Aktualności
16.10.2017
Oceny piłkarzy Arki za mecz z Bruk-Betem.
Pavels Steinbors (3,5). Gdy wyciągał piłkę z siatki już po upływie niecałych trzech minut, nie miał kompletnie nic do powiedzenia. Rywale nie dali też mu się wykazać w dalszej fazie meczu: albo nie strzelali w ogóle, albo niecelnie.
Damian Zbozień (2,5). Sporo niedokładności w jego grze. Zaczął mecz od bardzo niedokładnego podania i tak w dalszej jego fazie grał również: niepewnie o celność podania. Włączał się kilkukrotnie w akcje ofensywne, ale zabrakło... tak – dokładności.
Michał Marcjanik (3). Przyzwoity mecz, choć momentami zostawał bez krycia, a przeciwnicy ze sporym rozmiarem wolnego terenu. Ustrzegł się jednak większych błędów, co w fachu na jego pozycji jest najistotniejsze.
Frederik Helstrup (3). Wszystko to, co przypisujemy Marcjanikowi, w tym meczu należy dopisać przy nazwisku Duńczyka. Z małym jednak szczegółem. To on mógł zapobiec utracie przez Arkę gola, gdyby tylko był nieco bardziej zdecydowany. A tak? A tak przy jego nazwisku większy minusik.
Adam Marciniak (3). Był dużo dokładniejszy niż Zbozień, ale rzadziej podłączał się w akcje ofensywne. W ogóle ostatnio Marciniak ograniczył trochę rajdy ofensywne. Wymóg trenera czy dołek formy?
Dawid Sołdecki (3,5). Trzeba jasno powiedzieć, że to dzisiaj murowana „szóstka” w Arce. Swoją strefę boiska ogarnia dość przyzwoicie, sporo biega, zbiega do bocznych sektorów, nie patyczkuje się w interwencjach. Kiedy trzeba przyspieszy i rozdysponuje piłką do przodu.
Patryk Kun (3). Motorycznie – pierwsza klasa. Siłowo – nieco gorzej. Filigranowy skrzydłowy Arki próbował wszystkiego, ale w pewnym momencie nie wyczuł, że albo przekombinował (jak choćby o zwód za dużo przed dośrodkowaniami), albo był czytelny (jak zejście do środka na uderzenie z lewej nogi). Musi wrócić do przeszłości, w której jego zagrania i decyzje były nieprzewidywalne.
Michał Nalepa (3). Mało widoczny w tym spotkaniu, jakby schowany. Nie brał na siebie tyle odpowiedzialności ile ostatnio. Wyglądał na lekko zmęczonego, brak było w jego graniu świeżości. Nie szedł przez to zbyt często do walki w stykowych sytuacjach.
Mateusz Szwoch (3). Leszek Ojrzyński dał mu szansę kosztem Yannicka Sambei. Czy się sprawdził? To piłkarze o odmiennej charakterystyce, ale na pewno złych słów o Szwochu nie można powiedzieć. Co prawda jakość wykonywanych rzutów rożnych mogła być wyższa, ale był mocno zaangażowany w gdyńską ofensywę w tym spotkaniu, bliski nawet fantastycznego trafienia w końcówce. Uderzył też nie do obrony z rzutu karnego.
Grzegorz Piesio (3,5). Rolę skrzydłowego w tym meczu czasami zamieniał na wszędobylskiego. Schodził do środka, odgrywał do pobliskich partnerów lub nawet przerzucał futbolówkę na drugą flankę. Miał kilka udanych rajdów – jak na skrzydłowego w końcu przystało – próbował, robił różnicę, lecz brakowało kropki nad „i”.
Rafał Siemaszko (2,5). Niewiele z tego meczu miał Siemaszko. W zasadzie piłek dostarczanych w jego kierunku było jak na lekarstwo. Jeśli się nie wrócił po nią sam, miał ciężko o pełne uczestnictwo w meczu. To nie był typowy mecz pod Siemaszkę, który chciał, szarpał, ale w piłkę grał niewiele, bo zbyt długo nie miewał jej przy nodze. Dochodził natomiast do pozycji strzeleckich, ale tak sytuacyjnych i tak trudnych, że nie można się dziwić niepowodzeniu.
***
Siergiej Kriwiec, Ruben Jurado i Filip Jazvić grali zbyt krótko, by ich ocenić.
Copyright Arka Gdynia |