Aktualności
22.10.2018
Rocznik 2001 strzela w ekstraklasie
To był mecz, w którym już po 35 minutach było wiadomo, że bez względu co się wydarzy później, to głównym, a przynajmniej jednym z głównych, tematów będzie gol Mateusza Młyńskiego. „Dziecko millenijne” (ur. 2 stycznia 2001), mające do tego momentu zaledwie jeden występ w ekstraklasie, przez wielu nawet nie było typowane do gry w tym spotkaniu.
Prawą pomoc miał obsadzić Luka Zarandia. Tylko że Gruzina po reprezentacyjnych wojażach (występował ledwie przez minutę, ale trochę się napodróżował) nie było choćby na ławce. Od pierwszej minuty zagrał Młyński, który strzelił takiego gola, że jego trener Zbigniew Smółka aż się złapał za głowę z niedowierzania. Jeden zwód, drugi zwód, stare wygi ośmieszone, strzał z bliska i 0:1.
Zasłużone prowadzenie Arki po świetnej akcji, którą zainicjował Adam Deja. Ten ostatni mógł mieć asystę już paręnaście minut wcześniej, ale po jego pięknym podaniu Michał Janota miał do „sklejenia” na tyle trudną piłkę, że został w ostatniej chwili powstrzymany przez jednego z obrońców.
Śląsk odpowiedział tuż przed zejściem do szatni golem z karnego Marcina Robaka, który kilka dni temu został po raz drugi ojcem, ale ta bramka i będąca jej konsekwencją „kołyska” była jednym z niewielu pozytywów we wrocławskim obozie. Goście może nie narzucali długimi momentami warunków, ale w przekroju całego spotkania znacznie sprawniej i szybciej budowali akcje.
Byli konkretni. Kiedy już atakowali, to zdecydowanie groźniej. Jeszcze w I połowie kunsztem wykazał się Jakub Słowik, który świetnie obronił uderzenie Macieja Jankowskiego, jednak i ten ostatni piłkarz gości ostatecznie dopiął swego, zdobywając tuż po zmianie stron „swoją” bramkę. Skończył kontrę Michała Nalepy i Aleksandyra Kolewa. Bułgar, zaliczając w tej akcji asystę, zrealizował swoją prywatną zemstę. Dwa lata temu był na testach w Śląsku. Był wtedy jednak po bardzo słabym okresie w Botewie Płowdiw, a w dodatku, będąc po poważnej kontuzji, okazał się słabo przygotowany od strony zdrowotnej. Ówczesny trener Śląska Romuald Szukiełowicz go „odpalił”. Kolew potem grał przeciwko Śląskowi w barwach Sandecji (zdobył nawet bramkę), ale jeszcze z nim nie wygrał. W sobotę udało mu się po raz pierwszy.
Misja „górna ósemka” w wypadku Śląska nie jest nierealna, ale ta porażka może okazać się za kilka miesięcy w ostatecznym rozrachunku bardzo kosztowna. Tymczasem ekipa Zbigniewa Smółki łapie wiatr w żagle. W czterech ostatnich kolejkach zgarnęła aż dziesięć punktów. A wspomniany Jankowski w trzech ostatnich spotkaniach zdobył aż cztery bramki.
Trenerzy po meczu:
Zbigniew Smółka (trener Arki)
Fajnie rozgrywać takie mecze, można powiedzieć, w domu. Jeśli chodzi o ocenę wydarzeń na boisku, było to dziwne spotkanie. Bardzo szarpana gra z obu stron. Mam duży szacunek dla moich zawodników za serce, które zostawili na boisku. W końcówce można było przy kilku kontratakach lepiej wyprowadzić piłkę. Jesteśmy ambitni, głodni i nie chcemy się zatrzymywać. Przed nami najważniejsze spotkanie w sezonie. Szkoda, że w Gdańsku mecz odbędzie się bez naszych kibiców, ale zrobimy wszystko, żeby oni z radością czekali na nas w klubie, kiedy my z tego spotkania wrócimy do Gdyni.
Mateusz Młyński słabo wszedł w dzisiejszy mecz, ale potem zdobył piękną bramkę. Luka Zarandia wrócił z reprezentacji z drobną dolegliwością, dlatego zdecydowaliśmy że nie będziemy go dociążać i stąd debiut Mateusza. Mówią „pokaż mi ławkę, a powiem ci jaki masz zespół”. My dzisiaj pokazaliśmy. Dla mnie jest ważne, by osiemnasty zawodnik był przygotowany do gry równie dobrze, jak pierwszy.
Tadeusz Pawłowski (trener Śląska)
To był trochę dziwny mecz. Straciliśmy dwa gole po naszych błędach. Pierwsza - najpierw kuriozalna strata piłki Mateusza Cholewiaka, a potem coś dziwnego: nie można pozwolić zawodnikowi rywali praktycznie slalomem wjechać do bramki. Drugą straciliśmy z kontry, gdzie też mogliśmy się lepiej zachować. Walczyliśmy o choćby punkt, ale wraca zmora polegająca na tym, że strzelamy za mało goli. Dzisiaj znowu nie zdobyliśmy bramki z gry. Przegraliśmy bardzo ważny mecz z bezpośrednim rywalem o grupę mistrzowską. To już powoli brzmi ostatni dzwonek, żeby jednak włączyć się do walki o górną ósemkę i trzeba sobie z tego zdać sprawę.
Śląsk Wrocław - Arka Gdynia 1:2 (1:1)
Bramki: 0:1 Mateusz Młyński (39), 1:1 Marcin Robak (45+1-karny), 1:2 Maciej Jankowski (48).
Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Augusto, Łukasz Broź, Robert Pich. Arka Gdynia: Mateusz Młyński.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa). Widzów 9 195.
Śląsk Wrocław: Jakub Słowik - Łukasz Broź, Piotr Celeban, Wojciech Golla, Dorde Cotra - Robert Pich, Augusto, Michał Chrapek (64. Farshad Ahmadzadeh), Maciej Pałaszewski (76. Mateusz Radecki), Mateusz Cholewiak (74. Damian Gąska) - Marcin Robak.
Arka Gdynia: Pavels Steinbors - Damian Zbozień (74. Tadeusz Socha), Christian Maghoma, Frederik Helstrup, Adam Marciniak - Mateusz Młyński (60. Rafał Siemaszko), Michał Nalepa (81. Adam Danch), Adam Deja, Michał Janota, Maciej Jankowski - Aleksandyr Kolew.
Michał Guz
Copyright Arka Gdynia |