Aktualności
16.02.2018
Czy Arka przestała już grać o utrzymanie?
Nikt w klubie nie wychodzi przed szereg z deklaracjami, co do celów na trwający właśnie sezon Lotto Ekstraklasy. Tak było rok temu, tak jest i teraz. To przynajmniej wersja dla mediów. Z takim budżetem (14,5 mln zł – przyp. red.) nie ma przecież szans bić się o czołowe lokaty. Choć piłka to sport, to również, a w zasadzie i przede wszystkim, biznes. Kto ma więcej, ten wygrywa. Reguła, od której w ostatnich latach odstępstw nie ma prawie żadnych. Masz pieniądze, to masz za co kupić zawodników, którzy będą w stanie zdobyć dla ciebie medal mistrzostw Polski.
Chcesz grać o utrzymanie? To do widzenia!
Arka, w porównaniu do większości ligowej stawki, nie ma zbyt wiele. Jej budżet jest czwartym od końca spośród zespołów ekstraklasy*. Mimo to, jako jedna z dwóch drużyn posiadających poniżej dwudziestomilionowe środki finansowe (obok Górnika Zabrze) jesień zakończyła w górnej ósemce. To historyczne osiągnięcie, bo jeszcze nigdy gdynianie nie zimowali na szóstej pozycji. Z czego to wynikało, wyjaśnia kapitan Arki Krzysztof Sobieraj:
– Trener Ojrzyński wychodzi poza schematy. Nie interesuje go podejście minimalne, po linii najmniejszego oporu. To nam wpaja. Pamiętam, jak raz w szatni, już chyba w tym sezonie, powiedział: „Nie będziemy grali o utrzymanie. Będziemy grali o coś znacznie więcej! To jest sport, jasne, i wszystko się może zdarzyć, ale nie chcę zawodników, których zadowoli tylko utrzymanie w tej lidze. Jeśli nie interesuje takich gra o coś więcej, to mogą już teraz wyjść. Nie będę ich potrzebował!”. Już wtedy wiedziałem, że ma jaja i trafiła się Arce odpowiednia osoba – zdradza Sobieraj.
Było to tym odważne, że chwilę wcześniej Ojrzyński miał piekielnie trudne zadanie utrzymania Arki w ekstraklasie, co ostatecznie mu się udało rzutem na taśmę. Ale 45-latek nie rzucał słów na wiatr. Jesień jasno pokazuje, że swoje prywatne założenia powoli realizuje. Cel? Górna ósemka, ale jemu marzy się najlepsza szóstka. To wynik, który byłby najlepszy w historii klubu, a Ojrzyński chce się w niej ponownie zapisać. Nie zadowala się już zupełnie odrealnionymi dwa lata temu osiągnięciami – Pucharem Polski oraz Superpucharem kraju. Jakby tego było mało, o palpitacje serca przysporzył całe duńskie miasteczko Herning, bo był o włos od wyrzucenia za burtę Ligi Europy zdecydowanego faworyta, FC Midtjylland.
Minęły już czasy, w których do Gdyni jak do piłkarskiej prowincji w glorii chwały krajowego lidera przyjeżdżała choćby Wisła Kraków z Maciejem Żurawskim, Tomaszem Frankowskim i Mirosławem Szymkowiakiem w składzie. A kibice przychodzili wówczas bardziej po to, żeby te gwiazdy zobaczyć na własne oczy, bo mało kto realnie brał wtedy pod uwagę wygraną Arki. Teraz fani wybierają się na Stadion Miejski oglądać waleczny zespół gospodarzy, który bez kompleksów idzie po swoje. Ale i na wyjazdach Arka to już niezwykle rzadko synonim miernoty i pokazu nieporadności.
Test z Lecha zdany
Zimowa przerwa często bywa weryfikacją. Gdy dodamy do tego słowa samego szkoleniowca, który mówi o wiośnie jako dużo trudniejszej przeprawie niż jesień, można zacząć wątpić, czy Arka nie wyląduje w dolnej ósemce. Mecz z Lechem Poznań, inaugurujący rundę, miał być pierwszym idealnym momentem na zlustrowanie ambicji. Okazał się dobrym prognostykiem. Pokazał, że Arka to już nie taka szara myszka w starciu z najlepszymi, jak jeszcze niedawno, a dobre wyniki z tymi faworytami nie są sensacjami, tylko stają się niewielkimi niespodziankami.
Arka więc powoli zaczyna przeczyć opinii, że w futbolu na względnie przyziemnym poziomie (czytaj: poziomie polskiej ekstraklasy) decydujący czynnik odgrywają pieniądze. Ale i od tego tematu nie da się uciec. Sam Ojrzyński, gdyby dostał zimą piłkarzy, o których myślał (pod kątem charakterologicznym, nie nazwisk), zapewne odważniej mógłby sypać deklaracjami. „Dostałeś to co chciałeś, by bić się o więcej, to teraz oficjalnie o tym powiedz” – pomyśleliby kibice.
Do dzisiaj w Arce brakuje jednak obiecanego, ogranego środkowego obrońcy, o którego od dawna za pośrednictwem mediów apeluje szkoleniowiec. Napastnik Enrique Esqueda, który właśnie podpisał kontrakt z zespołem, to też nie jest typ zawodnika, o którym Ojrzyński marzył. A jednak zaciska zęby i wymaga od tych, których ma, jeszcze więcej. I być może paradoksalnie przez brak zewnętrznego nacisku na wyznaczenie w końcu wyższych celów, niż odwieczny plan minimum, idzie mu tak dobrze.
* – dane za „Przegląd Sportowy”
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |