Aktualności
09.10.2018
Arka w końcówce rozstrzelała Zagłębie Lubin.
Kiedy po raz ostatni w jakichkolwiek rozgrywkach Arka pokonywała w Gdyni Zagłębie Lubin, był rok 2006, a do siatki przeciwnika trafiali: były już szkoleniowiec żółto-niebieskich Grzegorz Niciński i Janusz Dziedzic – dziś już emerytowany piłkarz, który przebranżowił się i prężnie działa na rynku nieruchomości. Dotknął ich upływ czasu. Potwierdza to tylko, że Arka nie ukontentowała swoich kibiców kompletem punktów w tym meczu przyjaźni od bardzo, bardzo dawna.
Przyjaźń na remis? Nie tym razem
Mecz przyjaźni. W przypadku starć Arki z lubinianami jest to niejednokrotnie słowo klucz. Tak samo i przed niedzielnym spotkaniem najczęściej słyszanym głosem był „1:1”. Ale nie dotyczyło to tego spotkania.
Pierwszy gol padł łupem zawodników Mariusza Lewandowskiego, kiedy bezpańską piłkę w polu karnym do bramki wstrzelił Sasa Balić. Arka chciała kleić „te swoje smółkowe akcje”, będąc bardzo długo w posiadaniu piłki i wymieniając krótkie podania, ale czyniła to nerwowo i rzadko kiedy wychodziło tak, jakby sobie tego w istocie życzyła. Ostatecznie do wyrównania udało się doprowadzić i był to gol przedniej urody. Po raz pierwszy po 448 dniach do siatki w ekstraklasie trafił Michał Nalepa, który perfekcyjnie przymierzył z rzutu wolnego. Remisem się jednak nie skończyło, co – mówiąc żartobliwie – stało się testem dla gdyńsko-lubińskiej przyjaźni.
Polski Jankes
Rzadko kiedy w karierze Macieja Jankowskiego można mówić o meczach dla niego wybitnych. I przeciwko Zagłębiu o wybitności pisać również byłoby przesadą, lecz nie ulega wątpliwości, że to zawodnik, który dał w tym meczu Arce najwięcej jakości. Nie miał kompleksów, by – mówiąc kolokwialnie – „zakładać rywalom siatki”. Czynił to nieraz i za każdym razem skutecznie. Efektowne zagrania poprzedzały jeszcze efektowniejsze przekładki z piłką na małej przestrzeni. Jankowski tego dnia wyjątkowo dobrze czuł piłkę i robił z niej pożytek.
O korzyściach dla drużyny można też mówić w sytuacji, po której piekielnie dokładnie z rzutu wolnego uderzył Nalepa. To właśnie Jankowski chwilę wcześniej był faulowany i to w taki sposób, że sprawca przewinienia Jakub Tosik zarobił drugą żółtą kartkę. Co więcej, napastnik Arki własnym nazwiskiem zadecydował o końcowym triumfie, gdy bezlitośnie wykończył akcje Luki Zarandii z boku pola karnego. Zagłębie otworzyło się na tyle, że gospodarze mogli kilkukrotnie podreperować sobie bilans bramkowy. Ostatecznie do siatki trafili jeszcze raz, za sprawą... Jankowskiego. Sytuację miał łatwą, ale stała się ona potwierdzeniem, że tego dnia futbolówka Jankowskiego wręcz pragnęła.
Tytułem końca...
Wygrana nad lubinianami ustanowiła najlepszą ligową passę Arki za czasów Zbigniewa Smółki. Trzy mecze bez porażki, w których żółto-niebiescy zdobyli siedem punktów – to wynik obecny, który do poprawienia będzie po przerwie reprezentacyjnej.
Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 3:1 (0:1)
Bramki: Jankowski (81.), (90.+2), Nalepa (56.) – Balić (12.)
Arka: Steinbors – Zbozień, Marić (52. Sołdecki), Helstrup, Marciniak – Danch, Nalepa (90. Aankour), Janota – Zarandia Ż, Siemaszko (72. Siemaszko), Jankowski.
Zagłębie: Hładun – Tosik Ż, Ż, CZ, Guldan, Dąbrowski Ż, Balić – Matras Ż (85. Janoszka), Matuszczyk Ż, Jagiełło – Pawłowski, Tuszyński, Bohar Ż (85. Sirotov Ż).
Widzów: 7776.
Copyright Arka Gdynia |