Aktualności
30.07.2018
Arka Gdynia przegrała z Jagiellonią Białystok
W meczu z wicemistrzem Polski ze strony Arki mieliśmy ujrzeć promocję ofensywnego futbolu. – Musimy zrobić wszystko, żeby było dumnie, a nie nerwowo – zapowiadał trener Zbigniew Smółka.
Zaczęło się obiecująco. Pierwszy kwadrans upłynął pod znakiem dominacji absolutnej Arki Gdynia. Gospodarze momentami zamykali rywali w hokejowym zamku, grając piłkę „smółkową”, a więc z dużą liczbą podań, z dużą dozą cierpliwości i przede wszystkim na połowie przeciwnika.
– Moim marzeniem jest utrzymanie przy piłce na połowie rywala – mówił przed meczem Smółka.
Wszystko wobec tego się sprawdzało. Poza jednym wyjątkiem – brakowało sytuacji. Arka potrafiła zepchnąć Jagiellonię pod jej pole karne, ale bramkarz Marian Kelemen nie miał praktycznie żadnej pracy. Jagiellonia wyglądała wówczas jak beniaminek debiutujący przy tak licznej publiczności w takiej lidze. Wydawało się, że spełni się któryś ze scenariuszy: albo konsekwencja przyniesie Arce korzyści i swoją przewagę skonsumuje bramkowo, albo do głosu dojdą goście.
Świderski egzekutor
Padło na drugie, wicemistrz Polski nie mógł sobie pozwolić na czekanie przez całe spotkanie. Tyle tylko, że przewaga Jagiellonii opierała się na identycznych aspektach, co gdynian: mamy piłkę przy nodze, rozgrywamy, ale okazji nie stwarzamy. Do czasu. Jagiellonii wystarczył jeden celny strzał, by uciszyć gdyński stadion. Z dystansu kropnął Karol Świderski i – jak się później okazało – nie był to jego jedyny „magic touch” w tym meczu. Wątpliwości budziło też w tej sytuacji ustawienie Pavelsa Steinborsa, który mógł stanął w odpowiedniejszym do tego strzału miejscu w bramce.
Odpowiedzieć chwilę później mógł Luka Marić, którego strzał z woleja na rzut rożny sparował Kelemen. Po tej sytuacji po grze Arki nie zanosiło się na wyrównanie. Już do końca meczu nie było widać dominacji z pierwszego kwadransa, zespół nie miał pomysłu, a z każdą minutą wyglądał na coraz bardziej zrezygnowany.
O jeszcze bardziej podłe nastroje w gdyńskim obozie zadbał kolejnym znakomitym dotknięciem Świderski. Wystarczyło, że wstawił nogę w polu karnym, ubiegł Maricia i pokonał znowu – wydaje się – niemrawego tego dnia Steinborsa. Co ciekawe, dwa bramkowe dotknięcia piłki skrzydłowego Jagiellonii stanowiły dwie trzecie celnych strzałów wicemistrzów Polski w tym meczu.
Mentalne rozbicie
Arka po tym trafieniu całkowicie się rozsypała. W ofensywie już kompletnie nie istniała. W sumie w dwóch pierwszych meczach sezonu oddała tylko dwa celne strzały.
Jakby tego było mało, jeden autorstwa jej środkowego obrońcy, drugi, który do uderzeń zaliczy się tylko statystycznie. Od wizji atakującej Arki do realizacji tego planu jest – jak widać – bardzo daleka droga.
Arka Gdynia – Jagiellonia Białystok 0:2 (0:1)
Bramki: Świderski (36. i 67.).
Arka: Steinbors – Zbozień, Marić Ż, Helstrup, Marciniak – Nalepa Ż (82. Sołdecki), Bogdanow (73. Danielak) – Zarandia, Cvijanović (65. Siemaszko), Aankour Ż – Kolew.
Jagiellonia: Kelemen – Burliga, Runje Ż, Mitrović Ż, Bodvarsson – Romanczuk, Grzyb (75. Frankowski) – Świderski (68. Kwiecień), Pospisil (85. Machaj), Wójcicki – Bezjak.
Widzów: 10 307.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |