Aktualności

27.02.2008
Moskalewicz i Sobieraj wracają do zdrowia w Szczecinie (Dziennki Bałtycki)
Dwaj podstawowi piłkarze Prokomu Arki Olgierd Moskalewicz i Krzysztof Sobieraj, zamiast na zgrupowaniu z Turcji, przebywają w Szczecinie. U znanego fizjoterapeuty Zbigniewa Pawłowskiego wracają do zdrowia i fizycznej sprawności po urazach, jakich doznali w meczach sparingowych na zgrupowaniu w Turcji.
Szczęście w nieszczęściu Sobieraja polega na tym, że on nie musi być gotowy do gry na pierwszy ligowy mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała, który rozegrany zostanie w Gdyni 8 marca. Nie musi, bo z powodu nadmiaru żółtych kartek i tak czeka go przymusowa przerwa.
- Ma pan rację - przyznaje zawodnik. - Ja chcę być do dyspozycji trenera w drugim wiosennym meczu, z Pelikanem w Łowiczu. Nikomu jednak nie życzę bólu, jaki miałem po ataku kazachskiego piłkarza na moje kolano. Wydawało mi się w pierwszej chwili, że mam coś złamane. Humoru nie poprawiło mi badanie w tureckim szpitalu, bo diagnoza miejscowego lekarza mówiła o zerwaniu więzadeł. Dopiero kolejne badanie USG w Polsce i pomoc Zbyszka Pawłowskiego spowodowała, że mam swoje "światełko w tunelu". Nie ma zerwania więzadła, a do wyleczenia wystarczą intensywne zabiegi rehabilitacyjne i takie właśnie przechodzę. Poprawę już widać, a w następnym tygodniu wracam do treningów z drużyną - deklaruje z optymizmem Sobieraj.
Od wczoraj ma w Szczecinie towarzystwo. Prosto z berlińskiego lotniska na zabiegach rehabilitacyjnych pojawił się Olgierd Moskalewicz.
- Mam skręcenie stawu skokowego. W niedzielę chodziłem o kulach, ale jak przyjechał Zbyszek Pawłowski, to w przenośni i dosłownie postawił mnie na nogi. W poniedziałek już nawet truchtałem wokół boiska. Teraz obaj z Pawłowskim wróciliśmy do Szczecina, bo tu są jednak lepsze warunki do rehabilitacji. Bardzo optymistycznie można założyć, że od poniedziałku będę już w miarę normalnie trenował. Pewnie w meczu sparingowym z OKS Olsztyn jeszcze nie zagram, ale na spotkanie z Podbeskidziem chciałbym już być gotowy do gry - twierdzi Moskalewicz.
Oby miał rację, bo Arka bez "Ola" za dużo traci na wartości.
Janusz Woźniak
Szczęście w nieszczęściu Sobieraja polega na tym, że on nie musi być gotowy do gry na pierwszy ligowy mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała, który rozegrany zostanie w Gdyni 8 marca. Nie musi, bo z powodu nadmiaru żółtych kartek i tak czeka go przymusowa przerwa.
- Ma pan rację - przyznaje zawodnik. - Ja chcę być do dyspozycji trenera w drugim wiosennym meczu, z Pelikanem w Łowiczu. Nikomu jednak nie życzę bólu, jaki miałem po ataku kazachskiego piłkarza na moje kolano. Wydawało mi się w pierwszej chwili, że mam coś złamane. Humoru nie poprawiło mi badanie w tureckim szpitalu, bo diagnoza miejscowego lekarza mówiła o zerwaniu więzadeł. Dopiero kolejne badanie USG w Polsce i pomoc Zbyszka Pawłowskiego spowodowała, że mam swoje "światełko w tunelu". Nie ma zerwania więzadła, a do wyleczenia wystarczą intensywne zabiegi rehabilitacyjne i takie właśnie przechodzę. Poprawę już widać, a w następnym tygodniu wracam do treningów z drużyną - deklaruje z optymizmem Sobieraj.
Od wczoraj ma w Szczecinie towarzystwo. Prosto z berlińskiego lotniska na zabiegach rehabilitacyjnych pojawił się Olgierd Moskalewicz.
- Mam skręcenie stawu skokowego. W niedzielę chodziłem o kulach, ale jak przyjechał Zbyszek Pawłowski, to w przenośni i dosłownie postawił mnie na nogi. W poniedziałek już nawet truchtałem wokół boiska. Teraz obaj z Pawłowskim wróciliśmy do Szczecina, bo tu są jednak lepsze warunki do rehabilitacji. Bardzo optymistycznie można założyć, że od poniedziałku będę już w miarę normalnie trenował. Pewnie w meczu sparingowym z OKS Olsztyn jeszcze nie zagram, ale na spotkanie z Podbeskidziem chciałbym już być gotowy do gry - twierdzi Moskalewicz.
Oby miał rację, bo Arka bez "Ola" za dużo traci na wartości.
Janusz Woźniak
|