największych obecnie talentów w ekstraklasie. I rzeczywiście wychowanek Arki w kilku akcjach przypomniał swoją najlepszą wersję z zeszłego sezonu. Grał bez kompleksów, szukał dryblingu, ale też pomagał swoim kolegom w defensywie.
BEZ STEINBORSA ANI RUSZ
Można się zastanawiać, gdzie byłaby Arka, gdyby nie miała w swojej bramce takiego fachowca jak Pavels Steinbors. Łotysz jest jak wino, a w tym sezonie tylko potwierdza swoją wysoką dyspozycję. Już sam fakt, że na półmetku rundy zasadniczej był najbardziej zapracowanym bramkarzem w lidze, o czymś świadczy. Po 15. kolejkach na jego bramkę posłano 90 celnych strzałów, a mimo to Łotysz miał 74,4 proc. skutecznych interwencji. Tak było też w spotkaniu z Jagą. Z upływem kolejnych minut, to gospodarze zaczęli zyskiwać wyraźną przewagę nad Arką i coraz śmielej "wjeżdżali" w pole karne Arkowców. Tylko dzięki świetnym interwencjom Steinborsa, w szczególności tej po strzale Camary, goście schodzili na przerwę z bezbramkowym remisem.
ZAPOMNIELI O ATAKU
I o ile w grze defensywnej Arkowcy mogli liczyć na Steinborsa, to w niedzielę nie mieli nikogo, kto mógłby wziąć odpowiedzialność za atak. Swojego dnia nie miał dobrze spisujący się w tym sezonie Michał Nalepa, kompletnie niewidoczny był Marco Vejinović. O słabości Arki z przodu świadczyła zresztą statystka. Gdynianie przez 90 minut ani razu nie zmusili do interwencji Grzegorza Sandomierskiego.
W drugiej połowie Jagiellonia tylko podkręciła tempo, ale mimo różnych sposobów długo nie potrafiła pokonać Steinborsa. Próbowali Camara, Romanczuk, Imaz, ale Łotysz dwoił się i troił, żeby zatrzymać strzały białostoczan. W końcu Jaga dopięła swego, a kibice na stadionie mogli zaśpiewać bramkowy jingiel z podkładem hitu Zenona Martyniuka. Gola strzelił będący ostatnio w świetnej formie Patryk Klimala, który jak rasowy napastnik znalazł się w polu karnym i po wypieszczonym podaniu od Tomasa Prikryla skierował piłkę do siatki. Duży błąd popełnił w tej sytuacji Maciej Jankowski, który dał się ograć Czechowi jak dziecko.
Jadze było wyraźnie mało, ale Steinborsa udało się pokonać jeszcze tylko jeden raz. Swoją pierwszą, być może trochę przypadkową, bramkę w Ekstraklasie strzelił Bodvar Bodvarsson. Islandczyk przejął piłkę po rzucie rożnym, wpadł w pole karne gdynian i "centrostrzałem" przelobował bezradnego Steinborsa. W tej sytuacji skuteczną interwencję utrudnił jeszcze rykoszet od jednego z obrońców Arki, nie mniej gol dla gospodarzy był jak najbardziej zasłużony.
NIE MA GRY BEZ SKHIRTLADZE
Arka nie mogła zrobić nic dobrze dysponowanej tego dnia Jagiellonii. Przez długi czas "cuda" w bramce wyczyniał Steinbors, ale w końcu musiał ulec temu oblężeniu. Jak było w drugą stronę? Grzegorz Sandomierski był w niedzielę w zasadzie bezrobotny, a jego rola ograniczyła się do poklepania piłki od czasu do czasu z Runje i Arseniciem. Ewidentnie brakowało Davita Skhirtladze, bez niego Arka po prostu nie istniała w ataku w Białymstoku, co powinno być dużym bólem głowy dla trenera Rogicia w nadchodzących kolejkach. Jagiellonia ewidentnie stała się prawdziwym koszmarem żółto-niebieskich w ostatnich latach, ale to w żadnym wypadku nie usprawiedliwia piłkarzy z Gdyni. Ostatecznie goście przegrali 0:2, ale za ten wynik mogą podziękować tylko Steinborsowi, który uchronił swoich kolegów od pogromu.
Jagiellonia Białystok - Arka Gdynia 2:0 (0:0)
Bramki: 66' P. Klimala, 83' B. Bodvarsson
Michał Kułakowski
Copyright Arka Gdynia |