Aktualności
27.03.2018
Ujemny bilans końcówek.
Trener Leszek Ojrzyński musi popracować nad koncentracją swoich zawodników. Jego zespół ma manierę tracenia bramek tuż przed końcem spotkania. Skutki takiego gapiostwa gdynianie najmocniej odczuli w niedawnym starciu z Jagiellonią Białystok. Do 94. minuty prowadzili 2:1, a mimo to przegrali 2:3.
Ale i we wcześniejszych meczach zdarzało im się stracić gola „na gwizdek" lub w ostatnim fragmencie meczu. Tak było w obu tegorocznych wyjazdach w Krakowie – z Cracovią (1:2, bramka Krzysztofa Piątek w 89. minucie) i Wisłą (2:3, trafienie Zorana Arsenica w 87. minucie). Ta reguła dotyczy również jesiennych spotkań Arki. Zaczęło się od konfrontacji z FC Midtjylland w Lidze Europy. Wtedy skończyło się odpadnięciem z rozgrywek (gol w doliczonym czasie gry). Wniosków z tej lekcji Arka nie wyciągnęła, bo w podobnych okolicznościach przegrała potem derby Trójmiasta z Lechią Gdańsk (0:1). Arce z kolei tylko raz udało się zapewnić wygraną rzutem na taśmę – z Górnikiem Zabrze u siebie.
– Szwankuje koncentracja – uważa Ojrzyński. Zdaniem szkoleniowca to tylko jeden z powodów niefrasobliwej gry żółto-niebieskich w końcówkach.
– Większość takich goli straciliśmy na wyjazdach, gdy gospodarze rzucili się na nas, a my opadliśmy z sił. Gdy rywal tylko wyczuje krew, na nasze nieszczęście, wykorzystuje to. Mam nadzieję, że podobne sytuacje już się nam nie przytrafią, tym bardziej że jesteśmy pomni doświadczeń. Musimy sami zacząć kontrolować mecz w końcówce. Licząc wszystkie stracone i zyskane punkty w ostatnich minutach wychodzi bowiem na to, jesteśmy na dużym minusie – przekonuje trener gdynian.
– Gdybyśmy dodali te punkty, bylibyśmy w ósemce... I to my rozdawalibyśmy karty – zauważa Ojrzyński.
Piotr Wiśniewski
Copyright Arka Gdynia |