Aktualności
27.07.2017
Bułgaria zamiast Zachodu. Stronniczy Cypryjczyk.
Blisko 38 lat temu debiutancka przygoda Arki Gdynia w europejskich pucharach skończyła się po zwycięstwie u siebie 3:2 oraz wyjazdowej porażce 0:2 z Beroe Stara Zagora.
- Mimo upływu czasu doskonale pamiętam akcje, po których strzelałem gole, gdyż było one najcenniejsze w mojej karierze - ocenia Tomasz Korynt.
- Żałowaliśmy, że tak nisko wygraliśmy u siebie, ale po tym co działo się na wyjeździe mam wrażenie, iż jakby rywale potrzebowali wyniku 5:0, to cypryjski sędzia też by im to umożliwił - przypomina Czesław Boguszewicz.
- Rozczarowanie było nie tylko wynikiem, ale także był, że graliśmy w Bułgarii. Liczyliśmy, że będzie to furtka, aby pokazać się Europie Zachodniej - dodaje Janusz Kupcewicz.
Czy ich następcy będą mieli lepsze wspomnienia po dwumeczu z FC Midtjylland?
Arka Gdynia zadebiutowała w europejskich pucharach 19 września 1979 roku. W pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów na stadionie przy ul. Ejsmonda zmierzyła się z Beroe Stara Zagora. Doszło zatem do podobnej sytuacji jak teraz, że w stawce były wielkie kluby, a żółto-niebieskim przychodzi zmierzyć się ze stosunkowo mało znanym w Polsce zespołem.
- Na pewno było duże przeżycie, bo pierwszy raz graliśmy na międzynarodowej arenie o taką stawkę. Z tego powodu była radość. Natomiast wylosowanie Bułgarii to rozczarowanie. I nie chodziło o to, że chciałoby się grać z Juventusem Turyn, ale zdecydowanie większą frajdę mielibyśmy, gdybyśmy trafili na jakąkolwiek drużynę z Europy Zachodniej. Wiadomo, jakie wówczas były czasy i jak trudno było w inny sposób pojechać do takiego kraju - przypomina Janusz Kupcewicz, wówczas reprezentacyjny rozgrywający Arki.
Jednak ze sportowego punktu widzenia Beroe wydawał się idealne przeciwnikiem, by dostać się do drugiej rundy.
- Juventus byłby na pewno atrakcyjniejszy, ale my nie chcieliśmy skończyć na 1. rundzie. Co prawda z Bułgarami nigdy ani polskim klubom, ani reprezentacji nie grało łatwo, ale wierzyliśmy się, że tego rywala przejdziemy - przypomina Tomasz Korynt, najlepszy snajper tamtej Arki.
Bohaterem pierwszego meczu był Tomasz Korynt. Strzelił 2 gole, pierwszą bramkę zdobył Wiesław Kwiatkowski, a Arka wygrała 3:2.
- Co prawda miałem już wówczas na koncie występy w różnych reprezentacjach Polski, w których też strzelałem gole, ale były to mecze towarzyskie. Natomiast wtedy grałem w wyjątkowym spotkaniu tak dla klubu jak i miasta. Mimo upływu czasu doskonale pamiętam akcje, po których strzelałem gole, gdyż było one najcenniejsze w mojej karierze. Szkoda, że nie udało się utrzymać wyniku 3:1, bo może wtedy łatwiej grałoby się w rewanżu - dodaje Korynt.
Jacek Główczyński
Copyright Arka Gdynia |