Aktualności
16.03.2019
Aleksandar Kolew wrócił do gry
Gdyby 28 lutego 2018 roku Sandecja przystała na ofertę Zagłębia, które oferowało 250 tys. euro, Aleksandar Kolew w niedzielę nie byłby w Lubinie gościem, a gospodarzem. Walczący o utrzymanie zespół nie chciał jednak sprzedawać najlepszego strzelca.
– Wtedy sporo o tym myślałem, wiedziałem, że byłby to dla mnie krok do przodu – wspomina. Wiosną i klub z Nowego Sącza, i on mogli żałować tamtej decyzji, bo do końca sezonu zdobył tylko jedną bramkę. I w maju musiał sobie wpisać w CV spadek z ligi.
– Nie wyobrażam sobie, by to mogło się powtórzyć, nie ma takiej opcji – deklaruje przed spotkaniem z Zagłębiem.
Lepiej było już z Legią
Kiedy Sandecja spadła, do Bułgara odezwała się Arka. Sprowadzenie go było pomysłem jej nowego trenera Zbigniewa Smółki, który przez pół roku pracował z tym zawodnikiem w pierwszoligowej Stali Mielec. W tym czasie zawodnik zdobył siedem bramek. Zespół z Mielca zakończył rozgrywki na 10. miejscu, choć gdy podpisywał z nim umowę, był w trudnej sytuacji. Wtedy widział, jak w kryzysie odnajduje się Smółka, jak reaguje.
– Kiedy trafiłem do Mielca, po 20. kolejkach zajmowaliśmy czternaste miejsce – wspomina.
– Ale ruszyło, zaczęliśmy wygrywać. Teraz niestety jest inna historia, nie tylko po trenerze, ale po każdym z nas widać nerwy – przyznaje. Zawodnicy liczą nie tylko na Smółkę, sami też starają się odbudować. Dlatego przed meczem z Legią spotkali się, pogadali we własnym gronie.
– Myślę, że lepsza gra z Legią też była tego efektem. W sobotnim spotkaniu nie wyglądaliśmy gorzej niż mistrzowie Polski. Wierzę, że wydostaniemy się z tego dołka – napastnik Arki analizuje ostatni mecz. W przełamaniu fatalnej passy – wiosną zespół przegrał wszystkie pięć meczów –ma pomóc właśnie jego obecność na boisku. Przed tygodniem Smółka mówił na łamach „PS”, jak ważną częścią jego zespołu jest bułgarski napastnik, mimo że w tym sezonie zdobył tylko jedną bramkę.
– Kolew to piłkarz niedoceniany. Chronił nas przed stałymi fragmentami gry, potrafił utrzymać piłkę, żeby inne formacje podeszły wyżej. Od listopada, gdy wypadł ze składu Alek, wygraliśmy jeden mecz – przypominał szkoleniowiec. Zdecydował, że to już pora, by jego „amulet” wrócił na boisko i stało się to w meczu z Legią.
– Gdy wyszedłem na boisko, przez chwilę miałem obawy, jak moje kolano to wytrzyma. Potem już nie miałem takich myśli, nic mi nie dolegało – opowiada. Obawy nie dziwią, problemy z kolanem ma od dawna. Obecne rozpoczęły się latem, w sparingu.
Gra na środkach przeciwbólowych
– Poczułem ból podczas meczu. Badania wykazały, że mam problemy z chrząstką w kolanie, w którym kiedyś zerwałem więzadła. Jesienią grałem na zastrzykach przeciwbólowych, chciałem poczekać z zabiegiem do zimy. Jednak nie wytrzymałem. Zrobiłem rezonans, stwierdziliśmy, że trzeba zrobić to jak najszybciej – mówi.
Dziś nic już mu nie dolega, w niedzielę ma już pomóc Arce w zdobyciu pierwszych punktów w tym roku.
Copyright Arka Gdynia |