Aktualności
27.07.2017
Kopano nas, nie piłkę. Legendy Arki Gdynia wspominają.
38 lat temu żółto-niebiescy w europejskim debiucie mierzyli się z bułgarskim Beroe Stara Zagora. Jest kilka analogii między Czesławem Boguszewiczem, ówczesnym trenerem Arki, a Leszkiem Ojrzyńskim, obecnym szkoleniowcem żółto-niebieskich. Obaj przejmowali zespół w trakcie sezonu i ich celem było spokojne utrzymanie, ale także walka w Pucharze Polski i obydwaj to trofeum zdobyli.
Arka z 1979 roku startowała jednak w Pucharze Zdobywców Pucharów od I rundy, natomiast drużyna Ojrzyńskiego musi przebijać się przez kwalifikacje Ligi Europy, zaczynając od III rundy.
Najmłodszy w historii
Boguszewicz do dziś pozostaje najmłodszym trenerem w Polsce, który zdobył krajowy puchar – dokonał tego w wieku 29 lat, choć karierę szkoleniową rozpoczął zaledwie rok wcześniej. – Na obecne czasy patrzę z małą zazdrością. Żałuję, że nie mogliśmy grać w takich okolicznościach jak dzisiejsi piłkarze, z kilkunastoma kamerami śledzącymi nasze poczynania. Nasz sukces z pewnością bardziej zapadłby w pamięć kibicom – twierdzi Boguszewicz.
Zdecydował się zostać trenerem, gdyż kilka miesięcy wcześniej doznał na treningu ciężkiej kontuzji oka i lekarze zabronili mu czynnie uprawiać sport. Przejął gdyńską drużynę przed ćwierćfinałem PP, a w kolejnych rundach jego piłkarze nieoczekiwanie wyeliminowali Lecha Poznań i Szombierki Bytom. W decydującym spotkaniu natomiast wygrali z Wisłą Kraków 2:1 po bramkach Janusza Kupcewicza i Tadeusza Krystyniaka.
– Mieliśmy naprawdę dobry zespół, odpowiednio zmotywowany do osiągnięcia sukcesu. Nie da się opisać, jak bardzo cieszyliśmy się ze zdobycia tego trofeum. Europa stała przed nami otworem – wspomina Boguszewicz
– Sukces był odpowiednio skonsumowany. Wtedy były też inne czasy, piłkarze nie byli tak świadomi jak dziś. Nie mieli takich oporów przed świętowaniem. Chodziliśmy z dumnie wypiętą piersią z zawieszonymi medalami. Byliśmy wówczas wniebowzięci. Duma nas rozpierała. To był wielki sukces Arki i jedyny jak dotąd w historii. Dumę czuję do teraz – mówił kilka miesięcy temu dla „PS” Kupcewicz.
Niezapomniany debiut
Zdobycie PP zapewniło arkowcom przepustkę do gry w PZP. – Wylosowaliśmy bułgarski zespół Beroe Stara Zagora. Byliśmy przekonani, że uda nam się go pokonać i przejdziemy do kolejnej rundy. Nie była to specjalnie silna drużyna, ale proszę nie myśleć, że ją lekceważyliśmy – uspokaja Tomasz Korynt, napastnik, który wystąpił w 135 meczach Arki.
Na swoim stadionie żółto-niebiescy pokonali bułgarski klub 3:2 po bramce nieżyjącego już Wiesława Kwiatkowskiego i dwóch trafieniach Korynta. – Pierwszy mecz w Gdyni dla mnie i reszty chłopaków był wyjątkowy. Atmosfera była świetna. Zdobyłem dwie bramki, radość na trybunach mnie rozpromieniała. Szkoda, że nie udało się zachować czystego konta u siebie – twierdzi Korynt.
Bułgarska (nie)gościnność
Mecz rewanżowy w Starej Zagorze dawny snajper Arki wspomina znacznie gorzej. – Już na lotnisku personel ostrzegał nas, że sędzia nie będzie nam przychylny. Tak samo w hotelu. Pamiętam, że arbitrem był Grek. Nasz masażysta Sokrates Cyndzas był tej samej narodowości, dlatego poprosiliśmy go, by zamienił ze swoim rodakiem kilka słów. Wyczuł jednak, że sędzia nie będzie naszym sprzymierzeńcem, co można było dostrzec w trakcie meczu. Za dużo się nie nagrałem. Kopano nas, a nie piłkę – dodaje strzelec 135 goli dla żółto-niebieskich.
– To były czasy komunizmu i największych przekrętów. Gdybyśmy nawet wygrali w pierwszym meczu 4:0, to w rewanżu przegralibyśmy 0:5. W rewanżu pierwsza bramka padła ze spalonego, druga natomiast po ewidentnym zagraniu ręką. Również z tego powodu żałuję, że spotkania sprzed kilkudziesięciu lat nie były kamerowane. Wówczas takie incydenty by nie przeszły – uważa Boguszewicz.
Od tego czasu Arka spotkała się z Beroe jeszcze raz: podczas otwarcia swojego nowego stadionu w 2011 roku. Padł remis 1:1, a bramkę dla gdynian w 90. minucie strzelił Emil Noll.
Łukasz Klinkosz
Copyright Arka Gdynia |