Aktualności
21.12.2018
Nowe role - życiowa i boiskowa służą Michałowi Nalepie
Ten sezon to dla pomocnika Arki Gdynia Michała Nalepy okres wielu zmian. Zmieniły się jego zadania na boisku, sprawdza się w roli klasycznego środkowego pomocnika, strzelił też dwa gole – najwięcej w swojej dotychczasowej karierze związanej z ekstraklasą. Ale nic nie dało mu takiego kopa jak narodziny syna Maksymiliana, któremu zadedykował bramkę w ostatniej kolejce.
Niedawno zostałeś ojcem, a w meczu z Górnikiem Zabrze strzeliłeś efektownego gola. Nie trudno nie powiązać ze sobą tych dwóch faktów.
Nie ma lepszego prezentu dla świeżo upieczonego taty, patrząc z perspektywy piłkarza, niż gol z okazji narodzin potomka. Kołyskę chcieliśmy zrobić z Cracovią, ale wtedy nie było ku temu okazji, bo mecz nam kompletnie się nie udał, przegraliśmy przecież do zera. Na Górniku już nadarzyła się sposobność do odpowiedniej celebracji bramki i to takiej w moim wykonaniu. Muszę przyznać, że byłem zaskoczony – w pozytywnym sensie – reakcją kolegów, którzy od razu po golu podbiegli do mnie, chcieli cieszyć się razem ze mną z pięknej chwili w moim życiu. Lepszego scenariusza nie mogłem sobie wyobrazić. Po powrocie z Zabrza, już w domu, dowiedziałem się od mamy, że nagrała cały mecz. Poczekam aż syn będzie bardziej świadomy, wtedy puszczę mu powtórkę gola strzelonego dla niego. Myślę, że obaj mamy wspaniałą pamiątkę, w końcu za wielu bramek z rzutów wolnych nie zdobywam. Do bramki Górnika nie było blisko, dlatego gdy trafiłem w jej światło, wyszedł z tego naprawdę ładny strzał.
Najważniejszy w życiu?
O szczególnym znaczeniu. Z jednej strony zadedykowałem go synowi, z drugiej zdobyliśmy dzięki temu ważny punkt na wyjeździe. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy w Zabrzu więcej wyciągnąć. Dobrze zaczęliśmy, początek należał do nas, mieliśmy okazję na gola. Przywieźliśmy remis, dobre i to.
To był twój drugi gol w tym sezonie strzelony z rzutu wolnego z tzw. „stojącej piłki”.
Wiem, że Jarek Koliński z „Przeglądu Sportowego” w swoim artykule wspomniał, że pod tym względem jestem najlepszy w ekstraklasie. Nie wiem tylko czy taka liczba trafień, biorąc pod uwagę ile meczów już rozegraliśmy, wystawia nam, piłkarzom, dobre świadectwo... Prędzej bym powiedział, że to przejaw słabości. Mimo wszystko, miło być w czymś najlepszym. Nic tylko podtrzymać dobrą serię. Mam nadzieję, że to nie koniec moich goli z rzutów wolnych. Liczę jednak, że następnym razem mój strzał zapewni Arce zwycięstwo.
Taki był plan, że w przypadku rzutu wolnego, to ty podejdziesz do piłki?
Hierarchia w naszym zespole jest ustalona: rzuty wolne wykonuję ja i Michał Janota. Kwestia tylko, z której strony pola karnego jest wolny. Jeśli bardziej z lewej, jest to działka Janoty, jeśli trzeba uderzyć z prawej, to wtedy ja strzelam. A jeśli chodzi o ten konkretny przypadek na Górniku: odległość była spora, w pierwszej chwili zastanawialiśmy się, czy nie warto wrzucić piłkę w pole karne. Usłyszałem jednak podpowiedź: „Masz dobre uderzenie, spróbuj bezpośredniego strzału. Jest szansa, bo w bramce stoi mniej doświadczony piłkarz”. Wyszło idealnie.
Wiem, że lubisz Cristiano Ronaldo. Portugalczyk jest specjalistą od wolnych i ich szczególnego wykonywania. Jego technika strzału przypomina... twoją przeciwko Górnikowi. Skąd to podobieństwo, wzorujesz się na nim?
Cristiano od zawsze szukał „ciekawych” rozwiązań wolnych. Teraz może nie strzela tylu goli po nich, ile we wcześniejszych etapach swojej kariery, ale ma dopracowany ten element do perfekcji. Ja aż tak bardzo nie świruję, nie jest to dla mnie nie wiadomo jak ważna sprawa. Gdy byłem młodszy, dużo częściej uderzałem z wolnych, trenowałem w ten sposób technikę strzału, odpowiednie ułożenie stopy. Teraz takich treningów mam mniej, ale pewne nawyki zostały w głowie. Albo się to ma, albo nie. To prawda, że lubię Ronaldo, uważam go za najlepszego piłkarza na świecie, ale nie jest moim idolem. Jeśli chodzi o technikę rzutów wolnych to nigdy na nikim się nie wzorowałem.
Dwa gole, piętnaście meczów w podstawowym składzie – statystyki wskazują, że to twój najlepszy sezon w ekstraklasie.
I tak jest. Występuję regularnie, zmieniliśmy styl gry, w którym się odnajduję, co sprawia, że ogólnie czuję się bardzo dobrze. Sezon w pełni, liczę więc, że statystycznie jeszcze się poprawię. Statystyki... Dopiero ty mi zwróciłeś uwagę, że oba moje gole w tym sezonie padły, kiedy jedną z cyfr z przodu była „piątka” – 56. minuta z Zagłębiem Lubin, 57. z Górnikiem Zabrze. Może to przypadek, a może jest mi pisana cyfra pięć?
W piątek, czyli piąty dzień tygodnia, zagracie ostatni mecz tej rundy. Jaka ona była dla Arki?
Myślę, że możemy być z niej względnie zadowoleni. Gramy inną piłkę niż w poprzednich sezonach. Tu jest duża zmiana na plus, bo kiedyś o Arce mówiono, że jest brzydkim zespołem. Punktowo może nie wygląda to dużo lepiej, wielkiej różnicy nie ma, niemniej kibice mogą być usatysfakcjonowani naszą grą. Mieliśmy różne mecze, kilka razy głupio traciliśmy punkty. W przyszłym roku musimy się poprawić, przede wszystkim Arka ma wygrywać w domu. Jeśli wszystko się uda, to mamy szansę zrobić najlepszy wynik Arki w ekstraklasie w historii.
Udało ci się odnaleźć w nowej roli na boisku?
Trener Zbigniew Smółka z początku widział we mnie klasyczną „szóstkę”. Plany się zmieniły, skorygował lekko taktykę i mogę być bardziej kreatywny, występując na ósemce. Uważam, że w tej taktyce mam szansę pokazać to, co mam najlepsze. Dla mnie to dodatek.
A jak służy tobie nowa rola poza boiskiem?
Bardzo dobrze! Od zawsze miałem dobry kontakt z dziećmi. Pierwsze dwa tygodnie minęły szybko, nie mam na co narzekać, a wręcz przeciwnie. Nie wiem, kim Maksymilian zostanie w przyszłości. Nic się nie stanie jak nie będzie piłkarzem, sam musi wybrać swoją drogę. Niech robi to, co uważa za słuszne.
Rozmawiał Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |