Aktualności
18.08.2017
Pogoń karmi się ośmioma golami z Arką.
Dwa mecze, a w nich dwie wysokie porażki. Arka w ubiegłym sezonie Lotto Ekstraklasy przegrała w Gdyni z Pogonią 0:3, ale nie to było największym koszmarem. Otóż rewanż nie pozostawił złudzeń, a portowcy wygrali go 5:1! Po spotkaniu pracę stracił Grzegorz Niciński, zastąpił go obecny szkoleniowiec Leszek Ojrzyński. Z nikim jednak wcześniej w tamtym sezonie, ani później, Arka nie straciła aż ośmiu goli.
– Arka leży Pogoni. Ewidentnie. Karmi się tymi ośmioma golami z zeszłego sezonu. Ale statystyki to fajna rzecz do przeglądania, boisko może je całkowicie zamydlić. Poza tym to już element historii. Teraz sytuacja jest inna – przyznaje Ojrzyński.
I się nie myli. Choć to dopiero początek sezonu i wyciąganie daleko idących wniosków nie ma większego sensu, to fakty są następujące: Arka w pięciu meczach ligowych straciła jedynie dwa gole – obok Zagłębia Lubin ma najlepszą defensywę, Pogoń natomiast strzeliła ich tylko trzy – gorszego dorobku w lidze nie ma nikt. Mimo to obawy trenera żółto-niebieskich przed szczecińską ofensywą są niemałe.
– Już w tym sezonie Pogoń zaaplikowała trzy bramki swojemu rywalowi. I to komu? Lechowi Poznań... Trzeba na to uważać – zaznacza Ojrzyński, wspominając klęskę Kolejorza w 1/16 finału Pucharze Polski.
Z jednej strony arkowcy (również obok Zagłębia) są jedyną w lidze niepokonaną drużyną. Z drugiej zaś mają serię już czterech remisów z rzędu. Szklanka jest zatem do połowy pełna czy pusta?
– Nie jesteśmy z tego zadowoleni, bo mogliśmy zagrać lepiej. Z tych czterech remisów tylko w jednym byliśmy wyraźnie słabsi i z tego wyniku trzeba było się wtedy cieszyć – to był mecz z Koroną Kielce. Resztę mogliśmy, a niektóre nawet powinniśmy wygrać – kręci nosem szkoleniowiec, który zdaje sobie sprawę, że kolejny remis z pewnością nie będzie spełnieniem oczekiwań.
– Jasne, można się cieszyć, że jesteśmy niepokonaną drużyną, tym bardziej że ostatni czas to bardzo szybkie mecze, dużo rotacji. Ale w końcu trzeba wygrać. Teraz możemy zrobić pewne rzeczy inaczej, jest duży wybór wśród piłkarzy, a to cieszy. Mam raczej twardy orzech do zgryzienia, jak to wszystko poukładać, niż myśli, kim uzupełniać luki. To też dobry prognostyk przed sobotą – wspomina Ojrzyński.
Na pewno jednak nie zagra Tadeusz Socha, który w Zabrzu przeżył chwile grozy, gdy zderzył się głową z Michałem Kojem z Górnika. Głowa to delikatna strefa, dlatego szkoleniowiec nie dostał pozwolenia od lekarzy, by swojego obrońcę w ogóle brać pod uwagę na najbliższy mecz.
– Tadek na razie nie trenuje, odpoczywa. Będzie miał powtórne badanie, żeby upewnić się, czy nie ma krwiaka. Nie bierzemy go teraz pod uwagę. Nawet nie wiem, czy będzie zdolny na następny mecz z Lechem – zastanawia się Ojrzyński.
Po raz pierwszy też od blisko miesiąca żółto-niebiescy mieli sześciodniową przerwę między meczami. Ostatnia taka była między 21 a 27 lipca. Później regularnie grali co trzy-cztery dni. Na horyzoncie były trzy rozgrywki: Liga Europy, ekstraklasa i Puchar Polski. Jedno gdynianom odeszło, co paradoksalnie może dobrze wpłynąć na ich formę na krajowym podwórku.
– Przyjemnie jest grać często, nawet na trzech frontach. Ale teraz całkowicie inaczej się pracuje. Jest na wszystko czas, mogliśmy poprawić w tygodniu pewne rzeczy, potrzebna była też regeneracja. Grać co tydzień to komfort, bo łatwiej da się pewne rzeczy naprawić – uśmiecha się trener Arki.
Dawid Kowalski
Copyright Arka Gdynia |