W meczu 6. kolejki ekstraklasy z Górnikiem, Socha zderzył się w powietrzu głową z obrońcą zabrzan Michałem Kojem. Po chwili nieprzytomny wylądował na murawie. Z boiska został odwieziony do szpitala. Kilka tygodni dochodził do siebie. Zapewnia, że zdarzenie z sierpnia dawno wymazał z pamięci.
– Z moją głową jest już wszystko w porządku. W trakcie okresu przygotowawczego było dużo wysiłku, ćwiczyliśmy w siłowni, pracowaliśmy na dużych obciążeniach i ani razu nie miałem chwili słabości. Żadne dolegliwości, o których ostrzegali lekarze, nie pojawiły się. Mam nadzieję, że w ferworze walki nie będę martwił się o głowę. Pewne jest, że jej odstawiać nie muszę – mówi „PS" Socha.
Incydent z sierpnia sprawił, że w lidze piłkarz przestał grać. Przegrał rywalizację nie na własne życzenie. Do jedenastki powrócił ponownie w 18. serii spotkań. W Płocku z Wisłą zagrał jednak jako lewy obrońca.
– Czy kontuzja mnie wyhamowała? Na pewno. Przecież początek sezonu na prawej obronie należał do mnie. Grałem w ekstraklasie, Lidze Europy, potem zdarzył się ten nieszczęśliwy wypadek w Zabrzu. A do jedenastki wskoczył Damian Zbozień. Takie jest życie, cieszę się, że nic mi się nie stało i dalej mogę grać w piłkę. Cierpliwie czekam na swoją szansę – podkreśla obrońca Arki, który ma prawo czuć niedosyt po rundzie jesiennej.
– Chcę odzyskać miejsce w jedenastce, bo jesienią meczów ligowych rozegrałem mało. Kibicuję jednak Damianowi, który bardzo dobrze sobie radzi. Udanie rozpoczęliśmy wiosnę, oby nasza passa trwała jak najdłużej. Mam nadzieję, że przyjdzie mój czas i wtedy to ja się pokaże z dobrej strony – dodaje Socha.
Piotr Wiśniewski