Aktualności
19.11.2018
Deja, Janota i Jankowski w Arce Smółki narodzili się na nowo
To absolutny paradoks, gdy pod uwagę weźmiemy sytuacje, w których każdy z nich nie tak dawno się znajdował, a co za tym idzie, statystyki, jakimi mogli się „pochwalić”.
Adam Deja
Najgorzej przed tym sezonem bez wątpienia miał właśnie on. 25-latek, który obiecująco zapowiadał się w Cracovii, nagle został odsunięty od składu. Czarne koszmary powróciły, bowiem chwilę wcześniej podziękowano mu w Podbeskidziu Bielsko-Biała, bo tak zadecydował... prezydent miasta Jacek Krywult. A że gmina miała większość udziałów w klubie, to i osoba niezwiązana z futbolem mogła tak zadecydować. Na banicję został skazany też w grodzie Kraka.
– Nie chcę już wracać do tematu Cracovii, w której nie zostałem do końca fair potraktowany – wspominał w rozmowie z „Wyborczą” Deja. Pomocnik zmuszony był jednak do końca ubiegłego sezonu pozostać w klubie.
W 2018 roku, do momentu przyjścia do Arki, rozegrał zaledwie... godzinę na boiskach ekstraklasy! Powrót do formy wydawał się być długą i żmudną drogą.
– Wyciągnąłem go z A klasy i znałem jego możliwości – argumentuje ściągnięcie do Gdyni zawodnika trener Zbigniew Smółka. To jednak stare czasy. Obaj panowie współpracowali ponad siedem lat temu.
– Jednemu trenerowi zawodnik pasuje, innemu nie. Adam w Krakowie i Bielsku-Białej nie miał po drodze z niektórymi osobami, a tutaj mu ufam. Założyłem, że miał sporą lukę w regularnej grze. Ale jak przyszedł i zobaczyłem przez kilka dni, że wygląda nad wyraz dobrze fizycznie, chodzi mi tu o jego zdrowie, to osiem jednostek treningowych wystarczyło mi, żebym dał mu szansę – przyznaje Smółka.
Od momentu pojawienia się w Arce, Deja zagrał we wszystkich meczach, w których był do dyspozycji. Zabrakło go tylko w jednym, nad czym ubolewał wówczas sam szkoleniowiec. Pomocnik nabawił się niegroźnego urazu.
Michał Janota
To prawdziwe dzieło Zbigniewa Smółki. 28-letni Janota, jak na swój wiek, przeżył już wiele piłkarskich wzlotów, ale i niejeden upadek. Większość bolesnych, a część z nich odbija mu się czkawką do dzisiaj. Zapowiadał się na najlepszego zawodnika w Polsce, tymczasem kilka lat później mówiło się o zmarnowanym talencie przez choćby beztroski tryb życia. Przede wszystkim dlatego trudno było trenerowi Smółce namówić szefostwo Arki do sprowadzenia Janoty.
– Bardzo mocną walkę stoczyłem z działaczami w tej kwestii. Były mocne dyskusje, bo środowisko miało bardzo złą opinię o Michale. Musiałem za niego poręczyć – wyznaje szkoleniowiec Arki.
– Każdy ma prawo do swojego zdania, ale jeśli zaufało się trenerowi i chce się iść jego drogą, to on musi mieć bezwzględny wpływ na transfery – dodaje.
Po najlepszych latach swojej kariery w Holandii (lata 2010-12), gdzie w klasyfikacji kanadyjskiej notował po kilkanaście punktów na sezon, przyszedł czas na powrót do Polski. Dopiero ostatni z trzech sezonów spędzonych w Koronie Kielce był dla Janoty naprawdę słaby (choć i w dwóch wcześniejszych latach lepiej niż dobrze również nie było). Chciał odbudować się najpierw w Pogoni Szczecin, potem Górniku Zabrze, a na końcu w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Udało się dopiero za trenera Smółki w Stali Mielec. Na dobre wystrzelił w tegorocznych rozgrywkach w barwach Arki, w której już w listopadzie ma sześć goli i trzy asysty ligowe.
– Znaleźliśmy porozumienie, dialog. Proszę mi wierzyć, że dość często się spinamy, mamy ostre rozmowy. Ale doskonale się znamy i każdy z nas wie, w jakim kontekście te gorące rozmowy są. Po to, by być lepszym.
I on staje się lepszym. A jeśli trener ciągnie za sobą zawodnika, któremu ufa, to zazwyczaj wychodzi to na dobre – podsumowuje receptę na sukces z Janotą trener Smółka.
Maciej Jankowski
Równie spektakularne odbicie od przeciętności i wyniesienie własnej formy na szczyt notuje obecnie Maciej Jankowski. Ogromne problemy trzymały się go jeszcze na początku tego roku, kiedy to grał w Piaście Gliwice. Trener Waldemar Fornalik po powrocie wiosną na boiska ekstraklasy przestał stawiać na Jankowskiego. Cztery spotkania ten obejrzał z trybun.
Widząc, że możliwość regularnej gry raczej się oddala aniżeli zbliża, Jankowski miał dwa wyjścia: próbować pożegnać się z klubem polubownie lub czekać do końca kontraktu. Udało się rozwiązać umowę za porozumieniem stron i od początku marca 28-latek był się wolnym zawodnikiem.
Karty przetargowej w ręku nie miał za specjalnej: jeden gol w lidze, jeden w Pucharze Polski i dwie ekstraklasowe asysty. Do tego cztery mecze poza składem. Trafił jednak do Arki, co entuzjazmu nie wywołało. Wiosnę u Leszka Ojrzyńskiego miał do zapomnienia – dwa zdobyte gole i słaba dyspozycja. Na ratunek przyszedł nie kto inny, tylko Zbigniew Smółka.
– Rozmawialiśmy przed sezonem i powiedziałem, że jak pewne rzeczy wykona, jak ja sobie tego życzę, to ma wszystko, by być wybitnym piłkarzem. Jest szybki, zwinny, ma znakomity timing, świetnie gra i lewą, i prawą nogą, w powietrzu czuje się znakomicie. I te rzeczy, które poprawił, zwłaszcza w dniu codziennym i w trybie dnia pracy, sprawiły, że idzie mu tak dobrze. Potrzebował wiary we własne umiejętności i poczucia, że ktoś w niego wierzy i mu ufa. Teraz zbiera tego owoce, wielokrotnie przesądza o losach meczów – mówi Smółka.
Suche liczby
Każdy z tych zawodników odpowiedzialny jest w drużynie za zupełnie inne zadania. To sprawia, że Arka jest obudowana piłkarzami w wysokiej formie na każdej ważnej pozycji – defensywnym pomocniku, ofensywnym pomocniku oraz napastniku.
Liczby wyglądają równie imponująco. W 15 spotkaniach gdyński tercet wykręcił Arce 12 goli i 7 asyst.
Copyright Arka Gdynia |